Vivian
Zadzwoń, Vivian. Miej to za sobą i po prostu wybierz jego numer. Jesteś dorosłą kobietą, która umie podejmować dojrzałe decyzje. Aaron ma cię za dzieciaka? Udowodnij mu, że się kurwa myli. Teraz. W tym momencie, dziewczyno.
Gapiłam się jak głupia w ekran telefonu. W jego imię na wyświetlaczu. Gardło mi się zacisnęło i potrzebowałam chwili by się uspokoić. Nie musiałam dzwonić. Aaron mnie do tego nie zmuszał. Jednak z jakiegoś powodu chciałam udowodnić, że jestem dojrzała i potrafię przebywać w jego towarzystwie. I mogłam postarać się być (chociaż troszkę) miła. Nawet jeśli takie zachowanie nie leżało w mojej gestii.
- Dzień dobry, Vi.
Poderwałam głowę. Rose stała parę kroków ode mnie. siedziałam w salonie na bardzo wygodniej kanapie, po turecku. Dziewczyna właśnie weszła do pomieszczenia. Jej ciało oblepiał pot, miała brudną koszulkę oraz ubłocone spodnie na kolanach. Kilka kosmyków jej jasnych włosów, przylepiało się do zaczerwienionego czoła. Musiała przed chwilą skończyć trening. Oddychała ciężko, a teraz także, patrzyła na mnie z uwagą, może również niepokojem.
- Cześć. - mruknęłam.
- Wszystko okej?
- Jasne. - wzruszyłam lewym ramieniem. - Czemu pytasz?
- Tak sobie. W takim razie idę. Potrzebuję zimnego prysznica, a potem koniecznie muszę coś zjeść.
Odwróciła się na pięcie i kiedy miała mi zniknąć z oczu, musiałam ją zatrzymać.
- Czekaj! - poderwałam się z kanapy.
Rose bardzo powoli odwróciła się do mnie przodem. Uśmiechnęła się lekko, jakby tylko czekała aż ją zawołam.
- Wiedziałam. - wywróciła oczami. - No mów. Wyglądasz jakbyś dostała zatrucia pokarmowego.
- To będzie… dłuższa rozmowa. Może idź pod ten prysznic, ja zrobię coś do jedzenia, a potem porozmawiamy. Zgoda?
- No dobrze. - potaknęła. - Trochę mnie to martwi, ale okej. Chyba nigdy nie brzmiałaś aż tak poważnie. Wracam za dwadzieścia minut, Vivian.
- Jasne. - teraz to ja się uśmiechnęłam.
Tylko mój uśmiech był krzywy i nieszczery.Nie chciałam się nikomu zwierzać. Co to to nie. Jednak zamierzałam w pewien
sposób się poradzić. W końcu Rose to mężatka, umie obchodzić się z irytującymi facetami lepiej ode mnie. Na pewno poradzi mi w kwestii Aarona, który (skaranie boskie) zaczynał mnie coraz bardziej interesować. Chociaż nie chciałam by tak się działo, to jednak nie bardzo miałam na to wpływ.Rose wróciła po dwudziestu minutach, dokładnie tak jak mi zapowiedziała. Podgrzałyśmy resztkę zapiekanki, która nadal znajdował się w odmętach lodówki. A potem usiadłyśmy w jadalni. Prowadziły do niej przesuwne drzwi, takie wyglądające jak harmonijka, więc od razu je zasłoniłam. Co oznaczało, że nikt nie powinien wchodzić. Zresztą reszta trenowała, albo grasowała w terenie, więc miałyśmy niesamowity spokój. Co w tym domu nigdy się nie zdarzało.
- Nie chcę cię ciągnąć za język, Vi. Zacznij kiedy będziesz gotowa.
Potaknęłam lekko. Przełknęłam kęs zapiekanki mięsnej. Była naprawdę dobra. Przynajmniej tak mi się wydawało. Początkowo miałam wrażenie, jakbym żuła karton. W ogóle nie koncentrowałam się na smaku, ponieważ coś innego zaprzątało moje myśli. Telefon komórkowy wypalał dziurę w kieszeni mojej bluzy. Miałam ochotę założyć kaptur, pociągnąć za troczki i ukryć się przed wszystkimi spojrzeniami. A jednak nie mogłam tego zrobić. Miałam zachowywać się jak dorosła. Głupi Aaron. Nawet kiedy nie mógł mnie obserwować, ja chciałam mu zaimponować. Chociaż nie. Chciałam po prostu by miał o mnie dobre zdanie. No dobra. Za bardzo zaczęłam się liczyć z tym co ma do powiedzenia. Tak jak kiedyś. Teraz doskonale pamiętałam dzieciństwo. To Aaron podejmował decyzje, a dla mnie były one świętością. A teraz nie chciałam być pod jego wpływem. Miałam jednak wrażenie, iż to samo zaczynało się dziać. Kurwa mać. Traciłam kontrolę. Znowu.

CZYTASZ
Save me
ActionVivian Evans jest twarda. Jak sama twierdzi, ona się nie zakochuje. Do pewnego momentu tak właśnie myślała. A potem kogoś poznała. Chociaż to złe słowo. Już wcześniej się znali, będąc tylko dziećmi. Jednak w pierwszym odruchu go nie poznała. Bardzo...