Rozdział 19. Nie trać nadziei

3.1K 210 117
                                    

Drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się szerzej i do środka weszli Korneliusz Knot i Snape. Ten drugi prawdopodobnie był niezadowolony z faktu, że jego historia o tym, jak schwytał Syriusza Blacka, została przerwana.

— Co to ma znaczyć? — zapytał minister, patrząc na zgromadzone towarzystwo. Przeniósł wzrok na panią Pomfrey. — Dostali czekoladę?

Pięlęgniarka bez słowa pokiwała głową, a Harry od razu podjął swoją wypowiedź.

— Proszę mnie wysłuchać, panie ministrze! Peter Pettigrew udał własną śmierć, a Syriusz Black jest niewinny! Widzieliśmy Pettigrew...

— Harry, wszystko musiało ci się pomieszać — zaprotestował minister. — Black jest winny tego, co zrobił, zawsze był i oczekuje na swoją karę. A Peter Pettigrew nie żyje...

— Mój tata zawsze był niewinny — powiedziała Kathleen stanowczo. Podczas gdy Harry próbował przekonać ministra głośnym krzykiem, ona starała się brzmieć na jak najbardziej opanowaną. — Wysłaliście go do Azkabanu bez jakiegokolwiek osądu...

— Ponieważ nie był potrzebny — przerwał jej Snape, a Kathleen zacisnęła zęby ze złością. — Sam pan widzi, panie ministrze, Black pomieszał im w głowach...

Teraz już nie wystarczyło jej policzenie do dziesięciu, choć nawet nie zdążyła doliczyć do tej liczby, bo wyrwała się z protestem, już nawet nie dbając o to, że brzmi tak samo, jak Harry przed chwilą.

— Przesadza pan, profesorze! Osąd jest potrzebny zawsze, a nam nikt nie pomieszał w głowach! Jeśli już ktoś ma pomieszane w głowie, to...

— I nawet nie miał problemu z namieszaniem w głowie własnej córce... — dodał profesor. Brunetka odnosiła wrażenie, że bawią go jej próby obrony swojego rodzica.

Pani Pomfrey nie zamierzała pozwolić, by jej pacjentom przeszkadzano w powrocie do zdrowia, dlatego nakazała Knotowi i Snape'owi opuścić skrzydło szpitalne. Kathleen ze zrezygnowaniem przysiadła na swoim łóżku tuż obok Caleba, który opiekuńczym gestem położył jej dłoń na plecach i przygarnął do siebie.

Miała wrażenie, że dla jej taty nie ma już żadnego ratunku, kiedy do skrzydła szpitalnego wszedł dyrektor. Pani Pomfrey wyglądała, jakby miała zamiar nakrzyczeć na całą trójkę.

— To poważna sytuacja, Poppy — wyjaśnił Dumbledore. — Muszę zamienić słówko z obecnymi tu uczniami.

Pani Pomfrey trzasnęła drzwiami do swojego gabinetu i pozwoliła dyrektorowi na rozmowę z pacjentami, podobnie jak Knot i Snape, którzy kolejno wyszli ze skrzydła szpitalnego.

Kathleen ze zdziwieniem zauważyła, że Dumbledore wcale nie trzyma strony Knota i Snape'a, uważając, że pomieszano im w głowach. Przeciwnie - posłał jej krótkie spojrzenie, z którego wyczytała, że nie powinna tracić nadziei. Nie miała pojęcia, w jaki sposób miałoby jej to pomóc, jednak coś jej mówiło, że nauczyciel może mieć rację i rzeczywiście była jeszcze jakaś nadzieja.

Harry i Hermiona mówili jedno przez drugie, tak, że Kathleen gubiła się już, kto co powiedział. Możliwe, że Dumbledore również, bo uniósł dłoń, by ich uciszyć.

— Musicie mnie wysłuchać, moi drodzy, i proszę, abyście nie przerywali, bo mamy niewiele czasu. Nie ma dowodu na to, że to, o czym mówicie, jest prawdą. Jedynie wasze słowa, a niestety to nie przekonuje ministra. Przed laty potwierdziłem w Ministerstwie, że to Syriusz Black był Strażnikiem Tajemnicy Potterów...

Nie obyło się oczywiście od przerywania dyrektorowi, za co Kathleen chciała kazać Potterowi się zamknąć.

— Wersja profesora Snape'a jest niestety o wiele bardziej wiarygodna, a bez Pettigrew nie mamy żadnych szans na obalenie jej — mówił dalej Dumbledore.

— Więc... Pan wierzy, że... Że tata jest niewinny? — zapytała Kathleen cicho.

— Tak, ale niestety nie jestem w stanie zmusić innych do zrozumienia, jak było naprawdę — odpowiedział, posyłając jej łagodne spojrzenie, po czym przeniósł je na Hermionę. — Przydałoby się nam więcej czasu...

Po krótkiej chwili Gryfonka wyglądała tak, jakby nagle coś sobie uświadomiła. Nikt z pozostałych jednak nie dowiedział się, co, bo profesor kontynuował:

— Syriusz Black jest zamknięty w gabinecie profesora Flitwicka na siódmym piętrze. Trzynaste okno na prawo, licząc od Wieży Zachodniej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, tej nocy będziecie mogli uratować więcej niż jedno niewinne życie.

Dumbledore ruszył do drzwi, a zanim wyszedł z pomieszczenia, spojrzał na nich przez ramię.

— Pamiętajcie, że nikt nie może was zobaczyć — po tych słowach spojrzał na zegarek. — Trzy obroty powinny wystarczyć, panno Granger. Powodzenia.

Po tych słowach drzwi zostały zamknięte na klucz. Kathleen nie do końca rozumiała, co dokładnie profesor miał na myśli, ale miała wrażenie, że zaraz się dowie. I nie myliła się.

Hermiona gestem przywołała do siebie Kathleen i Harry'ego. Puchonka prawie do niej podbiegła, a za nią poszedł Caleb.

— To jest zmieniacz czasu — powiedziała, zapinając łańcuszek na szyi Harry'ego i Kathleen. — Nie mam pojęcia, czego oczekuje od nas Dumbledore, ale... Cofniecie się trzy godziny do tyłu.

Brunetka wiedziała, na czym polegają zmieniacze czasu, ale o wiele bardziej zastanawiał ją fakt, że Hermiona nie wybierała się tam z nimi. Kiedyś pewnie nawet nie przeszłoby jej przez myśl posłanie Kathleen trzy godziny do tyłu. Teraz posłała Puchonce spojrzenie mówiące jej, że to ona powinna iść na ratunek swojemu tacie.

— Dzięki — powiedziała cicho do Hermiony, na co ona tylko uśmiechnęła się nieśmiało i zakręciła trzy razy zmieniaczem czasu. Zaraz potem Caleb, Hermiona i całe skrzydło szpitalne rozpłynęło jej się przed oczami, a niedługo potem ona i Harry pojawili się w sali wejściowej Hogwartu.

Kathleen rozejrzała się dookoła, zdumiona faktem, że naprawdę cofnęli się w czasie. Odpięła łańcuszek i podała go Gryfonowi, który jednak wolał, by to ona go przypilnowała. Zdziwiło ją to nieco, bo kiedyś on i jego przyjaciele nie ufali jej aż tak - może byliby i w stanie pomyśleć, że dawanie jej czegoś na przechowanie nie jest mądrym pomysłem. Widocznie teraz, po dowiedzeniu się prawdy o niewinności Syriusza, Harry zrozumiał swój błąd, ale to nie oznaczało, że brunetka zamierzała od razu pałać do niego sympatią.

— Mamy wieczór, więc chyba jakoś o tej porze wybieraliście się do Hagrida, co? — powiedziała do Harry'ego, który po jej słowach pociągnął ją do komórki na miotły, bo z daleka słuchać było czyjeś kroki.

— Tak, teraz idziemy — zgodził się, przyciskając ucho do drzwi — i lepiej, żebyśmy się nie spotkali — dodał. Wyglądał tak, jakby się nad czymś zastanawiał. — Dumbledore chce, żebyśmy coś zmienili, coś, co wydarzyło się trzy godziny temu...

Obydwoje zostali oświeceni w tym samym momencie, bo spojrzeli po sobie, wiedząc, że myślą o tym samym.

O Hardodziobie.

— Jeśli uratujemy Hardodzioba, tata będzie mógł razem z nim uciec. Obaj przeżyją. Uratujemy więcej niż jedno niewinne życie, rozumiesz to, Potter?! — Kathleen o mało co nie zaczęła krzyczeć z radości.

— Rozumiem, Black — odparł Harry, nasłuchując kroków.

W sercu brunetki ponownie zamieszkała nadzieja. Teraz miała szansę zrobić wszystko, by jej rodzina znów była w komplecie i nie zamierzała zaprzepaścić tej szansy.

Pozory mylą • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz