Rozdział 1

8 3 0
                                    


  No i tak rok minął i znów muszę zaczynać od nowego wpisu. Tak jak dzisiaj czytałam to co nabazgrałam przez ten rok, to zmieniło się moje podejście do życia w co to niektórych sprawach. Trzeba było odsypiać sylwestra, siedziałam do 4.00. A wstałam po 13.00. Nie byłam u koni z tego powodu. Napisałam rozdział mojego opowiadania. Mam już 91 - z tego wynika, że przez ten rok napisałam tylko 31 rozdziałów - ale kicha, musze się poprawić. Grałam na klawiszach. Myślę, że już wychodzi mi całkiem nieźle + wymyśliłam dalej swój kawałek ;) Dzisiaj praktycznie nic nie robiłam poza tym. Oglądałam telewizję, leciał całkiem fajny film z Jennifer Lawrence ,,Dom na końcu ulicy".


  Dzisiaj cała jazda była bez strzemion ;) Udało się też trochę pogalopować. Śnieg się topi. Minus jest taki, że zamiast śniegu zaczął lecieć deszcz - a to źle :/ Ala na Lizie nie pojeździła dużo. Z resztą ten koń nie potrafi nawet porządnie stępować. Wsiadłam na nią na stępa, bo to tak nie może być. Chyba trzeba ją nauczyć na sznurku, tzn. na lonży. No bo ja już nwm... W domu ogarniałam kalendarze, czytałam ,,Gallop" i grałam. Wymyśliłam coś jeszcze dalej do mojej kompozycji. Czytałam dalej "to" (mój pamiętnik), tak jak było zgodnie z umową, że dopiero w nowym roku mogę to przeczytać i wydaje mi się, że jeśli chodzi o stajnię i ludzi, to teraz mam o wiele lepsze życie. Jak dobrze, że już nikt tam nie przychodzi... mogę odetchnąć z ulgą.


  Dzisiaj sprzątnie boksu. Śnieg stopniał, wszędzie mokro, na ujeżdżalni samo błoto i jazdę musiałyśmy sobie odpuścić. A i tak wieczorem znów śnieg zaczął padać. Grałam w simsy. Widziałam film z  Zac'kiem Efronem <3 ,,Sylwester w Nowym Yorku" czy jakoś tak. Ostatnio w telewizji leci dużo fajnych filmów. 


  Mój dzisiejszy dzień jest, hrry... szkoda gadać. Od samego rana pretensje, że to nasz ostatni wyjazd na konie. Poszłam z psem na dwór żeby tego nie słuchać. Wyszłam i wcale nie miałam ochoty wracać. Przeszłam przez las, a potem koło cmentarza i przez łąkę. Mam nie jechać do koni... w takim razie pójdę. Powiedziałam, że idziemy z Karoliną z psami, ale najpierw poszłam do stajni. Tak się tata lubi rządzić... no to niestety ma konkurencję, bo ja też lubię stawiać na swoim. Pogoda okropna, co chwilę inaczej : zamieć jak na Antarktydzie, słońce, deszcz, grad, a nawet burza O.O Moje buty były całe przemoczone, ale to akurat najmniej mnie interesowało. U koni dużo nie zrobiłam. Liczyłam na to, że pies będzie grzeczniejszy, a tu na krok nie pozwalała mi odejść. Jeszcze tych durnych kur nie dało się wygonić ze stajni i każdą po kolei musiałam wynosić na rękach -,- Konia mogłam przeczyścić tylko na padoku, a to wiadomo jak się kończy. Potem poszłam jeszcze z Karoliną na spacer, także przeszłam dzisiaj około 5 km. Wcale nie miałam ochoty wracać do domu. Nie lubię tu być. Ja się tu już nie czuję jak u siebie, bardziej jak u kogoś - jak w więzieniu. Mam wrażenie, że tylko zawadzam. Już naprawdę wolę iść do szkoły, przynajmniej zobaczę Daniela, niż siedzieć tu z tą marudą. Co prawda wieczorem przeprosił, ale czy to coś zmienia ? Mi chodzi o całokształt - to mnie wykańcza. W stajni czuję się bardziej jak w domu niż tu. Skończyłam czytać ,,Gallop". Czytałam ,,Pamiętniki wampirów". Grałam i już odnalazłam chwyt do mojej kompozycji dzięki któremu wydaje się bardziej płynna, tego ostatnio mi brakowało. Teraz brzmi znacznie lepiej. Czy Danielowi się spodoba ? Dzisiaj wychodząc z domu byłam tak zdesperowana, że równie dobrze mogłabym powiedzieć mu prosto w oczy, że go kocham.


  Właśnie sobie uświadomiłam, że jutro ostatni dzień wolnego. To masakra... ale jakoś pociesza mnie fakt, że będę mogła znów zobaczyć Daniela. Choćby po prostu na niego spojrzeć, usłyszeć jak cudownie gra. Tata zawiózł nas do stajni autem. Łaaa to się zaoferował. Ale dzisiaj nie był taki humorzasty. Zszył ten biały czaprak. Śnieg padał przez cały czas. Konie mokre i znów nie było jazdy w siodle. Najpierw lonżowałam Lizę, ale ona dzisiaj wgl w stajni też była jakaś nerwowa i pobudzona. Włączyła tryb petardy. Pytam się jej czy jest ogierem, a ona macha głową. No więc trzeba się porządnie zastanowić... Komedię też lonżowałam, albo raczej próbowałam, bo była chwila lonży, a potem się bawimy :P Koń chodzi za mną krok w krok. Jak ją zostawię to przybiega galopem. Dzisiaj jak skoczyłam to ona też zrobiła podskok :D I skakałyśmy przez drążki =) W domu zgrywałam zdjęcia, czytałam książkę, miałam przypływ weny i pisałam swoje opowiadanie. Grałam w simsy, ale wyłączały się co chwilę i tyle pograłam co wcale. Na klawiszach też tylko 15 min, bo potem TV. Zrobiłam zaproszenia na urodziny. Ciekawe czy Daniel złoży mi życzenia urodzinowe ? Bo to już za tydzień. Denerwuje mnie to, że to poniedziałek i najprawdopodobniej nie będę mogła iść do koni :/ Wgl to ulepiłyśmy z Alą bałwana koniom na padoku. Komedia pomogła mi toczyć kulę <3 Ciekawe czy przetrwa do jutra... A może Liza go skopie xP


  Rano w stajni. Z Komedia udało nam się pojeździć w siodle ;) Na kłusa, bo na galop za ślisko. Andrzej był w stajni i wydawał się być trochę przybity. Mówił coś, że o mało co nie kupił konika polskiego, ale Ania była na nie. Historia standardowa. Lizka na lonżę. Dziś próbowałyśmy na sznurku, ale ona trochę pochodziła dobrze, a potem tylko podłaziła do mnie, czy lazła za mną. A co do bałwana... to Liza go skopała. Tak coś czułam. Jutro do szkoły, ale zbytnio nie przeżywam. Za nauką nie tęsknię, ale za ludźmi, za tym, żeby móc się ładnie ubierać dla Daniela, by móc zobaczyć Daniela, żeby znów mieć jakieś sytuacje do przemyślenia, co to w końcu on uważa na mój temat. No i najważniejsze, chcę się pochwalić jak gram. Właściwie to zależy mi tylko na jego opinii, więc mam nadzieję, że usłyszy. Dzisiaj grałam, to było jak próba generalna, bo kto wie, może zagram jutro ? Dla mnie to jak występ na scenie...

Pamiętnik z końskiego grzbietu IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz