Rozdział 28

418 10 0
                                    

Vivian

Zaraz, zaraz. Czy ja naprawdę zaufałam osobie, której nie było tutaj piętnaście lat i pewnie nawet nie pamięta, gdzie co się znajduje? Na to wygląda. W każdym razie prowadziłam spokojnie samochód, Aaron siedział obok i pokazywał mi kierunek jazdy. Chociaż wątpiłam, iż jedziemy w konkretne miejsce. Może jedynie pokręcimy się trochę, a potem odwiozę go do domu.

- Vi?

- Co? - zacisnęłam palce na kierownicy i zetknęłam na niego kątem oka.

Zatrzymałam się na światłach.

- Co masz pod ubraniem?

- Słucham? - prychnęłam. Starałam się ukryć zakłopotanie.

Czemu ten facet to robił? Przez niego czasami miałam zapaść się pod ziemię. Żeby na mnie nie patrzył i najlepiej nic nie mówił, a przede wszystkim nie dotykał mnie.

- Słyszałaś. Zastanawiam się, czy należysz do tych kobiet, które uważają, że strój kąpielowy jest w porządku, ale jeśli mają zwykłą bieliznę, to nie rozbiorą się w miejscu publicznym. - westchnął. - No, ale... Hej! A strój kąpielowy to nie jest rodzaj bielizny? Nigdy tego nie rozgryzę.

- Do czego właściwie zmierzasz, Aaron?

- Możemy zajechać na plażę. Standard. Surfujesz? Jeśli nie, to z chęcią cię nauczę. Możemy przecież wypożyczyć deski i właśnie... musiałabyś zrzucić ciuszki. - uśmiechnął się.

- Sugerujesz, że to mnie krępuje? Nic bardziej mylnego. Bardziej przeraża mnie perspektywa wejścia na deskę. Chociaż kiedyś chciałam nauczyć się surfować.

- No widzisz? - wzruszył ramionami. - Spełniam kobiece marzenia.

Wywróciłam oczami, na co Aaron głośno się zaśmiał.

- To jak będzie? Surfing ze mną, czy jednak wymiękasz? Chyba, że mnie zaskoczysz i powiesz o stroju kąpielowym pod ubraniem.

- Nie. - wymruczałam. - Aż tak przygotowana to ja nie jestem. Ale to nieważne. Jeśli obiecujesz, że mnie nie utopisz... to jestem w stanie się na to zgodzić.

- Po prostu mi zaufaj. - uśmiechnął się boleśnie szeroko.

- Nie, nie, nie. - pokręciłam lekko głową. - To jeszcze nie ten etap. Obiecaj, Aaron.

Samochody bardzo powoli ruszyły. Co wydało mi się wiecznością. Zwłaszcza patrząc na to w jakim tempie mknęły przed siebie. Mogłam się spodziewać zakorkowanych ulic. Chociaż natłok robił się dopiero około szesnastej.

Aaron poruszył się lekko.

- Obie...

Urwał, kiedy zostałam zmuszona by gwałtownie zahamować. Chłopakiem szarpnęło w przód, ale na szczęście pas bezpieczeństwa uchronił go przed uderzeniem głową w deskę rozdzielczą. Jego głos przerodził się w jęk bólu.

- Kurwa. - wymruczał.

- Przepraszam. - zaśmiał się. - To wina tego debila przed nami. Kretyn kierunkowskazu nie włączył. To co mówiłeś?

- Chciałem powiedzieć, że obiecuję. Następnym razem poważnie się zastanowię, zanim wsiądę z tobą do samochodu.

- Co chcesz przez to powiedzieć? Sugerujesz, że nie umiem prowadzić?

- Ty to powiedziała. - zachichotał i poprawił czapkę z daszkiem.

- Och, cicho bądź. Jestem wspaniałym kierowcą.

- Niech ci będzie. Na szczęście zaraz
będziemy na miejscu.

Zaczął się ze mnie śmiać, a ja zastanawiałam się nad uderzeniem go w tej głupi, śliczny łeb. Normalnie bym mu pogroziła pistoletem, ale nie wzięłam z domu. Założyłam, że mi się nie przyda. Jednak ten tutaj zasłużył na groźby, skoro zamierza mnie w taki sposób prowokować. Nikt nie obraża moich umiejętności prowadzenia samochodu. Może nie powiedział tego wprost, ale ja już wiem co sobie pomyślał. Aż za dobrze znam takich jak on. Irytuje mnie, głupek jeden. Ale też przyciąga. Staram się to opanować. Uda mi się, do cholery. Musi się udać.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz