Rozdział 38

2 1 0
                                    


  Zakończenie roku szkolnego. Ostatni dzień w gimnazjum. To takie dziwne uczucie. Przedstawienie się udało. Pan z infy wymachiwał pomponami i zakładał je na łysą głowę  xD Niektórzy nauczyciele się popłakali. Ja nie płakałam. Jakoś nie rusza mnie to. Potem chodziliśmy po kolei do wszystkich nauczycieli ,,na przytulańca". Jak zwykle z panią G. najciężej się rozmawiało... Pani z angielskiego była taka zasmucona, że już nas nie będzie. Gdy przechodziłam obok Daniela, chciałam go przytulić, on chyba mnie też chciał, ale nikt nie odważył się na pierwszy krok. Ja chciałam, on chyba też, ale czy to nie byłoby dziwne gdybyśmy tak przytulali się na pożegnanie ? Bo przecież prawie wcale nie rozmawialiśmy, nie byliśmy kumplami, którzy gadali na każdej przerwie. Jedynie jeśli przytulałabym wszystkich pozostałych uczniów, to nie wyszłoby podejrzanie. Sama wracałam gimbusem, Daniel też jechał, siedział z Martyną. Ostatni przejazd gimBruce'em graniczył z życiowym błędem.  Miałam ułożony co do minuty grafik na ten dzień, a on zamiast 12.15 odjechał 12.30. To w te 15 minut mogłabym dojechać do stajni. Ale jeszcze na speeda tam byłam. Wyczyściłam Komusię i przymierzyłam jej skrzydła. Pasują :D ! Można z siodłem i bez. W domu się szykowałam, potem poszłam do Marty, bo jechałam z nią do Agi na ognisko klasowe i urodziny. Było fajnie, parę rzeczy kontrowersyjnych, ale było spoko. Jedna z ostatnich imprez w tym gronie. Były wszystkie dziewczyny oprócz Marty L. i Doroty + Wera, a z chłopaków Karol, Patryk, dwóch Szymonów i Amadeusz (oni zostali na noc. A Marta nie została x| ) Wgl mama Amadeusza choćby wprosiła się na imprezę. Czasami z rodzicami Agi tam z nami siedzieli. Szymon chciał pochować panią Ewę xD Hahaha! Pojechali z nią do sklepu po picie i zajechali aż na NW po bluzę i psa. Pies chciał potem zjadać wszystkie kiełbasy.  Uczyłam ją potem sztuczek, mamie Amana się podobało :P Ona dała im pojeździć autem. Oczywiście jak można było się spodziewać, u Agi nie obeszło się bez alkoholu... Wypiłam dwa drinki, ale było w tym więcej coli czy soku niż tego ohydnego świństwa. No bo fuj ! To nie dobre. Tyle soku dolałam, że nie było prawie nic czuć. Niestety reszta się schlała. Sara W. oczywiście rozwalała imprezę, bo ona musi się przejść i ciągnie połowę za sobą. Nie usiedzi na dupie, byle by być w centrum uwagi. Te sanatorium jej nie służy. Też była pijana. Szymony i Aman to dopiero. Podobno Szymon O. beczał, bo ma problemy rodzinne, a Sara siedziała z nimi. I jeszcze do nas, że nie możemy tam iść, a sama polazła. Moim zdaniem to było chamskie. Wypiła 5 kieliszków i myśli, że jest trzeźwa. Aga chwiała się na nogach. Czułam się jak w stadzie zombiaków. Tylko Sara Z. została ze mną trzeźwa. Jak dobrze, że ze mną jednak została spać, bo sama bym zwariowała. Aga zaprosiła jakiś dwóch kumpli, Grzesia i Patryka, którym podobno się spodobałam i 1 już zaprosił mnie na fb. Ale to kompletnie nie w moim typie i nie dogadalibyśmy się. Z resztą ja mam Bartka. Tamtego to nawet nie trzeba rozważać, nie mają co sobie robić nadziei. Wgl brat Agi przyprowadził jakiegoś kumpla, Krzysia chyba i siedzieli z nami przy ognisku. Gadałam z tym gościem, tak do pogadania to był spoko. Gadaliśmy o koniach, szkole, pracy itt. On przynajmniej nie chciał się do nikogo przystawiać, wie że nie ten rocznik. Dużo się działo, ale nie jestem w stanie tego wszystkiego opisać.


  Poszliśmy spać po 3.00. Aga spała z Amadeuszem, Sara z Szymonami, ja na szczęście z Sarą Z. Chłopaki poszli razem do łazienki, niby się myć, ale pewnie im to zbytnio nie wyszło. Aga postanowiła iść do nich, a tam był goły Szymon w wannie... Oni pewnie tego nawet nie pamiętają. A ja jestem zmęczona, spałam tylko 4 godz. Tata potem po mnie przyjechał. Byłam u koni. Pojechałam z Komedią do lasu na kłusa :) Tam koło rancza w stronę Patrycji. Dopiero tam koń zaczął przyspieszać, a tak to było grzecznie :) Wgl to spotkałam Patrycję pod bramą u niej. Mówiła że przyjdą do mnie gadać w sprawie zawodów. Bardzo dobrze, czyli jednak mam w tym jakiś głos. Era i Koka stały po drugiej stronie drogi i zaczęły galopować. A Komedia razem ze swoimi koleżankami chciała pobiegać, galop po ulicy... wspaniałe uczucie x| Dobrze że ją zatrzymałam. Mam konia wariata xD <3 A potem jeszcze auto jechało... Lizę też zabrałyśmy potem na spacer. Ala na niej jechała, ale ja trzymałam ją na lonży. Parę razy chciała się wrócić do stajni, Klucha jedna ! Ale wszyscy nadal żywi. Zwiozłyśmy owies. Wyprałam tęczowy kantar. Rzucałam Czarnuli piłkę.


  Cały dzień leje, siedzę w domu, konie miały dzień wolnego. Posegregowałam zeszyty i książki. Uporządkowałam półkę w szafie. Znalazłam myszkę od Ginger i się nią bawiła. Pisałam z Davidem na fb. Grałam w simsy 2. Wieczorem miałam z Alą jakąś głupawkę. Oby jutro była fajna pogoda, a szczególnie na sesję, którą planujemy. Nie wiem jeszcze w co ja się ubiorę. Jutro jadę zawieźć papiery do szkoły. Oby ta cała kartoteka higienistki nie była potrzebna... Nie chcę robić tego bilansu ! I tak będę musiała przecierpieć te jakieś badanie do zawodu. No i po odbiór stypendium się pójdzie :D Teraz powpływa trochę kasy, trzeba ją rozsądnie wydać. Najpierw czekam aż tata kupi mi to co chcę, bo jak nie to sama będę musiała to zrobić.


  Dziś wstałam dosyć wcześnie. Pojechałam z tatą zawieźć papiery do szkoły. Od razu oddałam też oryginał, co równoznacznie oznacza, że się dostałam. No a niby jakże inaczej ? :P Okazało się, że te zaświadczenie od cioci Maryli jednak było potrzebne. Niestety kartki od higienistki też. Oddałam je, ale ciągle boję się, że będzie jakiś problem z powodu tego, że nie oddałam bilansu. I tak dostanę skierowanie do jakiegoś lekarza pracy... i wolałabym to przeżyć nie tracąc swojej godności. Nie rozbieram się nawet przed mamą, dlaczego mam się rozbierać przed jakimś obcym człowiekiem ?! Nikt nie pomyślał, że może sobie tego nie życzę ? Ale schodząc na jakiś lepszy temat, to klasa THK na ten moment, będzie otwarta :D ! Dzisiaj zrobiłyśmy sobie dzień skokowy. Oba konie świetnie się spisały <3 Były skoki na ósemce, ale Komedia nie chciała po skoku zmieniać nogi... Potem już dałyśmy sobie spokój z ósemką. Planowałyśmy 60-tki, skończyło się na metrówkach :P Mój koń jest wspaniały <3 W ogóle nie czułam strachu, wiedziałam że ona mi ufa. Czułam że damy radę. Co z tego, że ostatnią przeszkodę zrzuciła ; wcale się nie zawahała, skoczyła, choć wiedziała że zrzuci, ale skoczyła, bo ją o to poprosiłam. W takich momentach, gdy poczucie bezpieczeństwa i ta pewność, że nic złego się nie stanie, ukazuje jak bardzo zżyci są koń z jeźdźcem. Ja byłam pewna, że skoczy, a ona mi zaufała. Ten koń ma wielkie serce i ta wiara że razem damy radę. To wszystko było takie łatwe, piękne... oprócz tego że kaleczyłam skoki moim dosiadem, nie wiem czemu te nogi tak mi uciekają xd Co za paradoks ; mój koń najpierw latał, a dopiero potem dostanie skrzydła. Co oznacza, że jest taka wspaniała, że nie potrzebuje skrzydeł, żeby latać. Jutro robimy sesję. Komedia będzie pegazem, a ja pożyczam suknie ślubną mamy. W mojej wizji to będzie prawdziwa bomba ! :D Paulina przyjedzie to będzie miała ubaw xD Ala z Lizą też dzisiaj dały czadu ! :D Galop ładny był, choć co prawda skoki z kłusa. Był x z 60-tek i stacjonata 40 cm =D Jak iść to do przodu, a w tym wypadku w górę :P Mamy zdjęcia, coś fajnego się wybrało. Wyczesałam trochę Ginger i rzucałam piłkę. Czarnuli.

Pamiętnik z końskiego grzbietu IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz