Rozdział 47

2 2 0
                                    


  Rano pojechałam do stajni, tylko po to, by ciś pod tą górę rowerem w tą hicę, sprowadzić konie z pastwiska, tylko po to, by zaraz znowu je wypuścić i jechać nazad, bo tata dzwonił, że jednak dzisiaj jedziemy do Amigo. To było wredne. Ale pojechałyśmy. Byłyśmy najpierw u cioci Gabrysi, pograłam na pianinie. Kupiłam sobie nowe czapsy, a Komedyjcia dostała limonkowe ochraniacze ^-^ Lizi ma futerka na nachrapnik i pomarańczowe ochraniacze. Już dzisiaj przetestowane ;) Wróciłam popołudniu do stajni, bo nie mam zamiaru tracić treningu. Pracowałyśmy na drągach w kłusie, na skróconych odległościach. Myślałam, że to banał, a np. Liza nie umiała ich poprawnie przejść. Więc moja Komusia spisała się jak szport zawodowiec ;3 <3 Jedyne co trzeba koniecznie poprawić to zagalopowania. Bo kłus był piękny <3 Koniś angażował zad i unosił przód, a do tego ładnie głowa ;) Kurczę no brakuje mi Marleny, chciałabym jeździć pod okiem instruktora, bo więcej bym się nauczyła... Julia dziś kompletnie se nie radziła z Lizą. Ala wsiadła i koń szedł ładnie, więc one pojeździły trochę drążków. Wróciłam na rolkach. Czytałam ,,Gallop". Ludzie na stronce są niesamowici *-* Taka aktywność ! Gołąbek do nas przyleciał. Przesiaduje na parapecie razem z Ginger. Nie boi się, jest zaobrączkowany i siedzi tam już z dobrych kilka godzin. Daliśmy mu jedzenie i wodę.


  Kawa chyba powinna sprawiać, że ludziom nie chce się spać. W takim razie na mnie działa wręcz odwrotnie, bo po cappuciono chce mi się spać. Ale musiałam jeszcze iść się umyć, a teraz za gorąco mi na spanie. Dzisiejszy dzień, to w sumie zły dzień. Już rano pies popsuł mi humor, bo poleciała pogryźć się ze Spartą. I to ta moja świruska zaatakowała. Mi oczywiście wstyd za psa, a tego pana to ja się boję... Komedia na treningu dzisiaj jak pajac. Wyrywała się, wieszała głowę na wodzach, nogi tak średnio dźwigała, slalom w kłusie nawet wyszedł, ale w galopie było ciężko... Ciężko się kręci, za mało pracy w zgięciach, a te durne rowy wcale nie ułatwiają. Nwm może to ten upał, albo gorszy dzień, ale koń się dzisiaj nie starał. Ja czasami już po prostu nie wiem. Nie wiem jak mam z nią ćwiczyć, jak to poprawić, jak nauczyć się czegoś nowego, ja już po prostu nie wiem, skończyły mi się pomysły. Na zdjęciach nie wyszło to aż tak źle, dobrze że zakończyłyśmy trening ładnym galopem. Robiłam Ali pomarańczową sesję z Lizą. Poszłam na basen z Martą, dawno nie byłyśmy. Ale woda była zimna :/ Za pierwszym razem trochę popływałyśmy, na drugi raz ledwo dałam się namówić, bo było mi zimno. Jakiś koleś najwidoczniej chciał do mnie zagadać, ale chyba nie miał odwagi, jednak głośna paplanina jego kumpli, wśród których był Kuba Ł. , trochę za głośno gadali, stąd wiem. Ale metoda na to, że ciągle będzie wpływał mi pod nogi jest moim zdaniem deblina - totalnie. Zgrałam zdjęcia, wrzuciłam trochę z tej limonkowej sesji na mojego fejsa. Dostałam lawinę lajków od Patryka i popisałam z nim trochę :P Jest na wakacjach w Karpaczu, a ja chciałabym za rok jechać na te kolonie z Martą, Chorwacja, Włochy i te sprawy... Ale by było zaczepiście, ale mnie nie stać... Kto wie, może kiedyś. Gołąb otrzymał imię Włodzimierz, odlatywał na chwilę i potem wracał. A teraz poleciał i go nie ma :( Tak czułam, że jak go nazwiemy to on zniknie, a trzeba było siedzieć cicho ! Mama musi jutro iść do szpitala na zabieg. Ale, nie rozumiem jak tak można, ona się cieszy.


  Jakoś coraz bardziej nie chcę roku szkolnego, w sumie nie wiem czemu. Na początku w stajni nie miałam dobrego humoru. Rozcięłam se palec, a Komedia zrzuciła mój telefon, te upały doprowadzają do szału. Na jeździe drągi na kole, Komula chodziła nawet lepiej niż myślałam, bo pomimo ciasnego koła dało radę przejechać je w galopie. Na Lizie pojeździła Julia, Ala skakała, potem przewiozłam Lenę i Filipa na parę kółek. Testowałyśmy z Komedią kolejny szampon Waldhausen ,,Pferdeshampoo" czyli była kąpiel. Pachniał jak płyn do płukania, a po rozrobieniu z wodą jak męski perfum. Sierść po nim była miękka, błyszcząca i intensywniej czarna. Wróciłam do domu na obiad, zgrałam zdjęcia, poszłam do tej apteki po maść dla Czarnej. 30 zł to kosztowało no ale to dla zdrowia mojego psa. Włodzimierz wrócił, był tu przez dzień, teraz znowu na noc gdzieś poleciał. I musiałam wracać kurs stajnia ponownie na sianokosy. Na rolkach, Davida na skuterze spotkałam. Fajnie było ;) Nie dało się oddychać, ale szybko poszło. Układałam bale na aucie, a potem zrzucałam. Małpki robiły dodatkowe atrakcje xP Ania kupiła nam colę i hamburgera. Siedzieliśmy tam potem jeszcze wszyscy razem. Dowiedziałam się, że jeśli Andrzej będzie miał zamiar sprzedać konie to mi je sprzeda. Wolałby kupić quada, bo on nie woła o żarcie, a Ala z tekstem że woła z garażu ,,paliwa! paliwa ! " xD Wszyscy w śmiech :D Ale za jednego konia tak z 8 tys. Nie wiem skąd bym tyle wzięła, ale bym wzięła (jakoś). Dowiedziałam się też, że startuję w zawodach.  Chcieli żebym jechała, no to w sumie czemu nie... wierzą, że pójdzie nam dobrze, ale ja tego nie widzę. Skoki u nas leżą, jeździmy ujeżdżeniowo, więc trzeba wziąć się w garść. Najgorzej z najazdami. Boję się, że znowu zacznie pędzić na parkurze :/ Ale w formie treningowej można pojechać, najwyżej zrobię se siarę, ale co się przejmować innymi... ja czarno to widzę, z góry uprzedzam. Jedyne czego oczekuję to przeżyć ten parkur i jakoś go ukończyć. Mama jest w szpitalu, okazało się, że wróci dopiero jakoś przy niedzieli. Oby ten cały zabieg dobrze poszedł. Na jedną nockę będziemy same w domu. Ale nie mogę zaprosić Marty bo ona już gdzieś jedzie. Nie wiem czy wytrzymam tyle z tatą. 


 Włodzio dalej u nas bytuje, wystarczy otworzyć okno, a już przylatuje :P Dzisiaj jadł mi z ręki, no i dobija się by wejść do domu. Lonżowałam Komedię bez lonży, potem ćwiczyłyśmy sztuczki, koń w końcu się przyłożył. Jutro musimy poskakać, a tak mi się nie chce w tym upale... W końcu udało się znaleźć chwilę by posiedzieć z Komulą sam na sam w boksie. Wtedy możemy spokojnie pogadać i mam wrażenie, że dokładnie wie co do niej mówię <3 Julii czasami mam dosyć... lubię mieć spokój. Filip był pojeździć na Lizie, potem prowadziłam jazdę chłopczykowi, a potem Ala jeździła na kantarze ;) Byliśmy u mamy w szpitalu. Już jest po zabiegu. Jej to nie przeszkadza, ale ja bym tam sfiksowała. Już wolę być goniona przez zombiaki. Sam zapach szpitala przyprawia o mdłości. Fuj ! Paskudnie... Leci ,,Gothika" ale nie wiem czy zobaczę całą, bo leci do późna, a wszyscy już śpią.

Pamiętnik z końskiego grzbietu IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz