36.

8 1 0
                                    

- To.. Gdzie teraz? - spytał Kail.

- Do przodu! 

- WOW! SERIO! NIE WIEDZIAŁEM!

- Idziemy tam! - Jimi wskazał na jedne z trzech drzwi w białej ścianie, których Kail nie zauważył wcześniej. - Ale... Czy na pewno wszystko w porządku?

- Co masz na myśli?

- Wiesz... w tamtej strzykawce był dość mocny środek na sen.  W ogóle, cud, że się wybudziłeś sam.

- Trochę mnie głowa boli, ale to nic takiego.

- Jesteś pewien? Może posiedzimy chwilkę, a pójdziemy zaraz?

- W sumie... co mi szkodzi.

- Fajnie, też sobie odpocznę...

Jimi usiadł koło przyjaciela. Spojrzał na krwawą plamę na podłodze i rękę, którą odrzucił na bok. Splunął, wytarł twarz w rękaw szlafroka. 

- Paskudztwo... - mruknął. - Nie chce mieć jego krwi na swoim ciele.

- Co ja ci poradzę?\ Krew, to krew.

- Fuj... 

-  Co ja ci poradzę? Mówię po raz drugi.

- Idźmy już... Niedobrze mi się robi, jak patrzę na jego paskudną krew!

- Dobrze - Kail spróbował się podnieść, lecz zakręciło mu się w głowie i usiadł znów. - Nie dam rady - jęknął.

- Dobrze, odpocznij. Nic się nie stanie jeśli popatrzę sobie troszkę.

- Spać mi się chce...

- Nie, nie! - zawołał wystraszony Jimi. - Nie wolno spać! 

- Niby czemu?

- Boję się, że leki mogą zadziałać ponownie, a ty... Możesz się nie wybudzić! I co ja sam zrobię?! - wskoczył mu na kolana i mocno przytulił. - Jesteś moim przyjacielem!

- Dobra... Postaram się nie zasnąć.

Oparł głowę na ramieniu młodego diabełka. Starać się, starał, ale to nic nie dawało. Oczy kleiły mu się bardzo, aż w końcu ten zasnął.

Diabełek próbował go wybudzić na różne sposoby. Od łaskotania do polewania chłopaka, znalezioną na ziemi, butelkowaną wodą, a po chwili wylanie jej całej zawartości na jego głowę.  Nic z tego. Nie udało mu się go obudzić. Sam nie był pewny, czy ten śpi, czy jest nie przytomny.

Jimi westchnął, a jego dłonie zadrżały. Martwił się bardzo. Nie znał tego leku, bo stosował go pierwszy raz. Wiedział tylko, że usypia i jest mocny, tyle.

- Jedyne, co teraz mogę zrobić, to kontrolować jego oddech. Chyba że... - zaczął grzebać w kieszeniach. - może mam lek na rozbudzenie... Różowy, na ból, niebieski, na kaszel, fioletowy... cholera wie... - mamrotał do siebie. - Nie, nic tu nie ma. No trudno... Tego fioletowego na nim nie przetestuję... - odrzucił jedną z kolorowych fiolek na zimie. Ta roztrzaskała się w drobny pył a wydobyta z niej substancja, wżarła się w podłoże, zostawiając parującą, czarną dziurę. - Aga... substancja żrąca - zachichotał Jimi.

Pochylił się nad nim, jedną rękę trzymając na jego klatce piersiowej.

- Jest oddech - uśmiechnął się. - To dobry znak.

"Czemu ja się o niego tak martwię - zacząl się zastanawiać. - Ciekawe... Lubię go, bardzo, nawet bym rzekł.

..........................

- Wstałeś już? - spytał diabełek, gdy tylko zauważył, że Kail otwiera oczy.

- Może... - mruknął w odpowiedzi. - Czemu mam całą głowę mokrą? Bluzę też... Dlaczego siedzisz mi na klatce?!

Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz