Powrót do siedziby

287 44 5
                                    

Pies patrzył się na nas, chyba mu się znudziło bo położył się, ale ciągle nas obserwował machając ogonem.

-Co się stało?- spytałam patrząc na wszystkich.

-Nie wiem? Może ma to związek z Juną?- odpowiedział pan Kadam. Chwilę się zastanawiałam, ten pies przed tym jak go dotknęłam miał czerwone oczy i zachowywał się jak by chciał nas zniszczyć. Jak go dotknęłam jego oczy się zmieniły i stał się przyjacielski.

-Pamiętajcie jak mówił wam o tym serum?

-Tak.- wszyscy zgodnie odpowiedzieli.

-No to może Omar mu to coś wstrzykną i dla tego tak się zachowywał.

-Istniej duże prawdopodobieństwo.- Pan Kadam podszedł bliżej mnie.

-A ja mam te niby moce Juny, która miła moce natury, więc ja może go uzdrowiłam?

-Tak, to jest naprawdę dobre rozwiązanie.- Kadam podszedł do psa i go pogłaskał. -Nawet miłe stworzenie.

-Może z nami zostać?- spytałam błagalnym głosem.

-Nie.

-Proszeeeeeeeee.- objęłam psa, co nie. było łatwe, i razem zrobiliśmy oczy szczeniaczka. Pan Kadam chwilę się zastanawiał.

-No dobrze. Niech będzie.- ucieszyłam się jak małe dziecko.

-Mam podejrzenia że ten pies lawy jest jeszcze młody.- dodał po chwili. Popatrzyłam na psa i trochę się zdziwiłam.

-Po tym wszystkim co mnie spotkało nic już mnie nie zdziwi.- stwierdziłam.

-Oj jeszcze zobaczymy.- westchnęła Jack.

-Lepiej ruszajmy w drogę.- Li wstał i zaczął zbierać wszytsko.

-Może pojedziemy na tym psie, i może trzeba mu nadać jakieś imię.

-W takim razie będzie się nazywać Fair.- zdecydowała szybko Aleksa.

-Niech będzie.- pogłaskałam psa po głowie.

-A co do podróży, nie jestem pewna.

-Czemu?

-On jest z lawy!

-Ale nie parzy, jest tylko lekko ciepły.

-No dobra.

-Świetnie!- zatarłam ręce. Fair położył się a my na niego weszliśmy. Był taki duży że wszyscy bez trudu się na nim zamieściliśmy.

-W drogę!!- krzyknęłam. Pies zaczął biec. Krzyczałam z radości, razem z Tonym i Danem. Było naprawdę super!

Biegliśmy już od dawna a pies ciągle nie był zmęczony. Gdy dobiegliśmy do lasu bałam się czy pies nie zaklinuje się w gąszczu drzew, jednak on zwinnie je omijał. Biegliśmy bez przeszkód, to było niesamowite. Dobiegliśmy do drogi i zeszliśmy z psa.

-Co teraz? Przecież ludzie będą przeważni na jego widok.- pogłaskałam psa po uchu.

-Tak to prawda więc zawiedziemy go do naszej siedziby ciężarówką.- Pan Kadam wyją telefon i wybrał jakiś numer.  -Hallo? Dzień dobry, proszę o wysłanie do nas samochodu i średnią ciężarówkę z przyczepą... Tak.... Dobrze czekamy.- i się rozłączył. - Zaraz chwilę będzie transport.

  

   Ta chwila trwała parę godzin.

-Są, są.- krzyknął Dan. Wszyscy wsatliśmy. Fair'a wsadziliśmy do przyczepy, i sami wsiedliśmy do samochodu. Pan Kadam kierował, Aleksa siedziała na miejscu pasażera. Na końcu było naj gorzej, mimo iż Dan i Tony byli wilkami i leżeli na podłodze mi było ciasno. Siedziałam z tyłu razem z Li i Jack'em, dwoma szerokimi mężczyznami. Co chwila pytaliśmy się ,,Kiedy dojedziemy?" i zawsze pan Kadam odpowiadał to samo ,,Jak będziecie się tak pytać to nigdy!" ale my i tak pytaliśmy. Za którymś razem samochód  gwałtownie się zatrzymał.

-Ostrzegam was, jeżeli jeszcze któreś pisnie chodzi by słówko to wszyscy wracają do miasta na piechotę, a stąd jest dobre trzy i pół godziny drogi szybką jazdą samochodem.- wysyczał przez zęby Pan Kadam. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak zdenerwowanego. Ta przygoda naprawdę musiała go zmęczyć. Jechaliśmy w ciszy, miłam szczęście bo siedziałam przy oknie i mogłam się przez nie gapić. Nagle poczułam na sobie czyjś natarczywy wzrok. Spojrzałam w prawo, Jack patrzył się do przodu, a Li w swoje okno. Teraz spojrzałam na Dana, leżał na podłodze. Tego się obawiałam, spojrzałam na Tonego, patrzył się na mnie obserwując mnie. Wstał i położył mi łapy na kolanach.

-A tylko spróbuj!- syknełam. Biały wilk wywiesił swój wilki jęzor.

-A tylko!- szepnęłam. Jack i Li patrzyli na nas z przerażonym wzrokiem, a Dan wcisną się pod fotel. Oni pamiętali co powiedział Pan Kadam. W tym momęcie Tony polizał mnie po całej ręce, kawałku bluski i po policzku.

-TONY!!!!- krzyknęłam na całe gardło. Samochód się zatrzymał i czerwona głową pana Kadam wyjrzała zza fotela kierowcy.

-Wiem co mówiłem ale tego nie zrobię, ale za to obiecuje wam że hak dojedziemy na miejsce czekają was ciężkie chwile!- Pan Kadam znów ruszył w podróż.

-Aleksa masz może chusteczki?- spytałam z nadzieją. Aleksa podała mi paczkę chusteczek namaczanych i tych zwykłych. Zaczęłam zmywać z siebie ślinę wilka. Przez resztę drogi siedziałam na niego zła, a on był zadowolony.

-Z czego się cieszysz?- fuknęłam, a on tylko wystawił język. Znów patrzyłam się w okno.

Po paru godzinach byliśmy na miejscu. Wszyscy wyskoczyliśmy z samochodu.

-Gdzie będziecie trzymać Fair'a?- zapytałam.

-Mamy tu wielki ogród z paro metrowym murem. Będzie tu bezpieczny.

-To świetnie.- patrzyłam jak jacyś ludzie odprowadzają psa do tego ogrodu.

-Dobrze idziecie się umyć i przebrać, jutro rozdam wam zadania.- Pan Kadam znikł w siedzibie. Miałam trochę złe przeczucia.

Weszłam do swojego pokoju, wzięłam piżamę i weszłam do łazienki. Wzięłam gorącą kąpiel i umyłam włosy. Nałożyłam piżamę i szlafrok. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam siedzącego Tonego uśmiechającego się.

-Czego tu szukasz?- fuknęłam.

-Chciałem cie zobaczyć.

-Ciągle jestem zła za tamto.

-Oj, no przepraszam.- zrobił minkę smutnego szczeniaczka.

-Zastanowię się, a teraz chcę spać.

-Dobra.

-To wyjdź.- wskazałam ręką drzwi. Tony wyszedł a ja zdjęłam szlafork i wskoczyłam do łóżka.


Mam nadzieję że się podoba ;). W następnym rozdziale będzie to na co nie którzy tak bardzo czekają XD, albo tylko część :P. Przepraszam za wszelkie błędy :3

Wilken *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz