Aaron
- Kupiłem ci piwo. Chociaż wyglądasz jakbyś był na ostrym haju. Gdzie zniknąłeś? Wciągałeś coś beze mnie?- Anton uniósł wysoko brwi.- Aaron? Czemu się tak uśmiechasz?
- Wcale się nie uśmiecham, okej?- prychnąłem.
- To co ma znaczyć ten banan na twojej twarzy?
- Nie masz własnych spraw?- pchnąłem go lekko.
Nie spodziewał się tego, więc klepnął na piasek, obok swojej deski surfingowej. A ja opadłem obok niego i sięgnąłem po piwo. Otworzyłem puszkę, pociągnęłam duży łyk. Czułem spojrzenie brata na sobie, przez cały czas. Potrafiłem wyczuć, że teraz on głupkowato się uśmiechał. Tak jak ja przed chwilą. Anton miał rację. Myślałem sobie o Vivian i mimowolnie się uśmiechałem, przypominając sobie jak niechętnie przebywała w moim towarzystwie, jak odmówiła mi dania numeru telefonu, a potem się ze mną pożegnała.
Zaimponowała mi tym. Każda inna dziewczyna by mi uległa. Jednak ona okazała się odmienna. Może nawet jedyna w swoim rodzaju, skoro tak łatwo mi się oparła. Musiałem zachowywać się tak jak zwykle, ponieważ Anton i Grady za dobrze mnie znali. Mojemu bratu już coś świtało, więc musiałem go w jakiś sposób odwieść od głupich myśli. Tylko jak to zrobić? Może najlepiej nie reagować na zaczepki. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, a młody uwielbiał mnie irytować. Musiałem być ponad to.- Nie powiesz mi, prawda?
- Nie powiem, ale to tylko dlatego, że nie ma o czym mówić.
- Yhm.- zaśmiał się głośno.- A gdzie byłeś?
- Przejść się. To już nie mogę nigdzie bez was chodzić? Wyszedłem wcześniej z wody i poszedłem coś sprawdzić. Ja nie pytam, co robiliście przez te pół godziny, kiedy się nie widzieliśmy.
- Już dobra, dobra. Nie będę drążyć. Idziesz jeszcze do wody?
- Nie.- pokręciłem lekko głową.- Idź sam. Będę siedział tutaj.
- Okej. Tylko już jej nie nachodź. Nie wyglądała na chętną do rozmów.
- Co ty…
I pobiegł, zanim zdążyłem dokończyć zdanie. Mogłem sobie jedynie wyobrazić jak się w tym momencie głupkowato uśmiechał. Czyli jednak mnie widział. Wiedział o Vivian, ale nie miał pojęcia co to za dziewczyna. To i tak za dużo. Jednak postanowiłem to zbagatelizować. Niech go szlag. Od zawsze wtykał swój długi, piegowaty nochal w nie swoje sprawy. A ja nie lubiłem kiedy ktoś mieszał się do mojego życia. Nawet jeśli na każdym kroku mogłem liczyć na Antona, to jednak czasami znacznie przekraczał granicę, którą wyraźnie zaznaczyłem.
A Vivian, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Chociaż nawet nie wiedziałem czy jest o czym mówić. Wiedziałem jedynie, iż zaczynałem ją lubić. Po prostu mnie ciekawiła. Wydawała się taka… nieszablonowa. Inaczej nie potrafiłem jej określić. Gdybym chciał, naprawdę mógłbym poprosić Grady’ego, żeby zdobył numer do dziewczyny.
Ale nie chcesz, Aaron. Prawda?
Oczywiście. Nie chcę. Moja głowa podsyła mi głupie myśli. Nie powinienem się tym przejmować i nie zamierzam o nic prosić najlepszego przyjaciela. Vivan dała mi jasno do zrozumienia, że nie zamierza mieć ze mną nic do czynienia. Ale się gapiła. Obczajała mnie, czego nie potrafiła ani trochę ukryć. Sam bym się na siebie gapił, ponieważ jestem zajebisty. I miała rację. Narcystyczny. A czy to mi w jakiś sposób przeszkadza? Nie. Lubię siebie. Może nie wszystko, ale wyglądam całkiem nieźle, jak twierdziła każda z moich dziewczyn. Obecnie jestem singlem, co nie znaczy, że mam Vivian na celowniku. Nie zamierzam się z nią wiązać. Po prostu różni się od kobiet, które dotąd spotykałem. A to automatycznie mnie przyciąga. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam zapuszczać się w nieznane.

CZYTASZ
Save me
AksiVivian Evans jest twarda. Jak sama twierdzi, ona się nie zakochuje. Do pewnego momentu tak właśnie myślała. A potem kogoś poznała. Chociaż to złe słowo. Już wcześniej się znali, będąc tylko dziećmi. Jednak w pierwszym odruchu go nie poznała. Bardzo...