Rozdział 18. Ułaskawiony

3.4K 240 79
                                    

Remus uniósł różdżkę, a z jego ust padły słowa, których Caleb w życiu by się nie spodziewał. Kathleen widziała to po swoim przyjacielu.

— Powinieneś się nad tym wcześniej zastanawić, Peter — powiedział cicho. — To było do przewidzenia, że jeśli Voldemort cię nie zabije, to my to zrobimy. Miło było znów cię zobaczyć, Peter.

— Nie! — zawołali jednocześnie Harry, Kathleen i Caleb. Trójka dorosłych spojrzała na nich z przeróżnymi wyrazami twarzy - u Elise dało się zauważyć cień ulgi.

— Harry, przez niego twoi rodzice nie żyją — zauważył Syriusz ze złością, skierowaną do Petera. — Zamierzasz go teraz ułaskawiać?

— Zaprowadzimy go do zamku, tylko... Nie zabijajcie go.

Słysząc to, Pettigrew padł Harry'emu do stóp.

— Dziękuję ci, Harry... Nie zasłużyłem na to...

— Odejdź — syknął Potter. — Robię to dlatego, bo uważam, że tata nie chciałby, by jego przyjaciele zostali mordercami... Przez ciebie. Niech zajmą się tobą dementorzy.

Kathleen zrobiła kilka kroków, by znaleźć się bliżej rodziców.

— Większość ludzi uważa cię za mordercę, tato — powiedziała cicho. — Chociaż to nie jest prawda, ale zabijając go, pokażesz światu, że...

Utkwiła wzrok w podłodze, obawiając się, że powiedziała za dużo.

— ... Że to prawda? — dokończył za nią Syriusz, na co ona tylko pokiwała głową. Spojrzawszy znów na ojca, nie zauważyła w jego oczach ani cienia gniewu. To ją uspokoiło.

Koniec końców Syriusz i Remus opuścili różdżki, decydując się nie zabijać Petera, co Elise przyjęła z ulgą - pomimo że ich dawny przyjaciel zrobił straszną rzecz, to nie wyobrażała sobie, by został przez nich zabity.

Jakiś czas później opuszczali już Wrzeszczącą Chatę zwartym pochodem, któremu przewodzili Krzywołap i Artemis, głośno pomiaukując. Zaraz za Ronem i Remusem, którzy prowadzili Petera, a także Calebem, który szedł u boku taty, szła niewielka rodzina Blacków, która tym razem była już w komplecie, co niezmiernie ich cieszyło. Syriusz rozmawiał z Harrym, jednocześnie trzymając dłoń na plecach swojej córki oraz prowadząc Snape'a, który lewitował przed nimi. Kathleen nie do końca zwracała uwagę na to, o czym rozmawiają - co prawda wyłapała jakąś propozycję dla Harry'ego odnośnie wyrwania się od nieznośnego wujostwa, ale nie było to dla niej zbyt istotne. Dzisiejszy wieczór dał jej tyle nadziei, że nawet Draco Malfoy nie byłby w stanie zepsuć jej dobrego humoru.

Niestety, niebezpieczeństwo zawsze samo wybierało sobie dogodne momenty do wkroczenia. Nikt, a już zwłaszcza Remus, nie pamiętał, że tego dnia wypadała pełnia. Nie stanowiłoby to kłopotu, gdyby mężczyzna wypił swój Wywar Tojadowy, jednak ich nadzieje były płonne - Lupin w zastraszającym tempie stawał się wilkołakiem, który nieświadomie mógł zrobić im krzywdę.

Kathleen nie zdążyła zauważyć, kiedy jej ojciec również zniknął, jednak chwilę później zauważyła go w jego animagicznej formie. Syriusz starał się ochronić ich przed wilkołakiem, w czasie gdy Peter zdążył zwiać. Elise widząc, że jej mąż może sobie nie poradzić, również przemieniła się w animaga, po czym jako niewielki skowronek odwróciła uwagę Remusa od rannego Syriusza.

— Syriuszu, Peter uciekł! — zawołał Harry do leżącego na trawie Syriusza, wciąż w postaci psa.

Kathleen podbiegła do niego i przykucnęła, patrząc na ojca ze strachem w oczach.

— Tato, mama... Ona tam poleciała... Uratowała cię...

Wspomnienie Elise stanowiło dla niego jakby zastrzyk energii. Syriusz poderwał się z miejsca, uprzednio trącając Kathleen łapą, po czym pomknął w ciemność, chcąc ratować ukochaną.

Pozory mylą • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz