Rozdział 24

435 26 0
                                    

Poniedziałek wieczór

Tego wieczoru Hermiona usiadła naprzeciwko Theo, gdy cicho jedli kolację. Wciążobchodził się z nią jak z jajkiem, żałując tego, co wydarzyło się w sobotę. Zrujnowało to jego plany na weekend i nie zbliżyło ich do siebie. Po prostu jadł, obserwując ją, starając się jej nie denerwować.

Hermiona odmówiła spojrzenia na niego, przesuwając groszek na swoim talerzu, zbyt niespokojna i przygnębiona, by jeść. Wcześniejsza wizyta Ezmireldy mocno zaprzątała jej głowę. Przez chwilę rozważała opowiedzenie Theo o wizycie jego matki, ale tym razem wiedziała lepiej. Nie popełniłaby błędu, ofiarowując mu swoje ciało na srebrnym talerzu, co w zasadzie zrobiłaby, gdyby wiedział o żądaniu Ezmireldy.

Czuła na sobie jego oczy, wiedząc, że chce nawiązać z nią rozmowę. Chcąc pomyśleć o czymkolwiek innym, zignorowała go, wydobywając wspomnienia z popołudniowego spotkania z Ritą. Wszystko pięknie się układało. Trzy gobliny, wilkołak i skrzat domowy spotkały się z Ritą w weekend. Jeśli zostaną przedstawione we właściwy sposób, ich oświadczenia w połączeniu z wypowiedziami Moxie, miejmy nadzieję, zmuszą komisję rewizyjną do spełnienia prośby Hermiony. Jej prośba dotyczyła wezwania pewnych akt pracowników od Malfoy Enterprises.

Myśli o Malfoy Enterprises sprawiły, że Draco został wciągnięty na pierwszy plan jej umysłu; co wywołało wizje pięknych szarych oczu, miękkich, ale silnych dłoni, czułych ust, ramion, które wiedziały, jak ją trzymać, głosu, który wiedział, jak ją uwieść, dłoni, która wiedziały, jak ją ujarzmić. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Ogarnął ją spokój. Spokój przerwał czarodziej siedzący naprzeciwko niej.

- Wiem, że nadal jesteś na mnie zła i nie próbuję zmuszać cię do żadnych głębokich rozmów, ale gdybyśmy mogli zaangażować się w jakąś interakcję zamiast milczenia i unikania, byłoby miło.

Hermiona mogła powiedzieć, że starał się powstrzymać irytację w swoim głosie. Wiedziała, że ​​był sfrustrowany. Chciałaby widzieć mężczyznę, którego poślubiła, za tymi niebieskimi oczami, byłoby o wiele łatwiej. Teraz widziała tylko człowieka, którym się stał. Niezależnie od tego, potrzebowała by uwierzył, że daje mu szansę. Musiał uwierzyć, że naprawdę się starała. W przeciwnym razie cała ta maskarada była na nic.

Próbując powstrzymać wrogość w głosie, skinęła lekko głową.

- Spróbuję. - Upiła łyk z kieliszka wina. – Może opowiesz mi o swoim dniu – zasugerowała, starając się, by jej głos nie brzmiał na napięty, a twarz nie pokazała złości, którą czuła.

Po tych słowach Hermiona obserwowała, jak poruszają się usta Theo. Obserwowała go, gdy mówił i mówił, ale ledwo słyszała, co mówił. Skupiła się na utrzymaniu fałszywego zainteresowania. Od czasu do czasu kiwała głową i od czasu do czasu odpowiadała dobrze ułożonym „Uh-huh", aby poczuł, że jest zainteresowana.

– Zamierzasz odpowiedzieć? Co o tym myślisz? - Patrzył na nią wyczekująco, unosząc brew.

Jej uwagę przykuła zmiana tonu i głośności jego głosu.

- Hę? - Stanęła na baczność, nagle zdając sobie sprawę, że zadał jej pytanie.

- Czy ty w ogóle mnie słuchasz, Hermiono? Był wyraźnie zirytowany i być może też poczuł się urażony, sądząc po wyrazie jego oczu.

Próbując się odkupić, odpowiedziała szybko.

- Tak, oczywiście, że tak. Mówiłeś o przechowywaniu gazet, prawda?

Westchnął i potrząsnął głową, lekko przewracając oczami.

– No tak, jakieś pięć minut temu. - Po chwili kontynuował. - Mówiłem o konwencji w Filadelfii. - Powiedział niecierpliwie, nie patrząc już na nią, ale zamiast tego na swój talerz. Nie mogła nie zauważyć, jak przygnębiony wyglądał, chociaż desperacko starał się ukryć to swoim gniewem.

RomansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz