Aaron
Robiłem zbyt dużo uników. Vivian na mnie nacierała i wściekała się, widząc że nie oddaję ciosów. Miałem potraktować ją tak jakby nie była kobietą, ale chyba nie potrafiłem. Stałem w miejscu, nawet się nie cofałem, a czasami robiłem krok w lewo lub prawo. Poczułem nieprzyjemne pieczenie w szczęce, kiedy pięść Vivian mnie trafiła. Odrzuciło mi głowę w tył.
- Weź się w końcu w garść i po prostu mi oddaj!
Bałem się. Tak. Zjadał mnie cholerny strach, ponieważ kiedy już zacznę walkę, taką która nie jest do końca z przymusu, nie będę mógł się powstrzymać. Mogę zrobić krzywdę Vivian. Czasami z błahych powodów ogarniał mnie gniew, rzucałem się na kogoś i biłem, biłem, biłem. Do upuszczenia krwi. Potem ten ktoś kończył na ziemi, cały zakrwawiony. Nie chciałem zrobić krzywdy Vivian. Dlatego jeszcze nie oddałem ciosu.
- Nie mogę. - zgrzytnąłem zębami i szybko zaprzeczyłem ruchem głowy. - To się źle skończy.
- O to mi chodzi. - prychnęła. - Chcę, żeby stracił kontrolę.
- Nie mam żadnej kontroli. Właśnie dlatego tutaj jestem.
- Dobrze. - odsunęła się nieco, ułożyła dłonie na biodrach. - Masz rację, Aaron. Więc pokażę ci, w jaki sposób ją zyskać. Jednak musisz mi na to pozwolić. A jeśli to ja będę okładała ciebie, nic z tego nie wyjdzie. Po prostu stań tak jak prawdziwy bokser i… powiem ci to co kiedyś usłyszałam od pewnej osoby. Wyobraź sobie mnie jako kogoś innego. Kogoś kto zalazł ci za skórę, bądź potwornie cię zranił. Jako kogoś, do kogo masz wielki żal. Przynajmniej spróbuj.
Mam słabą wyobraźnię. Poza tym nawet nie wiedziałem kogo powinienem zobaczyć. Próbowałem przekształcić Vivian w mojego wroga z Minnesoty, Rona. Jednak nic z tego. Nie umiałem na dłużej utrzymać tej wizji. W końcu wszystko się rozmywało. Za to postanowiłem się pozbierać i mimo wszystko pokazać jaki jestem nieobliczalny.
Wyrzuciłem pięść, celując w lewy bark dziewczyny. Pisnęła zaskoczona, ale udało jej się odpowiednio szybko uchylić. Zgiąłem nogi w kolanach, zacisnąłem pięści przed twarzą. Adrenalina się zbliżała. Czułem przyjemne dreszcze przebiegające przez całe moje ciało. Serce tłukło się o żebra i nie ustawało. I już wiedziałem. To koniec.
Wybacz mi, Vi.
Próbowała mnie kopnąć w ucho, jednak pospiesznie złapałem ją za stopę i mocno wykręciłem. Walnęła o deski brzuchem. Z jej gardła wydostał się głośny jęk. Odwróciła się szybko, ale nie zdążyła wstać, kiedy znowu natarłem. Pierwszy cios i krew, która pociekła dziewczynie z nosa. Obraz mi się zamazywał. Wszystko widziałem na czerwono. Drugi cios w żołądek i głośne syknięcie Vivian. Trzeci cios, zablokowała moją pięść. Oparła stopy o moją klatkę piersiową, z całą siłą jaką w sobie miała, odepchnęła mnie. Upadłem. Jednak oboje zaczęliśmy wstawać. A ja już nie kontaktowałem. Nie docierały do mnie słowa Vivian. Rejestrowałem jedynie jej poruszające się usta, to z jaką szybkością oddychała. Przedramieniem otarła skórę pod nosem, gdzie zaczęła gromadzić się czerwona ciecz.
A potem już nie wiem co się działo. To znaczy… nacierałem na nią niewyobrażalnie szybko. Zadziwiające, że większość ciosów parowała, ale jednak parę razy moje pięści dosięgły celu. Ona też mnie uderzyła. Poczułem trafienie pod okiem, cios w kolano, który prawie zwalił mnie na ziemię. Musiałem podeprzeć się o otaczające nas liny. Kręciło mi się w głowie. Miałem miliony myśli, które nie pozwalały się wyciszyć. Walczyć. Chciałem walczyć. Jednak nie chciałem zrobić jej krzywdy. Mimo wszystko to pierwsze wygrywało. Tak jak za każdym razem. A teraz naprawdę pragnąłem nad sobą zapanować.

CZYTASZ
Save me
AçãoVivian Evans jest twarda. Jak sama twierdzi, ona się nie zakochuje. Do pewnego momentu tak właśnie myślała. A potem kogoś poznała. Chociaż to złe słowo. Już wcześniej się znali, będąc tylko dziećmi. Jednak w pierwszym odruchu go nie poznała. Bardzo...