Rozdział 8. Smak przegranej

4.4K 298 120
                                    

Rok szkolny spokojnie mijał, a uczniowie w Hogwarcie ze zniecierpliwieniem wyczekiwali meczu Gryfonów przeciwko Puchonom. Kathleen i Caleb naturalnie zamierzali kibicować drużynie Hufflepuffu, tak samo jak i Kyle z Finlayem.

Jednak zanim nadszedł dzień meczu, trzeba było przetrwać lekcje. Akurat w dniu, kiedy Puchoni z roku Kathleen mieli obronę przed czarną magią, wypadała pełnia, co znaczyło, że lekcję tę będą mieli z nikim innym, jak profesorem Snapem.

Nauczyciel odnosił się do Puchonów przeciwnie do tego, jak traktował Ślizgonów. Jednak jego relacje z uczniami Hufflepuffu były niczym w porównaniu z Gryffindorem, bo do nich pałał nienawiścią.

Kathleen była niezwykle niezadowolona, kiedy usłyszała, jaką pracę domową postanowił im zadać profesor Snape.

— Na następną lekcję napiszecie wypracowanie na temat rozpoznawania i uśmiercania wilkołaków — powiedział, a wtedy Kathleen spojrzała na nauczyciela z oburzeniem.

— Na temat czego?!

— Odejmuję Hufflepuffowi dziesięć punktów za podnoszenie głosu na nauczyciela — odpowiedział profesor bezbarwnym głosem.

Brunetka dyskretnie wywróciła oczami.

— Dobrze, czy mógłby pan wyjaśnić, dlaczego mamy pisać o uśmiercaniu wilkołaków? Nie sądzi pan...

— Radziłbym nie kwestionować moich sposobów nauczania, Black, bo inaczej będę zmuszony odjąć twojemu domowi kolejne punkty — odrzekł obojętnie nauczyciel, na co Kathleen prychnęła pod nosem, po czym pozbierała swoje rzeczy i wyszła z Calebem z klasy, ciesząc się, że nie będzie musiała mieć do czynienia ze Snapem do jutra, kiedy mieli eliksiry. Gdyby musiała mieć je jeszcze tego samego dnia, byłaby to dla niej katorga.

W ciągu tygodnia Elise informowała córkę o tym, jak idą sprawy związane z Hardodziobem. Lucjusz Malfoy nadal uparcie ustawał przy tym, że hipogryf ten jest niebezpieczny, ale magizoolożka uparcie broniła stworzenia. Jak na razie Ministerstwo nie skazywało Hardodzioba na egzekucję, co według blondynki szło w dobrym kierunku.

Dwójka Puchonów chętnie również odwiedzała Hagrida, pocieszając go, że zapewne wszystko się ułoży, a Hardodziobowi choćby pióro nie spadnie. Chociaż gajowy nie był przekonany co do tego, to jednak cieszyło go, że ma wsparcie zarówni tej dwójki, jak i trójki Gryfonów oraz Elise.

Uczenie się zaklęcia patronusa również nie szło im łatwo. Przypomnienie sobie najszczęśliwszego wspomnienia nie należało do najprostszych zadań, więc było zrozumiałe, że Kathleen i Caleb nie wyczarują od razu jakiegokolwiek patronusa. Dziewczyna wątpiła, by udało im się wyczarować choćby tego bezcielesnego, ale profesor Lupin wierzył, że prędzej czy później opanują tę umiejętność, co było dosyć pokrzepiające.

— Co mnie podkusiło, żeby zapisywać się na wróżbiarstwo? — westchnęła Kathleen, siedząc któregoś wieczoru na swoim łóżku w dormitorium i usiłując uzupełnić dziennik snów. Niestety, marnie jej to szło. — Jak mam uzupełnić ten dziennik, skoro wszystkie swoje sny zapominam od razu po obudzeniu się?

Hanna Abbott i Susan Bones zareagowały na to serdecznym śmiechem.

— Cóż, niektórzy wymyślali sny — Susan wzruszyła ramionami.

Kathleen również się roześmiała.

— To ma sporo sensu.

Brunetka jeszcze przez chwilę porozmawiała ze wspólokatorkami, po czym postanowiła naprawdę wymyślić jakiekolwiek sny, bo nie pamiętała niczego, co jej się kiedykolwiek śniło. Nie było to trudne zadanie, bo wystarczyło jedynie wysilić wyobraźnię. Podejrzewała, że profesor Trelawney nie zauważy, że jej sen o śpiewaniu przed publicznością nie był prawdziwy.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Rano przed meczem cały Hogwart żył właśnie tym wydarzeniem. Kathleen i Caleb może i nie mieli nic przeciwko oglądaniu meczy, ale nigdy nie czuli, że zawaliłby się świat, gdyby przegapili jeden z nich.

— O, Sofia — uśmiechnęła się Kathleen, zauważywszy nadlatującą sowę jej mamy.

Sofia zrzuciła paczkę na stół, po czym przysiadła na ramieniu Puchonki, która pogłaskała ją po czarnych piórach. W paczce dziewczyna znalazła nie tylko ciastka, upieczone przez Elise, ale również list od niej, napisany w taki sposób, że aby go odczytać, trzeba było naprawdę dobrze znać nadawczynię. Na szczęście Kathleen nie miała problemu z odczytaniem listu, toteż podała sowie ciasteczko bez dodatków i zajęła się czytaniem krótkiej wiadomości od mamy.

Mam nadzieję, że zdjęcie, które przysłałam ci poprzednio, umila ci czas w Hogwarcie.
Życzę smacznego i widzimy się już niedługo.

Mama.

Brunetka wzięła jedno z wielu ciastek (to w kształcie hipogryfa) i jedząc je, wyjęła z kieszeni zdjęcie od Elise. Nie potrafiła się z nim rozstać, więc ciągle nosiła je przy sobie - dzięki temu miała wrażenie, jakby rodzice wciąż byli tuż obok niej, pomimo że byli daleko. I to nawet od siebie samych, co wydawało się trzynastolatce przykre.

Caleb uniósł do ust szklankę z herbatą, zerkając na przyjaciółkę, ale nic nie powiedział. Wiedział, że Kathleen nieprędko rozstanie się z tą fotografią, a dodatkowo często ją oglądała, choć widziała ją wiele razy. Również wziął ciastko z pudełka, które podsunęła mu brunetka. Akurat jego przypominało kształtem niuchacza.

— Myślisz, że wygrają ten mecz? — zapytała, chowając zdjęcie.

Caleb nie zdążył odpowiedzieć, bo wszedł mu w słowo Cedrik Diggory:

— Nie ma innej możliwości — powiedział pewnie, na co Kathleen roześmiała się.

— Pewność siebie ci dopisuje, jak widzę.

— Trzeba być dobrej myśli — uśmiechnął się kapitan drużyny Puchonów, po czym wstał od stołu i ruszył do wyjścia.

Padający deszcz nie ułatwiał gry, wręcz przeciwnie - utrudniał ją. Ciężko było rozpoznać poszczególnych graczy, jedynie po kolorach ich szat do Quidditcha dało się odróżnić od siebie graczy obydwu drużyn. Ścigający podawali sobie kafla, starając się strzelić jak najwięcej goli, obrońcy usiłowali im to udaremnić, pałkarze odbijali tłuczki do przeciewnych drużyn, a szukający z zacięciem poszukiwali złotego znicza.

Po jakimś czasie gry Cedrikowi udało się złapać znicza. Kiedy Dumbledore uratował Harry'ego przed tragicznym upadkiem na powierzchnię, Puchon uważał, że złapanie znicza przez niego nie było sprawiedliwe w stosunku do Pottera, który niefortunnie spotkał się z dementorami. Diggory nalegał, by powtórzyć mecz, ale Oliver Wood stwierdził, że Puchoni wygrali uczciwie, co było jak najbardziej prawdą.

Przez kilka następnych dni Puchoni chodzili o wiele radośniejsi niż zwykle, bo nieczęsto wygrywali mecze. Uczniom Gryffindoru nie udzielił się entuzjazm Hufflepuffu - najbardziej widać to było na przykładzie bliźniaków Weasley, którzy patrzyli z oburzeniem na Cedrika.

— Musieli kiedyś poznać smak przegranej — wzruszyła ramionami Kathleen, widząc, jak Gryfoni rozpaczają po przegranym meczu.

Z tymi słowami Calebowi trudno było się nie zgodzić.

Pozory mylą • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz