Rozdział 11. Dziesięć do zera dla Kathleen

4K 284 227
                                    

Święta w Hogwarcie nie były dla Freda i George'a niczym strasznym. Akurat w tym roku nie byli skazani na towarzystwo swojego starszego brata Percy'ego, więc ta sytuacja miała swoje dobre strony. Choć ich zdaniem był to mały problem, bo przez nieobecność brata w Hogwarcie mieli trudności z doprowadzaniem go do szału swoimi dowcipami.

Jak na razie tylko oni dwaj wiedzieli o talencie Kathleen - nie powiedzieli o tym nawet Lee, bo uznali, że dziewczyna najwyraźniej chce utrzymać to w tajemnicy. Bliźniacy nie mieli w zwyczaju zdradzania cudzych tajemnic.

— Myślisz, że po powrocie ze świąt nie przestanie śpiewać? — zapytał brata Fred.

— Na pewno nie — odparł George.

— O kim rozmawiacie? — zapytał Ron, dosiadając się do braci w pokoju wspólnym Gryffindoru.

— O McGonagall — odpowiedział krótko Fred, na co drugi z bliźniaków musiał udać kaszel, by zamaskować śmiech.

Ron zmarszczył brwi.

— Słyszeliście śpiewającą McGonagall? — zdziwił się, a bliźniacy byli rozbawieni naiwnością brata.

— Jasne, codziennie o tej samej porze staje na najwyższej wieży Hogwartu i tam wyśpiewuje swoje symfonie — odrzekł Fred zupełnie poważnie, ale Ron i tak wyczuł ironię w jego głosie.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Niedługo potem Elise niechętnie odprowadziła swoją córkę na peron numer dziewięć i trzy czwarte, by ta mogła wrócić do szkoły i kontynuować zgłębianie tajników magii. Kobieta nie lubiła, kiedy podczas nieobecności córki musiała przebywać sama w domu. Na całe szczęście miała jeszcze swoje zwierzęta, rodzinę i przyjaciół, którzy nie pozwalali jej odczuć samotności.

Stojąca obok nich Delilah wraz z Cariną żegnała nie tylko swojego syna, ale również męża.

— No to życzę wam udanego roku szkolnego — powiedziała Delilah, a następnie pocałowała w policzek najpierw Caleba, a następnie Remusa.

— Powiedziałaś to w taki sposób, jakbym wracał do Hogwartu jako uczeń, a nie nauczyciel — odpowiedział Remus, uśmiechając się.

— Cóż, prawie na jedno wychodzi — zaśmiała się i złożyła na ustach męża krótki pocałunek.

Elise patrzyła na parę z delikatnym uśmiechem, bo w końcu kibicowała im jeszcze wtedy, kiedy uczyli się w Hogwarcie. Z drugiej strony jednak gdzieś w głębi serca czuła ukłucie zazdrości ze względu na swoją sytuację. Spojrzała na Kathleen i uśmiechnęła się.

— Pilnuj Artemisa, Katie — powiedziała. Kathleen nie zdążyła odpowiedzieć, bo blondynka kontynuowała: — I staraj się unikać kłopotów.

— Och, mamo, co ja poradzę, że Kłopoty to najwyraźniej moje drugie imię? — odpowiedziała dziewczyna ze śmiechem.

Twarz magizoolożki ponownie rozjaśnił uśmiech. Poprawiła szalik brunetki, aby ta nie zmarzła w szyję.

— Byłam przy wybieraniu twoich imion, Katie, i zapewniam cię, że na drugie masz Carole.

Kathleen uśmiechnęła się i przytuliła mamę. Ta przykucnęła, przez co córka przewyższała ją więcej niż o głowę, ale kto by o to dbał?

— Widzimy się w czerwcu, mamo — powiedziała brunetka na pożegnanie. Elise uśmiechnęła się.

— Jeśli zajdzie taka potrzeba, to zobaczymy się jeszcze wcześniej — odpowiedziała i Kathleen od razu wiedziała, że chodzi o sprawę Hagrida i Hardodzioba. W czasie świąt gajowy dostał list od rady nadzorczej, w którym poinformowano go, że musi stawić się na przesłuchanie. Elise od razu zaoferowała się, że pójdzie tam razem z nim i zrobi wszystko, co w jej mocy, by hipogryfowi nie stała się krzywda. W podziękowaniu Hagrid przysłał im nieco twarde ciastka własnej roboty.

Pozory mylą • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz