Rozdział 14

1.3K 26 4
                                    

Vivian

- Pozbierałaś się już? Mogę wejść, czy zamierzasz się na mnie rzucić?

- Ojciec cię przysłał?- zapytałam z przekąsem.

- Być może.- kobieta wywróciła oczami.

Weszła do mojego pokoju i dobitnie zatrzasnęła za sobą drzwi. Miała na sobie damski garnitur, w którym wyglądała niesamowicie. Gdybym jej nie znała, to w życiu bym nie pomyślała, że ma już siedemdziesiąt osiem lat.

- Daruj sobie, babciu.

- Twoja matka się pewnie w grobie przewraca, wiesz?

- Chcesz mi prawić kazania, że mam być wyrozumiała dla ojca, czy coś?

- Skądże znowu.- machnęła dłonią. Prychnęła cicho.

Przysiadła na moim łóżku, na którym właśnie leżałam. Jak rozgwiazda. Nie płakałam, ale byłam wkurzona.

- Nigdy nie trawiłam twojego ojca i nadal go nie znoszę. Ja też go obwiniam każdego dnia. Jednak obiecałam mojej córce, a twojej matce, że wyprowadzę cię na ludzi.

- Tylko mnie?

- Tak. Tiggy już się podniosła, a ty… sama wiesz jak wygląda sytuacja. Możesz zamieszkać ze mną w każdej chwili. Twój cholerny ojciec nigdy nie nadawał się na rodzica. Co cię tu jeszcze trzyma?

- Obowiązek.

- Skończ, Vi. I tak. Masz rację. Robert się ze mną skontaktował, ponieważ uważał, że ja cię jakoś uspokoję. Oczywiście zmyłam mu głowę.- uśmiechnęła się lekko.- Nie będzie źle traktował mojej wnuczku. Jest beznadziejnym ojcem i tylko pod moim okiem wyjdziesz z tego bagna. Naprawdę chcesz tutaj być?

- Nie znam innego życia, babciu.- wyszeptałam.- Znasz mnie. Wolę trzymać się bezpiecznej przystani.

- Nie wiem co rozumiesz przez „bezpieczna”.

- Chodzi o coś na czym się znam. Jeśli stąd odejdę, pójdę z tobą, nie poradzę sobie.

- O czym ty mówisz, kochanie?- prychnęła.- Wolisz odbierać ludziom życia, kaleczyć się, ściągać długi?

- Już ci powiedziałam. To umiem robić. A kim będę jeśli odejdę z gangu.

- Powiem ci.- dotknęła mojego ramienia.- Będziesz sobą, do cholery. Prawdziwą sobą. Teraz udajesz, Vivian. Dobrze wiesz, że tak naprawdę jesteś dobra, ale chcesz by postrzegali cię jako złego człowieka.

- Mylisz się.- uniosłam się na łokciach i wbiłam w babcię niepewny wzrok.- Nie wiem czym jest dobro i nigdy tego nie zrozumiem.

- Po prostu się nie starasz. Wstawaj, ogarnij się i pozbieraj rzeczy.

- Co takiego?

- Jak to co? Idziesz ze mną. W tym momencie.

Spojrzałam na Camilę z niezrozumieniem. Aż w końcu poderwałam się z posłania i zaczęłam wydeptywać dziurę w podłodze. Ona nie mogła mówić poważnie. Nie brałam nawet takiej opcji pod uwagę.

- Nie mogę, babciu. Ty naprawdę nic nie rozumiesz.- zaśmiałam się cierpko.- To jest mój cholerny świat. Nie mogę mieć normalnego życia.

- To jest świat twojego ojca, głuptasie.- kobieta znowu wywróciła oczami.- Zmusił swoje córki do ryzykowania własnym życiem. Zmusił także swoją żonę. I nie rozumiem jak mając tego poczucie, może nadal patrzeć w lutro. Nie jesteś tutaj szczęśliwa, a ja chcę zrobić wszystko by to zmienić. Idziesz ze mną?

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz