Rozdział 20

3 2 0
                                    



 Rano byłam jeszcze wkurzona na tatę i w sumie nadal jestem. Mam ku temu prawo i powody. Coś tam smędził pod nosem, ale na szczęście mi nic nie gadał. Wgl się do mnie nie odzywał, nawet nie poszedł do kuchni jak tam byłam. Ale myśli, że co ? Sprawa ucichnie i będzie w porządku ? Nie. Nie będzie. Byłam w stajni z Alą i Ewką. Komedia dziś ślicznie ;) Ćwiczymy L1, bo jak będą zawody to musimy być gotowe. Zatrzymania z kłusa do stój w końcu były jak powinny :D Z zagalopowaniami odrobinę lepiej, ale to jeszcze nie jest to. Trochę poprzypominałyśmy sobie zebranie, bo konio powoli zapomina. Trzeba więcej ćwiczyć. Ala wsiadła na Lizę, dawałam im różne "zadania". Liza była grzeczna, po raz kolejny O.O czyli jest świetnie :D Miały zrobić zmianę, ale Ewelina powiedziała, że nie wsiada bo jej słabo. No i się zaczęło. To ja chciałam wejść na Lizę, ale Ewka powiedziała że nic nie widzi. I faktycznie chyba nas nie widziała. Kazałam jej schylić głowę i oddychać, myślałam, że może zaraz jej przejdzie, ale ona zasłabła i nie kontaktowała wgl z nami. Potem dostała jakiś drgawek, zaczęła się trząść, to ją trzymałam, żeby nie spadła z tej ławki. Zadzwoniłyśmy po jej mamę. Była Ania na placu to po nią poleciałam. Przyjechała mama, dzwoniła po karetkę. Ewka zaczęła mówić tylko każdemu cześć (co wbrew pozorom było trochę śmieszne, bo podchodzi do niej ratownik i mówi do niej : Hallo, dzień dobry, a ona mu cześć xD ) i że chwila, bo głowa ją boli. Karetka przyjechała, zabrali ją do szpitala, dali jej zastrzyk. No i masakra... W domu już David mi pisał, czy u nas na stajni karetka była ? A teraz właśnie Ania do mnie pisze i pyta co z nią. A my nic nie wiemy. Telefonów nie odbierają, poszłyśmy z psem pod jej dom, ale nikogo nie było. No i Ania chce te pisma żeby jej dać co do jazdy konnej. I w sumie to jej się nie dziwię. Mama kiedyś mi pisała taką kartkę, ale to nie było profesjonalne i musi być na nowo. To muszę poszukać w necie. Grałam na organkach, próbuję nauczyć się ,,Utopii" ale ten filmik na yt jest jakiś podejrzany. Uczyłam się na fizę, i tak zbyt wiele nie umiem. No bo właśnie - jutro do szkoły... tragedia ! Nie mam ochoty, ani odrobinę. Teraz 2 tyg. chodzenia i egzaminy ;O Nie, że się ich boję, ale tak mi się nie chce ich pisać... Gdy wiem, że będę się głowić nad tymi testami, od których zależy cała moja przyszłość. Nie, w sumie nie cała. I tak mnie przyjmą do technikum. Mogliby żałować gdyby tego nie zrobili.


  Miałam zamiar popołudniu jechać konie wyczyścić, ale pogoda była brzydka to siedziałam w domu. Jutro spr. z WOS-u, zaś tego pełno. Mimik pojechał sobie na Zieloną szkołę i mu zazdroszczę. A on jeszcze płakał trochę rano... To ja powinnam płakać, że do szkoły muszę chodzić sprawdziany pisać. Jeszcze ta cała sytuacja z Ewką. To się robi coraz bardziej straszne. Jest w szpitalu, ale dużo nie wiemy. Ciężko się cokolwiek dowiedzieć. Mama pisała SMS-y do mamy od Ewki. Ewelina czuje się źle, Ala coś mówi, że tak jak wczoraj. Nie chce żeby mama się tak naprzykrzała z tymi wiadomościami, bo za dużo to nie zdrowo. Agata (jej kuzynka) coś wie, rozmawiałam z nią w szkole, ale mówi, że nie może powiedzieć. No to nie będę naciskać, nie chce mówić to nie, ale mogłaby, bo my się tu zamartwiamy. Jeszcze najgorsze jest to, że myślą że spadła z konia, a przez to i Ania może mieć kłopoty i ja tak samo, bo głupiej kartki nie było. Ale ona nie wsiadła nawet na konia ! A już jakieś głupie plotki po szkole chodzą... Ludzie jak chcą to niech sobie gadają, byle by mama Ewki nam uwierzyła, zapewne Ewka to potwierdzi i wszystko się wyjaśni jak wyzdrowieje. Oby szybko z tego wyszła ! Agacie też mówiłam, że nie jeździła, nie spadła. Muszą wierzyć na słowo, bo nie ma dowodów. A najgorsze jest to, że ciąży na mnie poczucie winy. Wiem, że nie zrobiłam nic złego, nie miałam na to wpływu, ale czuję się za to odpowiedzialna. Bo to ja odpowiadam za konie, nawet za właścicieli, bo w takiej sytuacji, gdy nie było głupiej kartki, będę się za nimi wstawiać. Ja jeżdżę na tych koniach, ja ją tam przyprowadziłam, ja byłam tego świadkiem. Ja mówię samą prawdę, ale czy zechcą mi uwierzyć ? To nie miało nic wspólnego z końmi, a ludzie źle kojarzą fakty. To, że stało się to w stajni, to istny przypadek. Równie dobrze mogłoby to stać się jej w domu, a nawet dobrze, że się nie stało, bo była w domu sama, a tam nikt by jej nie pomógł i mogłoby być za późno. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie i wszystko się wyjaśni. Ania dzisiaj też do mnie pisała. I gdzie jest ten chłopak, który powinien teraz mnie zapewniać, że wszystko będzie dobrze i że to nie moja wina ? Jeszcze se muszę pomarzyć... Grałam na klawiszach... Zaczęłam grać dla Daniela, a teraz nie wiem po co to robię... Zaraziłam się tym i nie żałuję, znalazłam nowe hobby. Może kiedyś zaczaruję kogoś moim graniem tak jak on mnie ? Bo z tego już nic nie będzie. Na obecny moment jestem tego pewna. Za dużo jest przeszkód na drodze. Ale może mój bezimienny (nie) znajomy ? Myślę o nim, bo tylko jego znam. Był spoko, no i jest na hodowcy koni *-* Też muszą mi otworzyć ten kierunek ! Nie chce mi się spać, ale jak nie pójdę spać, to nie wstanę rano...


  Jest źle. W szkole jakoś dotrwałam do końca lekcji. Na WF-ie nie było najgorzej, miałyśmy wygrać mecz w siatę z chłopakami, to dostaniemy 5. No i dostałyśmy ;P Dzięki moim niezwykle udanym serwom, nieskromnie mówiąc xD Tomek ciągle przybijał mi piątki, ostatnio więcej z nami gada. I droczą się z Martą o to zadanie i o obiady xD Dzisiaj na angolu mieliśmy taką bekę xD  Trójca siedziała jak zwykle w kącie, dziewczyny robiły zadania, a ja, Marta, Tomek i pani mieliśmy ubaw przez całą lekcję xD Rozpoczynając od ciamaczungli, poprzez obiady, SMS-y od mamy, domki na drzewie, aż po panią w bagnie xD Z Eweliną jest nieciekawie. Madzia też dzwoniła i Marta mi powiedziała, że ma krwiaka mózgu i dzisiaj była operacja. Nie wiem nic poza tym. Mam nadzieję, że się udała. Oby wszystko było dobrze. Ala nie poszła do szkoły, podobno cały dzień płakała. Spotkania podobno nie było, no to pojechałam do koni. Patrycja też do mnie dzwoniła i pytała co się stało z tą karetką. Dzwoniłam do Ani, żeby przyszła do stajni, miałam dla niej wzór tej kartki. Jest okey. Przyszła tam też z jakąś koleżanką z dzieckiem małym i musiałam przewieźć go i Lenę na koniu. Komedia miałam czyszczenie i wypoczywa na padoku przed sobotnim treningiem. Wzięłam Lizę, miała chodzić dziś na lonży, ale miały być te przejażdżki to ją osiodłałam. Trzymałam te dzieci w siodle, a Ania nas prowadziła. Jak już siedziałam na Lizie to pojeździłam trochę, półparada pomaga, magiczny element. Był kłus, bez jakiś większych buntów. Ala próbowała, ale jej się nie udało. No ale Liza żwawo szła. Pod koniec też jeszcze chwile zakłusowałam, potem Ala stępowała i było git. Myślę, że jakbym ją dłużej pojeździła, to zaczęłaby fajnie chodzić. Ale tu o to chodzi, żeby chodziła fajnie Ali. Ania chce się wybrać kiedyś ze mną w teren. Z jednej strony to miłe i fajnie, że chce ze mną jechać. Mówi, że chce się przekonać do koni. Bo tak długo nie jeździła, że się boi. No spoko, ja z nią do lasu pojadę, ale ja na Komedii. Bo ja na Lizie się boję, a ona boi się i tak i tak. Gdyby co, to nad Komedią zapanuje, a nad Lizą nie. Konie to zwierzęta stadne i zwykle robią to samo. Zawsze lepsze to jak jeden koń poleci, niż jak dwa i zaczną się jeszcze ścigać, to dopiero byłaby kraksa. A no właśnie i tu się zaczyna druga strona. A jak Ania zacznie jeździć i będzie potem częściej przychodzić i mi zabierać Komedię ? Tak samo się boję jak Lena będzie duża. A ja tego nie chcę. Nie chcę żeby ktoś inny jeździł na tym koniu. Sercem czuję, że ona jest moja, ale wiem że tak nie jest i mój mózg nie chce się z tym pogodzić. To wszystko wynika z tego, że się boję. Potrzebuję poczucia własności, boję się, że w każdej chwili mogę ją stracić. A to wszystko tyle mnie kosztowało. Nie pieniędzy, ale uczuć. Tyle włożyłam w to pracy i serca, żeby ten koń taki był. Żeby tak chodziła, nauczyłam ją sztuczek, jeździłam na cordeo, osiągnęłam coś, co wydawałoby się niemożliwe. I boję się, że ktoś to zniszczy. Ten koń szybko się uczy, zakoduje coś nie tak i nauka leci od nowa. Albo, że ja się napracowałam, a ktoś wykorzysta to przeciwko mnie. Już nawet nie chodzi o tą pracę. Ale tak się zżyłam z tym koniem. To jestem ja, to jest wszystko to, co dla niej poświęciłam, to jest moje odbicie, pokrewna dusza. Nie potrafiłabym żyć bez tego konia. To jakbym ją zdradziła, zostawiła samą. Ona też mnie kocha. Nikt inny nie poświęci jej tyle uwagi co ja, nikt jej tak nie zrozumie. Nie chcę jej nikomu oddawać. Ten koń jest dla mnie tak ważny, że dla niej jestem w stanie robić rzeczy, na które normalnie w życiu bym się nie godziła. Dla niej mogę ścierpieć wszystko. Żeby wiedziała, że jej nie zostawię, jaka jest dla mnie ważna. Może to i przesada. Większość osób mnie nie zrozumie, ale ja jestem tego świadoma. Miłość boli, ale sami godzimy się na ten ból. Postanawiamy cierpieć, żeby do końca walczyć o swoje. Dlatego wręcz zakazałam sobie : już nigdy nie mogę przywiązać się do cudzych zwierząt. Nigdy nie pokocham tak cudzego konia. Bo najbardziej boli strach, że możesz to stracić.

Pamiętnik z końskiego grzbietu IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz