1.1 Dom - Pierwsza Krew

49 7 0
                                    

Szedł wąską, zaśmieconą uliczką pomiędzy obskurnymi blokami, reliktami poprzedniego ustroju. Otaczające go ciemności rozpraszał jedynie migotliwy blask latarni, przesączający się pomiędzy budynkami z ulicy biegnącej po ich przeciwnej stronie. Przez większość czasu szedł z pochyloną głową, pilnując by szeroki kaptur skrywał jego twarz, zerkając nerwowo na boki i za siebie. Zbędny wysiłek w takich ciemnościach, jednak Paweł nie myślał tej nocy w sposób racjonalny. Jego głowę wypełniały wspomnienia szyderstw upokorzeń i bólu, które znosił przez te wszystkie lata. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi zacisnął spocone dłonie na trzonku młotka który ukrywał w szerokiej kieszeni bluzy.

Nagle przystanął nasłuchując. Przywarłszy do murowanej ściany pobliskiego schowka na śmietniki obserwował ze wstrzymanym oddechem grupę dzieciaków, które nie zważając na późną porę z wrzaskiem i śmiechem maszerowały główną ulicą. Ich przekomarzania irytowały go, budząc nieprzyjemne wspomnienia. Zbyt często obrywał w podobnej atmosferze. Zbyt często dorośli z uśmiechem bagatelizowali jego skargi i błagania. Przypomniał sobie banały którymi zbywał go ojciec, o tym jak to mężczyzna powinien być mężczyzną i samemu rozwiązywać swoje problemy, bo inaczej nie poradzi sobie w dorosłym życiu. Cóż, najwyższa pora skorzystać z jego porady.

Paweł odczekał dłuższą chwilę, upewniając się że pozostał niezauważony. Chociaż nie miał wielkich nadziei na unikniecie kary to nie zamierzał nikomu nic ułatwiać. Ruszył dopiero gdy wrzaski i śmiechy zaczęły niknąć w oddali. Po drodze napotkał jeszcze grupkę miejscowych pijaczków, którzy z przejęciem spierali się o coś. Niestety, donośna dyskusja przyciągała uwagę mieszkańców, co zmusiło go do zmiany trasy. W końcu opuścił blokowiska i dotarł w okolicę pełną rozpadających się ceglanych domków sąsiadujących z postawionymi nieco później barakami. Zerknął na komórkę, dochodziła północ.

Przeszedł usłaną śmieciami ścieżką pomiędzy dwoma wysokimi kamienicami i wyszedł na betonowy plac. Pośpiesznie przyjrzał się okolicy, choć był tu już kilkukrotnie planując swoją zemstę. Na środku podwórza znajdował się solidny, żelazny trzepak na dywany, w jego kącie stały trzy blaszane kontenery na śmieci, powyginane i obdrapane, w pobliżu których ktoś porzucił zniszczony fotel obity w strzępy kolorowego materiału.

Nagle usłyszał rubaszny rechot i zobaczył jak z alei po przeciwnej stronie placu wyłania się grupka zataczających się nastoletnich chłopaków. Jakaś zirytowana kobieta krzyczała na nich przez uchylone okno, jednak ci nic sobie z tego nie robili.

-Spierrrdalaj! - usłyszał bełkotliwy ryk jednego z nich, co wywołało śmiechy i gwizdy pozostałych. Pawłowi na ten widok krew zagotowała się w żyłach. Poznawał ten głos, głos który od lat prześladował do zarówno w koszmarach jak i na jawie. 

Paweł skulił się za najbliższym śmietnikiem ignorując bijący od niego smród, i starał się uspokoić skołatane myśli. Dopiero teraz, gdy zobaczył cel swojej wędrówki, wszystko stało się tak przerażająco realne. Po raz kolejny dopadły go wątpliwości. Wiedział że w bezpośredniej konfrontacji nie ma szans z napakowanym dresem, jednak liczył na to że wieczorne pijaństwo wystarczająco go osłabi. Ostatecznie jutro była sobota, co oznaczało że chłopcy mogli sobie pozwolić na więcej.

Wśród salw śmiechu grupa rozdzieliła się i każdy z chłopców ruszył w swoją stronę. Zgodnie z przewidywaniami Pawła jeden z nich skierował się w stronę placu, dopijają szybkimi łykami zawartość trzymanej butelki.

Nocną ciszę zakłócał tylko skowyt wiatru, który od dłuższej chwili przybierał na sile. Paweł zauważył że nocne niebo raz po raz przecinają rozbłyski światła. „Zbiera się na burze" - pomyślał. „I dobrze, w razie problemów nikt nie usłyszy szamotaniny" - pocieszał się niepotrzebnie, w tej okolicy ludzie byli przyzwyczajeni do wszelkiego rodzaju awantur i nie lubili się do nich mieszać, dość mieli własnych problemów.

System BestiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz