9

12 2 0
                                    

Całe trzy dni młody Wojownik nie miał na nic czasu, tylko na przygotowywania. Nie spał, jadł tylko tyle, ile w niego wcisnął Stan i to  z wielki trudem. Ekscytacja sięgała zenitu, gdy nastał wieczór tuż przed wyjazdem. 

Shine siedział na swoim łóżku i jeszcze raz przeglądał swój plecak. Obok niego siedział Patix. Milczał, jak zwykle.

- Nie mogę się doczekać! - śmiał się Shine. - W końcu dowiem się czegoś o ukochanym braciszku!

- Świetnie.

Milczeli.

- Powinieneś porozmawiać z Kail'em - powiedział nagle.

- Masz racje! - Foxy zerwał się i jak stał, tak wybiegł z domu.

- Ale najpierw... - próbował wołać Patix, lecz głos utkwił mu w tchawicy. Nie miał jeszcze odwagi przyznać się Foxy'iemu do kłamstwa. 

..........................

Kail w tym czasie zaczynał się martwić o towarzysza. Od pamiętnej sytuacji, w której ten zrzucił go z drzewa, czarnowłosy nie widział już go.

- No tak  - mamrotał podczas oprawiania mięsa. - Już go polubiłem,  ten co.... Znowu ktoś mnie wystawił? Naiwne gówno ze mnie....

Wgryzł się w upolowanego zająca. Smak surowego mięsa nie przeszkadzał mu wcale.  Na początku często bolał go brzuch, lecz po kilku takich posiłkach przyzwyczaił się i objawy zniknęły. Co prawda, umiał rozpalić ogień, coś ugotować... Jednak zazwyczaj był tak głodny, że nawet nie pomyślał o jakimś "bezsensownym", w jego mniemaniu, gotowaniu.

Samotność  też nie przeszkadzała mu. Przynajmniej, tak uważał.

"Przynajmniej nikt się mnie nie czepia - myślał, kiedy czasami samotność mu zaczynała doskwierać.

Denerwowało, gdy widywał szczęśliwe rodziny, a  gdy ktoś chociaż wspomniał, jak to życie jest piękne... Szkoda gadać... Kail  już zupełnie nie wierzył  w szczęście. Jego życie obracało się wokół polowania i walce o przeżycie.  Jedzenie, spanie, jedzenie, spanie... i tak dalej... Nie był jednak takim potworem, za jakiego mieli go inni. Owszem, nienawidził  ludzi, a w ogóle to żadnych innych żywych istot, ale.... Zdarzały się momenty, że jego kamienne serce stawało się ciepłe. Zwłaszcza przy dzieciach. Nie raz zdążało się, że przyprowadzał zagubione dzieci do ich domów. Co prawda, rodzice tych dzieci byli niezadowoleni i, zamiast okazać mu wdzięczność, obrzucali go wyzwiskami, a czasem nawet... kamieniami. 

Jedynie owe dzieci darzyły go sympatią i czasem dawały mu coś do jedzenia.  Co prawda nigdy nawet się nie przedstawiał poznanym dzieciom. Maluchy nazywały "dzikim starszym braciszkiem".

Teraz siedział pod jabłonką z upolowanym zającem na kolanach.  Próbował jeść, ale wczuł się bardzo słabo. Stres? Możliwe... Westchnął i zrzucił mięso z kolan.

- Nie, nie mam ochoty jeść - powiedział do siebie. - Hm... Może faktycznie mu się coś stało...

Zabrał swój metalowy pręt i poszedł się przejść. Gdyby za kreatywne użycie metalowego pręta dawali nagrody, to Kail miałby już całą gablotę. Od polowania, do wspinaczki w różne miejsca. Używał go prawie do wszystkiego. (ŻADNYCH PODTEKSTÓW) 

 Nagle usłyszał jakieś zamieszanie. Dobył swojego metalowego pręta i  ruszył w kierunku hałasu.

Po chwili mrożący krew w żyłach widok. Otóż wygłodniały demon siedział na jego "przyjacielu" i próbował go ugryźć. Ten rozpaczliwie się bronił, lecz nie szło mu to najlepiej.

Kail niewiele myśląc doskoczył do demona i uderzył go prętem między wyłupiaste oczy.  Bestia, zaskoczona, puściła swoją ofiarę.  Rzuciła się na napastnika, a ten wbił swoją broń w jej pierś. Dźgnął ją kilka razy aż musiał uniknąć ciosu. Zręcznie przedostał się na najbliższe drzewo i zaatakował od góry. Potknął się jednak i upadł.  Bestia, odzyskując świadomość, chwyciła go i przycisnęła do ziemi. Chłopak próbował się wyrwać, lecz się nie udało. Nagle przez głowę demona przebił się czerwony nóż. Po chwili bestia leżała martwa.

Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz