W towarzystwie swoich partnerek i przyjaciół Fred i George udali się do Wielkiej Sali. Jedynie Fred swoją partnerkę zobaczył dopiero przed Wielką Salą.
— Twoja panna się spóźnia, Freddie — odezwał się George. W odpowiedzi Fred zgromił go wzrokiem.
— Jaka tam moja... Integruję się z osobami spoza Hogwartu. To wszystko.
George udał, że absolutnie zgadza się z jego słowami. Do balu zostało jeszcze trochę czasu, więc Marcella miała jeszcze czas na przybycie. W końcu na pewno nie wystawiłaby Freda, tego George był pewien.
Nie minęło dużo czasu, aż przybyła Marcella w towarzystwie jakiejś swojej koleżanki. Koleżanka rozdzieliła się z Marcellą, chcąc szukać swojego partnera, a Włoszka zrobiła to samo.
— Tutaj, Marcella! — zawołał do niej Fred, zwracając na siebie uwagę dziewczyny, która uśmiechnęła się do niego.
Marcella prezentowała się nadzwyczaj elegancko - nosiła długą suknię w kolorze morza, która lekko rozszerzała się w talii i spływała ku ziemi. Cienkie ramiączka odsłaniały opalone ramiona Marcelli. Na jednym z nich spoczywały jej brązowe włosy, teraz skręcone w ładne loki i częściowo spięte z tyłu spinką ozdobioną pawimi piórami. W jej włosach połyskiwały morskie pasma, idealnie zgrywające się z kolorem sukienki. Idąc w kierunku Freda uśmiechała się szeroko, sprawiając, że w policzkach robiły jej się urocze dołeczki.
George zerknął na Freda, który starał się nie pokazywać po sobie, jak bardzo urzekła go uroda Marcelli, a jedynie uśmiechnął się do niej.
— Ciao — powiedziała po włosku. Fred i George już wiedzieli, że znaczy to tyle, co „Cześć".
— Ciao. — Fred spróbował powtórzyć włoskie przywitanie po niej, co wyszło mu nieco nieporadnie. Marcella jednak nie oceniała go za to - roześmiała się serdecznie, najwyraźniej urzeknięta tym, że Fred chciał się z nią przywitać w jej języku.
— Dobrze ci idzie, Fred — zapewniła go, na co Fred aż uśmiechnął się z dumą.
George zaśmiał się pod nosem. Ot, gołąbeczki, pomyślał.
Gdyby George nie wiedział, że właśnie wszedł do Wielkiej Sali, w życiu by się tego nie domyślił. Widać było, że personel Hogwartu chciał zrobić wrażenie na przybyszach z innych szkół. Wielka Sala była teraz zupełnie nie do poznania - dwanaście wysokich choinek ozdabiało pomieszczenie. Drzewka obwieszone były jagodami ostrokrzewu, a na gałęziach siedziały złote sowy, co jakiś czas pohukujące wesoło. Ściany poznaczone były szronem, który migotał w świetle lampek stojących na stołach i gwiazd na rozgwieżdżonym sklepieniu.
— Jak tu ładnie — westchnęła Alicja, rozglądając się z zaciekawieniem.
George musiał jej przyznać rację, podobnie jak Marcella, któraz zachwytem w głosie wymawiała jakieś włoskie słowa, najprawdopodobniej chwaląc dekoracje Wielkiej Sali.
Na czele do Wielkiej Sali wmaszerowali reprezentanci z osobami towarzyszącymi, zaraz za nimi weszli pozostali uczniowie. Tym razem w Wielkiej Sali nie było długich stołów, przy których zawsze siadali. Zamiast tego ustawiono ze sto stołów, przy każdym mogło usiąść dwanaście osób. Również sposób podawania potraw był inny - należało wymówić nazwę potrawy, aby pojawiła się ona na talerzu.
W czasie posiłku w Wielkiej Sali rozbrzmiewał gwar rozmów. Nie dało się ukryć, że wszyscy byli podekscytowani balem. Oprócz George'a i Alicji przy ich stole siedziało jeszcze dziesięć osób. Byli to Fred i Marcella, Lee i Angelina, Ron i Padma oraz współlokator bliźniaków z dormitorium - Edward Larch ze swoją partnerką. Przy stole toczyły się rozmowy na różne tematy, raz po raz towarzystwo parskało śmiechem, kiedy ktoś powiedział coś zabawnego. George zauważył, że Ron siedzi cicho i się nie odzywa, a do tego kogoś wypatruje.
— Coś taki milczący, Ron? — zapytał go. — Rozchmurz się trochę, to bal, a nie stypa!
Pozostali zareagowali śmiechem na uwagę George'a, jednak Ronowi z jakiegoś powodu nie było do śmiechu.
Nadszedł czas na taniec, który rozpoczęli reprezentanci. George patrzył, jak Harry nieco nieporadnie tańczy walca w Parvati, a Cedrik z wprawą obraca swoją dziewczynę Amy. Gryfon pomyślał, że po Rogerze Daviesie doskonale widać, jak ten ślepo wpatruje się we Fleur, urzeczony jej urodą. No i tajemnicza partnerka Wiktora Kruma okazała się być Hermioną, co bliźniacy wydedukowali dosyć szybko. Domyślili się, że to właśnie było powodem, dla którego Ron był jakiś markotny.
Kiedy reprezentanci zakończyli swojego walca, rozbrzmiała zupełnie inna muzyka - bardziej żywa, grana przez Fatalne Jędze, co ucieszyło wiele osób. George z uśmiechem porwał do tańca Alicję, a w trakcie jego trwania po raz kolejny zastanawiał się, gdzie podziewa się Kathleen. Wcześniej gdzieś mignął mu Caleb z Susan Bones, więc szukał wzrokiem czarnych loków Puchonki, jednak nie było to takie proste w tłumie ludzi.
Akurat obracał w tańcu Alicję, kiedy zauważył parę, która tańczyła obok nich. Z jakiegoś powodu dziewczyna wydawała mu się znajoma. Blada cera, długie, czarne i proste włosy, częściowo upięte wysoko i ozdobione złotymi, połyskującymi spinkami. Ubrana była w długą, czerwoną suknię z czarnymi kokardkami przy rękawach. Tańczyła z ciemnowłosym chłopakiem, ubranym w ciemnoszarą szatę, narzuconą na zdobną, białą koszulę z kamizelką w kolorze szaty. George nie miał pojęcia, kim ona mogła być. Nie wiedział też, czemu wydawała mu się ona tak znajoma. Postanowił jednak nie zaprzątać sobie głowy zastanawianiem się nad tym. Pewnie jeszcze znajdzie dzisiaj Kathleen. No chyba, że nie ma jej na balu. Tylko... Co mogłoby się zdarzyć, że jej nie było? I dlaczego George się nad tym zastanawia?
Kilka tańców później Alicja poszła się czegoś napić, zostawiając na chwilę George'a. Chłopak postanowił poszukać swojego brata. Może jakoś uda mi się odkleić go od Marcelli, pomyślał ze śmiechem. Zatrzymał go jednak czyjś melodyjny głos, który już znał:
— Hej, George.
Spojrzawszy w kierunku, z którego dochodził głos, zobaczył tę samą dziewczynę w czerwonej sukni, która tańczyła w parze obok niego i Alicji. Zamrugał oczami, zastanawiając się, czy aby dobrze dedukuje. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko figlarnie.
— Ładnie to tak nie przywitać się z koleżanką z Klubu Wyrzutków? — zapytała go, a wtedy George był już pewny, że rozmawia z Kathleen Black we własnej osobie. Był tylko zaskoczony tym, jak bardzo nie do poznania ona wyglądała.
— To Klub Młodszych Niedocenionych Geniuszy, Kathleen — przypomniał jej. — A... Szczerze powiedziawszy, to cię nie poznałem. Chyba dlatego, że zawsze miałaś loki...
Kathleen roześmiała się nerwowo.
— Tym razem chciałam... Wyglądać inaczej — stwierdziła. — I wypróbować szczotkę od was.
— To widzę, że działa bez zarzutu — zauważył George.
— No jasne, że tak — przytaknęła Kathleen. — Mi wyprostowała włosy, Amy zakręciła...
— O, robisz nam dobrą reklamę. — George pokiwał głową z uznaniem. — Zawsze możeny wejść w spółkę. My podrzucamy ci rzeczy od nas, a ty je reklamujesz — zażartował.
Kathleen roześmiała się.
— Merlin cię chyba opuścił.
— E, już dawno. — George machnął ręką, po czym wyciągnął dłoń do Puchonki. — Może zatańczymy?
CZYTASZ
Pozory mylą • George Weasley
FanfictionPracowitość, życzliwość, koleżeńskość, pokojowe nastawienie, cierpliwość, pomocność - oto cechy charakteryzujące typowego Puchona. Cierpliwość, wygadanie, nieufność, wierność, pracowitość i zamykanie się w wąskim gronie przyjaciół - te cechy charakt...