Rozdział 37

359 10 0
                                    

Vivian

- Musisz mi pomóc, Barb. To naprawdę bardzo, bardzo ważne i tylko do ciebie mogłam się zwrócić.

Kobieta odwróciła się na obrotowym fotelu, żeby na mnie spojrzeć. W dłoniach trzymała czerwono-biały kubek z herbatą. Wyglądała na zmęczoną, ponieważ miała spore wory pod oczami. Jednak uśmiechnęła się do mnie nieznacznie. Odstawiła napój, a następnie machnęła dłonią.

- O co chodzi?

- Potrzebuję znaleźć namiary… na pewnego faceta. Najszybciej jak to tylko możliwe.

- W porządku. Mogę to załatwić. Podaj nazwisko.

Chwilę się jej przyglądałam w milczeniu, aż w końcu wypuściłam długo wstrzymane powietrze.

- Bruce Williams. Muszę się z nim skontaktować.

Barb potaknęła w zrozumieniu. Chciała bym dała jej kilka godzin, więc musiałam uzbroić się w cierpliwość. Jedynie czego potrzebowałam, to numer telefonu. Nie powiedziałam Aaronowi na co wpadłam, ponieważ by mi tego zakazał. Stwierdziłby, że to nie ma sensu i sama siebie wpędzę w wielkie kłopoty. Potem by się obwiniał. Jednak ja już podjęłam decyzję, więc nie było szans, żeby wybił mi to z głowy. Nieważne jak bardzo by mnie błagał, bym nie działała nic w tym kierunku. Dobrze wiedziałam co muszę zrobić żeby mu pomóc. Należało coś zrobić by uzyskał całkowitą wolność. To może nie wypalić, początkowo. Jednak nie poddam się, dopóki nie osiągnę zamierzonego celu. Nie, kiedy chodzi o Aarona. To co mi opowiedział, bardzo mocno mnie poruszyło. Otworzył się przede mną, a prawda wydała się bardziej bolesna niż przypuszczałam. Zadziwiające, że teraz nie umiałam tego wyrzucić z głowy i zrobiło mi się przykro. Kiedy tylko pomyślałam, iż ten chłopak nie mógł decydować czy będzie walczył. Wiązała go jakaś umowa, i może to nie zabrzmi dobrze, ale naprawdę miał swojego właściciela. Teraz sobie coś przypomniałam. Walkę, na której byłam obecna. A potem ten starszy facet w garniturze i pod krawatem. To musiał być Bruce Williams, straszny szef Aarona, który pewnie jest wyzuty z wszelkich uczuć. Skoro nie liczyło się dla niego to jak czuje się Davis, co o tym myśli. Pan Garniak pragnie tylko zarobić na nim spory plik banknotów. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Aaron podczas którejś walki może zginąć, wtedy nikt go nie uchroni. Bo to co robi, nie jest ani trochę bezpieczne. Po tej jednej walce, którą zobaczyłam na żywo, już to dostrzegłam. Byłam przerażona. Kurewsko, niezaprzeczalnie przerażona, a także rozemocjonowana.

- Zostawię cię. - wymruczałam. - Daj mi znać, kiedy już będziesz mieć ten numer.

- W porządku. Wszystko u ciebie dobrze, Vi? Kim jest ten facet?

- Nikim ważnym. - wzruszyłam ramionami. - To prywatna sprawa i wolałabym zachować ją dla siebie.

- Jasne, masz do tego prawo. Zajmę się tym.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się krzywo. - Ratujesz mi życie.

Nie mi. Jemu. Jednak nie powiem tego na głos. Wystarczy, że Barb to zrobi. Pomoże mi uratować Aarona.

**

- Vivian, słoneczko.

- Marcus. - opierałam się plecami o ścianę. Skrzyżowałam kostki, a dłonie zaplotłam na piersiach. - Jestem, tak jak chciałeś. Czy to coś związanego z przysługą, którą jestem ci winna?

- Zawsze podziwiałem twój niespotykany intelekt. - wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku.

Wywróciłam oczami, ale się nie odezwałam. Przyglądałam się mężczyźnie. Wyglądał jakoś inaczej. Może był pod wpływem, ale w sumie nie miałam pewności. Teraz skupiałam myśli na czymś innym. Chciałam jedynie, żeby wreszcie powiedział mi czego oczekuje. Wolałam już wrócić do domu, żeby zająć się innymi sprawami. Pilniejszymi, nie cierpiącymi zwłoki.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz