Kathleen usadowiła się przed Harrym. Otaczały go sterty przeróżnych książek, w których rozpaczliwie szukał odpowiedzi na dręczące go pytanie. Dotyczące drugiego zadania, jak podejrzewała, bo podobne rozterki przeżywał Cedrik. Na szczęście on już wcześniej udało mu się rozwikłać zagadkę, jaką rzuciło mu złote jajo. Dla dobra Pottera miała nadzieję, że jemu również udało się dowiedzieć, jaką wiadomość miało dla niego jajo.
Przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nimi niezręczna cisza. Kathleen nie przywykła do rozpoczynania rozmów. Nie miała pojęcia, o czym właściwie miałaby zacząć z nim rozmawiać. Zagaić, jaka ładna dziś pogoda, mimo że w istocie na zewnątrz było zimno? Zupełnie bez sensu. Może powinna zapytać go, jak idą mu przygotowania do drugiego zadania? Głupie pytanie. W końcu drugie zadanie miało być już kolejnego dnia. To jasne, że Harry doskonale wie, co i jak. Z drugiej jednak strony, dlaczego tak gorączkowo przerzucał strony w książce, jakby się paliło?
— Eee... Jak leci? — zapytała, zastanawiając się, jak głupkowato musiało zabrzmieć jej pytanie. Zaraz potem machnęła ręką w myślach. Przesadzasz, Black, skarciła samą siebie. Przecież ludzie pytają się na ogół, jak leci.
Harry wzruszył ramionami.
— Cóż... Trudno mi powiedzieć, aby wszystko szło po mojej myśli...
— Czasami trzeba przetrwać burzę, aby móc opalać się w słońcu — stwierdziła Kathleen, na co Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem. — No co? To chyba zabrzmiało wystarczająco pocieszająco jak na mnie.
Gryfon uśmiechnął się.
— Jasne. Bardzo pocieszające. Co właściwie cię podkusiło, aby się do mnie przysiąść? — zapytał zaciekawiony.
— No, akurat szłam do biblioteki, to pomyślałam, że przyjdę i się przywitam — wyjaśniła. — W zasadzie już się przywitałam, to mogłabym już iść i ci nie przeszkadzać...
— Nie musisz — zapewnił ją Harry. — Miło będzie mieć z kim porozmawiać przy szukaniu... Czegoś.
— Czego? — Kathleen zmarszczyła brwi.
Gryfon westchnął.
— Odpowiedzi na zagadkę złotego jaja...
— Poczekaj. — Kathleen aż nie dowierzała. — Do tej pory nie udało ci się jej rozwiązać?
Harry pokręcił głową.
— Nie. Jest potwornie trudna...
—A Cedrikowi dało się ją rozwiązać? — zapytał Harry, na co Kathleen pokiwała głową.
— Owszem. Jakoś mu się to udało, choć dużo razy narzekał, że ciężko było ją rozwiązać...
Kathleen widziała po Harrym, że najchętniej zapytałby ją wprost, czy wie, jakie jest rozwiązanie zagadki. Widać jednak w Gryfonie kłóciły się dwie sprzeczności - chęć łatwiejszego znalezienia rozwiązania i uczciwość. Kathleen nie miała nic przeciwko pomocy mu, jednak... Ją również powstrzymywała uczciwość, która sprawiała, że Tiara Przydziału umieściła ją w Hufflepuffie, a nie w Slytherinie, jak początkowo rozważała.
— Wybacz, że nie mogę ci powiedzieć, do czego doszedł Cedrik —przeprosiła.
— Nie martw się — zapewnił ją Harry. — To zrozumiałe. Doszedł do tego sam. Nieuczciwie byłoby, gdybym tak po prostu poprosił cię o zdradzenie mi tego.
Nawet jeśli Kathleen czuła się w zgodzie ze sobą, to jednak gdzieś tam w środku odczuwała delikatne wyrzuty sumienia. Nie musiała się bardzo wysilać, aby pomóc Harry'emu - wystarczyło tylko naprowadzić go na odpowiedni kierunek. Jak jednak miała to zrobić, nie krzywdząc w ten sposób wysiłku Cedrika? Mogła zrobić tak wiele, a jednocześnie tak mało.
• • •
— Gdzie się podziewa Amy? — zapytała Kathleen, wróciwszy do pokoju wspólnego Puchonów. Była nieco zaskoczona nieobecnością swej kuzynki - o tej porze Amy zazwyczaj się uczyła. Miała ambicje na aurorkę, a więc przykładała się do nauki na tyle, na ile tylko mogła. Tyle że nigdzie jej nie było, co zdziwiło Kathleen.
— Szczerze mówiąc, ja też się nad tym zastanawiałem — przyznał Caleb. — Do tej pory powinna dawno wrócić od profesor McGonagall...
— Nie może być. — Kathleen uniosła brwi. — Amy dostała szlaban?
— O to musisz już ją pytać — zaśmiał się Caleb.
Niestety, tamtego dnia Kathleen nie miała możliwości zobaczyć się ze swoją kuzynką. Zobaczyła ją dopiero kolejnego dnia, kiedy to Cedrik wyciągnął ją z jeziora jako skarb, który podstępne trytony ukrywały na jego dnie. Wówczas okazało się też, że Harry'emu najwyraźniej udało się rozwiązać zagadkę od złotego jajka - zdobył on bowiem czterdzieści pięć punktów dla Hogwartu.
Syriusz już dawno zakomunikował Kathleen, że chce się z nią spotkać zaraz po tym, jak osiądzie w Hogsmeade. Dziewczyna nie była szczególnie zadowolona z takiego obrotu spraw. Obawiała się, że ktoś w jakiś sposób wykryje jego obecność i Syriusz ponownie wyląduje w Azkabanie. Tyle lat przeżyła bez niego, że cieszyła ją nawet możliwość zobaczenia go raz na jakiś czas i sam fakt, że jest on bezpieczny, jednak jak miał być bezpieczny w Hogsmeade? Problem polegał na tym, że głupio jej było wymagać od ojca czegoś, czego ten nie pragnął. Syriusz chciał wolności, nie chciał ponownie czuć się zamknięty gdziekolwiek, nawet ze względu na swoje bezpieczeństwo.
Mimo wszystko uścisk od niego, który Kathleen otrzymała przybywszy do jaskini, sprawił, że dziewczyna na chwilę zapomniała o otaczającym ją świecie. Syriusz wyglądał teraz nieco inaczej niż wcześniej - kiedy ostatnio go widziała, miał na sobie podartą, więzienną szatę. Teraz nosił jakieś przyduże ubrania, prawdopodobnie własne, których Elise nigdy nie miała serca się pozbyć - trzymała je z myślą, że pewnego dnia Syriusz wróci, a wówczas się one przydadzą. Widać jednak było, że koszula, którą miał na sobie, jest na niego nieco za duża. Nie było co się dziwić - pobyt w Azkabanie sprawił, że trochę zmizerniał, a więc koszula nie bez powodu na nim wisiała.
— Miło cię widzieć, Katie — przywitał się z nią, po czym uśmiechnął się do Caleba. — Ciebie również, Caleb.
— Tato, jesteś pewien, że jesteś tu bezpieczny? — zapytała Kathleen. — Przecież mogą cię tu znaleźć...
— Nie martw się, Kathleen. Nie mam zamiaru dać się im złapać — stwierdził Syriusz z pewnością w głosie. — Niewielu wie, że jestem animagiem.
Miał rację. Zwykły, czarny pies zmierzający do jaskini nie był niczym szczególnym dla mieszkańców Hogsmeade - mogli uznać go po prostu za przybłędę, co Syriuszowi dawało wręcz idealne alibi.
— Widziałeś się ostatnio z mamą? — zaciekawiła się Kathleen.
— Ostatnio widziałem ją pod koniec stycznia — odrzekł Syriusz. Minę miał nietęgą, co sugerowało, że nie jest zachwycony z tej rozłąki.
— Tak dawno? — zdziwiła się Kathleen. — Myślałam, że widzieliście się jeszcze później...
— Nie, Katie — zaprzeczył Syriusz. — Bardzo chciałbym spotkać się z Elise, ale... Nie chcę sprowadzić na niej podejrzeń. Już bez tego jest na celowniku jako moja żona. Obawiam się, że gdyby tylko ministerstwo mogło, rejestrowałoby dokąd się wybiera. Skąd wiemy, czy nie mają tam jakichś szpiegów?
Kathleen miała wrażenie, że jej tata nieco przesadza z tymi podejrzeniami. Z drugiej strony wiedziała, że ludzie są różni. Może rzeczywiście mogli poszukiwać Syriusza na tyle zachłannie, że aż nie omieszkali śledzić Elise? Jej zdaniem to było już największe krętactwo, jakie tylko istniało.
CZYTASZ
Pozory mylą • George Weasley
FanfictionPracowitość, życzliwość, koleżeńskość, pokojowe nastawienie, cierpliwość, pomocność - oto cechy charakteryzujące typowego Puchona. Cierpliwość, wygadanie, nieufność, wierność, pracowitość i zamykanie się w wąskim gronie przyjaciół - te cechy charakt...