Rozdział 30

2 2 0
                                    



Napisałam te 2 sprawdziany i nareszcie spokój. Były te biegi na WF-ie, ale miałam dzisiaj jakąś paschę na bieganie i dostałam 6 za 5 okrążeń boiska. Dałam radę, nie narzekam. Byłam u Komusi. Koń coś mnie nie zachwycił. Chciałam piękną jazdę przed wycieczką (bo ona już jutro) a tu tak średnio... :/ Na początku wszystko super, ale potem ten galop... No nie było to takie aż wyrywanie, ale ona ma takie szybkie tempo galopu, że to przeszkadza, nie da się tego porządnie kontrolować. I ja już czasami naprawdę nie mam pomysłów, co zrobić z koniem, aby go spowolnić... Następnym razem ma się ślinić zanim zagalopujemy. Może to w czymś pomoże. Ukłonów też nie chce z siodła robić, nawet na ciastka ! Może to przez pogodę ? To chyba jest już wystarczająco udowodnione, że poziom grzeczności konia na jeździe zależy od pogody. No ale ja nie mam na nią wypływu, też mnie wkurza. A one to chyba dwie się tak zgadały, bo Liza jeszcze gorzej. Komedia oprócz galopu szła fajnie, a ta klucha nic nie chciała robić. I znów jej się na brykanie wzięło. Ten koń zamiast się rozwijać, to cofa się w rozwoju... Barany Ali strzelać, to jak ją potem przelonżowałam... to była mokra. Niech się ogarnie trochę. Bo jak po dobroci nie idzie, to ja już nie wiem... To chyba najtrudniejsze zadanie - zajeżdżać konia dla kogoś. Jutro wycieczka, może te dwa dni przerwy się przyda. A potem biorę się za obydwie i to solidnie. Byłam w biedrze kupić żarcie na wycieczkę. Potem się pakowałam. Pobudka o 6.00 ...


  Korzystając z tego, że aktualnie jestem sama w pokoju, to coś napiszę. Jestem na wycieczce. Byliśmy w muzeum zegarów w Jędrzejowie. Zwiedzaliśmy Kazimierz i płynęliśmy statkiem po Wiśle. Była dyska, bo śpimy w agroturystyce. Potem graliśmy w butelkę, oczywiście to było niebezpieczne ze względu na brak pytań, ale jakoś żyję. Tomek klei się do każdej dziewczyny, co do niego nie podobne. I szczerze mówiąc trochę mnie to wkurza, bo żadna mu się nie sprzeciwia. W tym Marta ! No i czułam się czasami osamotniona. Na dysce nauczyłam Tomka tańczyć, z obciachowych ruchów, ale wyszedł z tego hicior ! :D (się nauczył - jestem z siebie dumna ^-^) Mnie też przytulał, i no muszę stwierdzić, że przytulać to on umie... W busie słuchałam muzyki i oglądałam ,,Gwiazd naszych wina" super film ;)


  Poszłyśmy spać po 2.00, także nie wyspałam się zbytnio, wolałabym dłużej. Zjadłyśmy śniadanie, zwiedzaliśmy Sandomierz. Ciągle lało... Już pal6 ten deszcz, ale ten lodowaty wiatr... W tym mieście jest masa schodów, aż nawet wymyśliłam piosenkę ,,,aaa aaa były sobie schody dwa - tysiące" Przez połowę zwiedzania Marta totalnie odłączyła się od grupy i razem z Agnieszką ganiała za Tomkiem. Ja chodziłam z Sarą. Nawet nie że mam jej to za złe, ale trochę szkoda, że mnie olała, bo to była ostatnia nasza wycieczka w tym składzie. Najwidoczniej ruch z ,,toniemy" zrobił furorę, bo Tomek dalej to wspominał. Wgl to graliśmy też wczoraj (bo nie napisałam) w kalambury i pani z WF-u miała pokazać katastrofę Smoleńską xD Obiad mieliśmy zjeść gdzieś na trasie, ale nie było McDonalda to podjechaliśmy do jakiejś restauracji, która okazała się bardzo wykwintna. ,,Lord" :3 Chyba organizują tam wesela. A najlepsze były łazienki, gdzie wszystko działało automatycznie. Mydło kapało jak podstawiało się rękę, a ręczniki papierowe same się wysuwały xD Słuchałam muzyki w busie. Gadaliśmy, ale głównie to z panią M. i Karolem, reszta tyłów to ewentualnie włączała się do rozmowy. Było o śmierci, co byśmy zrobili jakbyśmy mieli raka xD jakie by było nasze życzenie od ,,dżinów", jakie mamy marzenie przyszłościowe, o duchach itp. Fajnie :) Pani M. mogłaby być psychologiem, bo z nią się tak fajnie gada. Dojechałam do domu i jestem zmęczona. Jutro mam jechać do miejsca moich koszmarów, po ten papierek. Mam nadzieję, że to tylko papierek. Bartek zmienił zdjęcie profilowe i wygląda tam całkiem jak nie on. Wgl to najlepiej, to roztrzepałabym mu te włosy i tak by było super.


  Nie poszłam do szkoły, chyba jak cała klasa. Nie byłam u lekarza, fu ! jak to okropnie brzmi ! ... Bo nie było lekarki. Jutro po szkole. Spałam do 11.00, ale musiałam jakoś odespać te nieprzespane godziny. Ala też nie poszła do szkoły. Pojechałyśmy do koni. Komedia ładnie chodziła na jeździe :) Przeróżne ósemki, wolty, przejścia, zatrzymania, drążki, serpentyna itd. Galop już trochę lepszy, ale to dalej nie to. Na luźnej wodzy galopuje spokojnie, na krótkiej zasuwa, a  w zebraniu wyrywa głowę w dół. Próbowałam coś pouczyć ją stępa hiszpańskiego.  Liza tak sobie. Niby szła, ale nie szła. Z Alą cudowała jak miał być kłus, w stępie ćwiczenia jako tako dało radę. No ale musiałam na nią wsiąść i mi kłusowała. Próbujemy nauczyć ją się ganaszować. Nawet idzie, co jest miłym zaskoczeniem. Wtedy będzie łatwiej nauczyć ją zebrania. Było w stępie,  w kłusie przez chwilunię, ale Ala też coś ogarnęła, także coś może z tego być. Ale ile ta się nabeczy na tym koniu... A czasami to już nawet nie jest wina tego konia, tylko jej nastawienia i poprawnego użycia pomocy. Bo to trzeba czuć. Okazuje się, że baty do lonżowania powinny być dla ludzi, a nie dla koni. Bo jak go przyniosłam, to Ala od razu magicznie zakłusowała. Jak działa pod presją to potrafi. Poodkurzałam i umyłam podłogę. Siedziałam przed kompem. Pisałam z Davidem na fb, bo coś mi tam wysłał.

Pamiętnik z końskiego grzbietu IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz