38.

14 1 0
                                    

Gdy One i H12 wydostali się z piramidy, kobieta zaniosła demona w miejsce położone z dala od światła. Była ciemna noc. Wiał lekki wiaterek, a w powietrzu czuć było zapach spalenizny.

 Posadziła go na ziemi i oparła o jakiś budynek. Opatrzyła jego rany, potem  wyciągnęła kilka buteleczek z lekarstwami oraz kremami. 

- Wypij - powiedziała podając pacjentowi czerwony płyn w małej, różowej buteleczce,

- Niczego od... ciebie... nie przyjme.... - jęknął w odpowiedzi.

Nagle zaczął się krztusić. Kobieta delikatnie pochyliła go do przodu. H12 splunął krwią, po czym powtórzył to kilka razy.

One przyłożyła mu do nosa jakiś kawałek materiału, który był nasączony jakimś zapachem. Demon pociągnął nosem i poczuł, jak ból powoli go opuszcza/

- Lepiej? - uśmiechnęła się kobieta.

- Um...

- Lepiej. Dobrze, już nie powinieneś się krztusić. Wypij - znów podsunęła mu buteleczkę.

- Nie ma opcji!

- Polepszyło ci się - zaśmiała się. - Weź to.

- Nie...

One odkręciła butelkę. Odchyliła głowę pacjenta i delikatnie otworzyła jego usta.  Wlała mu jej zawartość, zmusiła do przełknięcia jej.

- Nie chcesz brać leków po dobroci, będę ci je podawała  siłą.

- To... Krew?

- Wiem, że wspomaga regeneracje twoich ran.

-  Dasz więcej?! -  wybuchnął nagle.

-  Wystarczy ci tyle - stwierdziła.

- Ty wredna su...

- Idę do kogoś, kto odwdzięczy mi się za pomoc - westchnęła.

Owinęła macką H12 i przypięła go do ściany.

- Żebyś nie uciekł - skomentowała. - Zaraz wrócę, aby dać ci pozostałe leki. Teraz, ze względu na twój stan, nie mogę ci podawać płynów ani pokarmu.

- Wracaj tu! Daj mi więcej krwi! Błagam!

One, nie zwracając na krzyki, odeszła. 

Podeszła do dwóch postaci, które siedziały niedaleko. Był to Jimi, pochylający się nad nieprzytomnym Kail'em.  Na widok kobiety, chłopiec podniósł wzrok.

- Nie wybudził się... - westchnął ciężko. - Foxy pobiegł pomóc Patix'owi i Stanowi.

- Rozumiem... - pochyliła się z troską nad chłopakiem. - Nie oddycha. Czas na resuscytację krążeniowo oddechową.

Przystąpiła do czynności RKO, a po jakimś czasie sprawdziła jego oddech. Podniosła się lekko zaskoczona.

- Oddycha, cud - powiedziała. - To prawdziwy cud! Normalnie RKO trzeba robić kilkanaście minut!

- Wybudza się! - zawołał Jimi z nadzieją w głosie.

Zaczął skakać dookoła przyjaciela i piszczeć z rodności.

- Co się....

- Nie ruszaj się - nakazała kobieta. - Możesz utracić więcej krwi. Leż, teraz opatrzę twoje rany.

Tak zrobiła, jak powiedziała. 

- Te rany... były źle zagojone... - powiedziała ze zgrozą w głosie. - Wiedziałeś o tym?

- Tak... Niestety, większość ran nie miałem jak opatrzeć.

- Rozumiem... To źle. 

- Nie dobrze mi...

Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz