Kwatera CzranychŁowców

462 43 3
                                    

Obudziłam się z tępy bólem głowy. Rozejrzałam się po pokoju. Był ciemno czerwony, pod ścianą na przeciwko mnie stała ogromną szafa z wiśniowego drzewa i z tego samego materiału drzwi po mojej prawej. Leżałam na łóżku, również z wiśniowego drzewa z biło-czerwoną pościelą. Po mojej prawej stała szafka nocna, na niej stała biała lampka oraz szklanka wody i jakieś tabletki. Po mojej lewej było okno. Podniosłam się na łóżku gdy do pokoju wszedł Jack.
-Na szczęście się już obudziłeś Karo.
-Tak...
-Weź te tabletki, głową będzie cię mniej boleć.- posłusznie wykonałam polecenie. Wilkołak usiadł na skraju łóżka.
-Zaraz zdejmę bandaże.- powiedział łagodnie. Dopiero teraz zauważyłam że mam bandaż na nodze, ręku i na głowie.
-Ale co się stało? Mam kompletną pustkę w głowie. Ile czasu spałam? I gdzie ja jestem?- spytałam słabym głosem.
-Wczoraj w lesie zaatakował cię dziwny stwór. Połączenie tygrysa i nietoperza.
-Tak już pamiętam. Uderzyła się w głowę. Czyli że spałam jeden dzień.
-Dokładnie.
-Ale skoro się tak mocno uderzyła w głowę że starciłam przytomność na tyle czasu, to ta rana na sto procent się jeszcze nie zagoiła.- brat patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Nagle mnie oświwciło, walnełam się ręką w czoło.
-Nic nie mówiłam.- mruknęłam. Zaśmiał się cicho. Popatrzyłam na rękę. Po mału odwinęłam ją z bandaża. Nie było choćby najmniejszego śladu. Wyjęłam nogę spod kołdry. Miałam przed oczami obraz obraz mojej biednej nogi z tymi ohydnymi śladami pazurów. Nie pewnie i ją odwinęłam z bandaży. Noga była cała i zdrowa. Jack pomógł mi z bananami na głowie. Odetchnęłam z ulgą gdy dotknęłam obolałego miejsca i nie wyczułam żadnej rany. Usłyszałam ciche głosy jakichś ludzie za ścianą. Dwa z nich należały do Dana i Tonego, a trzeciego nie umiałam określić.
-Ciągle nie odpowiedziałeś na jeszcze jedno pytanie. Gdzie my jesteśmy?- przypomniałam mu.
-A tak. Jesteśmy w kwaterze głównej CzarnychŁowców.- uśmiechnął się.
-Aha...
-Chodź do ,,salonu" to wszystkiego się dowiesz.
-Dobrze.- wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi. Gdy je otworzyłam znalazłam się w ogromnym pomieszczeniu. Było utrzymane w czerwonej, ciemno brązowej i białej barwie. Ściany były czerwone na górze i białe na dole. Ogromny ciemno czerwono-brązowy dywan zakrywał prawie całą podłogę, oprócz na samych brzegach. Podłoga była z ciemnego drewna. Na ścianie na przeciwko były cztery okna w równych dość dużych odstępach, a między nimi czerwone fotele i kanapy. Ściana po mojej lewej była krótsza, a drzwi w których stałam były przy samym brzegu. Na tej krótszej ścianie, po samym środku był sporych rozmiarów komin, a nad nim plazmowy telewizor. Parę centymetrów na wprost od kominka stało biurko. Zgadnijcie z jakiego drewna? Dokładnie wiśniowego. Za nim ktoś siedział. Na dłuższej ścianie były trzy drzwi a między nimi brązowo-czerwone kanapy oraz fotele. Na drugiej krótszej ścinanie znajdowały się drzwi, do holu, jak mniemam, oraz przy mniej stała sporo półka z książkami. W dwóch fotelach siedzieli Dan i Tony którzy na mój widok uśmiechneli się szeroko.
-Siadaj.- zachęcił mnie mężczyzna siedzący za biurkiem z wielkik uśmiechem na twarzy. Usiadłam na jednej z kanap, Jack oczywiście usiadł obok mnie.
-Odpowiedzie mi co się stało po tym jak zemdlałam?
-Poczekaj.- uspokoił mnie brat. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na wszystkich. Mój wzrok zatrzymał się na tym mężczyźnie.
-A tak gdzie ja mam maniery.- zaśmiał się. -Jeszcze się nie przedstawiłem. Jestem Beniamin Kłos Kadam, ale możesz mi mówić po prostu Kadam.- zrobiłam zdziwionął minę.
-Tak mam dwa nazwiska, na codzień posługuje się jednym. Mój ojciec był Polakiem i po nim mam nazwisko Kłos, matka była Hinduską i po niej mam Kadam.- pokiwałam głową. Wielkie drzwi do holu otworzyły się szeroko i do pokoju weszła młoda kobieta. Na oko może ciewiętnaście lat. Miała głębokie zielone oczy i burze włosów na głowie w kolorze jasnego brązu przechodzącego w lekki odcień rudego. Była ubrana w obcisłe rurki i luźną bluske.
-A oto panna Aleksandra.- przedstawił ją pan Kadam. Usłyszałam ciche westchnienie obok. Spojrzałam na Jack'a. Patrzył na tą Alekse rozmnażonym wzrokiem. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, zaczęłam cicho hichrać. Mój braciszek się zakochał. Dzignęłam go łokciem w bok. Trochę oprzytomniał, groźnie na mnie spojrzał, założył ręce na krzyż i oparł się o kanapę z kwaśną miną.
-Aleksandra jest naszą jedną z najlepszych agentek. 
-Panie Kadamie ależ nie trzeba.- Beniamin uśmiechnął się i pokiwał głową.
-Dobrze, usiądź i posłuchaj Alexandra będzie wam pomagać.- dziewczyna usiadła w jednym z foteli.
-Teraz mi powiecie?- spytałam błagalnym głosem. Jack pokiwał głową.
-Kiedy upadłaś próbowałem cię podnieść, ale ten tygrys mnie przewalił. Tony i Dan mi pomogli. Po pewnym czasie walki, tygrys odleciał. Ja wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj.- Zapadło milczenie. Nagle coś sobie przypomniałam.

Wilken *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz