Rozdział 15

1.2K 27 0
                                    

Aaron

Usiedliśmy w kawiarni. Naprzeciwko siebie. Vivian złożyła dłonie na stoliku, siedziała sztywno i wpatrywała się w kwadratowy blat. Zamówiłem dla siebie shake’a czekoladowego, a jako że Vi nie kwapiła się do rozmowy, wziąłem jej taki sam. Założyłem, iż ona także lubi czekoladę. Chociaż jeszcze nie tknęła napoju, to widziałem że miała na to ochotę. Jeśli w ten sposób próbowała zrobić mi na złość, to od złej strony się do tego zabrała. Naprawdę wyglądała jakby szła na ścięcie. A to zwyczajna rozmowa. Już dawno mielibyśmy ją za sobą, gdyby zdecydowała się współpracować. A tymczasem okazała się cholernie trudna.

- Dobra. - westchnęła głośno. - Zacznijmy.

- To nie rozmowa biznesowa, Vivian. Rozluźnij się trochę. Nie zamierzam cię zabić, a już tym bardziej, nie w miejscu publicznym.

- Nie ufam ci. - wymruczała.

Auć.

- Jasne, rozumiem. Masz do tego prawo, po tych wszystkich latach.

- Nigdy ci nie ufałam.

- Kłamiesz. - wywróciłem oczami. - Ale już mniejsza z tym. Mogę wiedzieć o co ci chodzi?

- Mnie? O nic.

- Czemu się tak dziwnie zachowujesz? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, a teraz przede mną uciekasz, albo każesz mi spadać. A nie pamiętam żebym coś ci zrobił.

- Nie pamiętasz. - prychnęła. - Nieważne, Davis. Po prostu cię nie lubię. Znaliśmy się jako dzieci, ale teraz jesteśmy dorosłymi ludźmi.

- I tylko jedno z nas zachowuje się jak dorosła osoba. - uniosłem wyzywająco brwi.

- Po co wróciłeś?

- Nie muszę ci się tłumaczyć. Poza tym niczym się nie martw. Nie zostaję na stałe.

- Już wszystko wiem. - wycelowała we mnie palec. Drugą dłonią chwyciła shake’a i upiła duży łyk.- Planujesz wszystko zniszczyć, czyż nie?

- O czym ty mówisz, Vi?

- Już ty doskonale wiesz. Zawsze to robiłeś.

- Vivian, do cholery! - nieco podniosłem głos. - Nie wiem co do mnie masz, nie wiem jak zawiniłem, ale daj sobie spokój. Mieliśmy siedem i osiem lat. Para gówniarzy, których rodzice się znali, więc dlatego bawiliśmy się razem. A teraz jesteśmy po dwudziestce i wiele się zmieniło. Albo mi powiesz teraz co cię tak wpienia, albo nie i na zaczniesz mnie traktować normalnie.

- Czujesz się źle traktowany? - zaśmiała się cierpko.

- Nie. Czuję się gównianie, skoro nie wiem o czym teraz rozmawiamy. Mam pokojowe zamiary, okej? Chciałem się dogadać, chociaż nie wiedziałem, że mamy na pieńku.

- Nie lubię cię, Aaron. Już cię nie lubię. Zmieniłam się.

- Widzę. - westchnąłem. - Ale nie musisz się tak zachowywać. Nie zamierzam cię podrywać, czy coś, ale chyba… możemy się przyjaźnić?

- Nie.

Wywróciłem oczami. Jak ja nienawidziłem takiej obronnej postawy. A Vivian cały czas się w taki sposób zachowywała, więc nie mogłem się z nią dogadać.

- Czyli mam sobie odpuścić i zostawić cię w spokoju?

- Tak. - skłamała.


Od razu wyczułem, że nie mówi mi prawdy. Jednak nie zamierzałem się z nią o to spierać. Na pewno nie przyznałaby mi racji.

- A co jeśli nie chcę?

- To już twój problem. Doskonale wiesz z jakiego świata jestem. Nawet nie powinnam tutaj z tobą siedzieć, bo ktoś może zamierzać się na moje życie. A nie chciałabym odpowiadać jeszcze za ciebie.

- Myślisz, że bym sobie nie poradził?

- Nie wiesz co mówisz, Aaron.

- Posłuchaj. Wybierzmy się gdzieś jutro. Ten jeden raz. Albo mam jeszcze inny pomysł. - uśmiechnąłem się lekko. - Zostawię ci mój numer i wszystko zależy od ciebie. Możesz do mnie zadzwonić, jeśli będziesz chciała się spotkać. Jednak do niczego cię nie zmuszam. Bo gadaniną o twoim niebezpiecznym światku, wcale mnie nie odstraszysz. Chciałbym dać nam szansę na ponowną przyjaźń. Tak jak wtedy gdy byliśmy dziećmi i zawsze sobie pomagaliśmy. Może jesteśmy dorośli, ale nadal mamy szansę na dobrą znajomość. Jeśli zdecydujesz się współpracować, ale wytłumaczysz mi o co tak naprawdę ci chodzi.

Patrzyła na mnie bez wyrazu. Przez chwilę nawet nie mrugała. Zacząłem się obawiać, iż powiedziałem za dużo. Lub coś co jej się nie podobało, a teraz próbowała przetrawić to w myślach. A teraz ja wyczekiwałem z niepewnością. Powiedziałem co miałem do powiedzenia, więc reszta zależała od Vivian Evans. Lepiej kiedy nie naciskałem, ponieważ nie czuła się pod presją. Miała dłużej na zastanowienie. A miałem wrażenie, że normalnie wiele się od niej wymaga. Chciałem być pierwszym, który może jej coś dać, zamiast zabierać. I to wcale nie w romantycznym sensie. Poważnie chodziło mi wyłącznie o przyjaźń. Nawet z kimś tak trudnym. Może to nas łączyło. Ona też nie wie o mnie wszystkiego, nie wie jakim człowiekiem jestem. Może to ona powinna być z dala ode mnie. Chociaż oboje najwyraźniej jesteśmy agresywni.

- W porządku, Aaron. - uśmiechnęła się cierpko. - Daj mi ten numer, a ja… przemyślę sprawę.

- Pokaż telefon.

Wyciągnęła urządzenie w moim kierunku. Szybko wstukałem numer i zapisałem go na liście kontaktów, a potem oddałem dziewczynie telefon. Schowała go do kieszeni. Przysunęła sobie shake’a, piła go, cały czas na mnie patrząc.

- Wiesz co? - wyszeptała.

- Hym?

- Zaimponowałeś mi.

- Tak? - uniosłem brwi. - Czym konkretnie?

- Ta niezręczna sytuacja… sam wiesz która. Każdy inny by się przestraszył i od razu ulotnił. A ty jeszcze ze mną gadałeś. To chyba mnie bardziej obleciał strach, jeśli już. - wzruszyła ramionami. - Nie chciałam by ktokolwiek mnie nakrył. Sprawdzałam teren. A ty wyrosłeś jak spod ziemi. Zaskoczyłeś mnie i tyle.

- Ten facet którego…

- Ani słowa więcej. - przerwała mi ostentacyjnie. - Nie pytaj o to, bo w ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać. Nie o tym co się dzieje… w moim świecie.

- Dobrze. Może zapomnijmy, że coś takiego zaszło. Zgoda?

- Poważnie? To wszystko?

- Jasne. Nie było tematu, Vivian.

- Dobre sobie. - wywróciła oczami. - O czymś takim nie można zapomnieć.

- To po prostu nie będziemy o sprawie wspominać. Masz moje słowo.

- To mi odpowiada. - potaknęła lekko. - Niech więc będzie. Dzięki za shake’a, ale muszę już wracać do domu.

- Okej. Tylko naprawdę zastanów się nad spotkaniem. Będę czekać na telefon.

- Niczego nie obiecuję, ale pomyślę. - podniosła się powoli. - Cześć.

- Pa.

Patrzyłem jak wychodzi z kawiarni i znika mi z pola widzenia. Długo wpatrywałem się w ten punkt. Jakby miała zaraz wrócić. Chociaż wiem, że tego nie zrobi. Nawet nie miałem pewności czy do mnie zadzwoni. Ale miałem taką nadzieję. Bo takie uciekanie przede mną, to cholernie niedojrzałe zachowanie. A jeśli miałem traktować Vivian jak dorosłą kobietę, to właśnie tak powinna się zachowywać. Dlatego musimy dojść do porozumienia. Chociaż ja nie miałem żadnych problemów. Byłem bardzo ugodowym facetem.

Rzuciłem kostką i ruszyłem do przodu. Kolejny ruch należał do Vivian.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz