Przeszukałam wszystkie skrytki, wyszedł cały zapas. Nie wiem czy mam wystarczająco dużo składników aby przyrządzić dość eliksiru na najbliższy czas. Siedziałam w fotelu z kocem na głowie już drugą godzinę. Derek przygotowuje wszystkie potrzebne nam rzeczy abym była w pełni sił następnego dnia. To było przyczyną mojego złego samopoczucia i osłabienia. Już niedługo będę jak nowa. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na wyświetlacz, Alice, nie mogę odebrać nie teraz gdy mój głos jest taki. Derek zabrał mi urządzenie z dłoni i odebrał.
- Tak? Cześć Alice. Nie. Vivi gorzej się poczuła i postanowiliśmy że zostaniemy dziś w domu. Jutro już powinniśmy być. Nie, nie musisz przyjeżdżać. - posłał mi uśmiech i ciepłe spojrzenie. Zawsze gdy rozmawiamy z Alice albo o niej jakoś tak częściej się uśmiecha. Miedzy nimi ostro iskrzy. - Nie chcemy żebyś ty albo ktoś z twojego rodzeństwa się zaraził. Tak, wierzę że wasza odporność jest większa niż nasza, ale gdyby jednak to byśmy sobie tego nie wybaczyli. Spokojnie Alice, niczego nam nie potrzeba. Naprawdę jest wszystko okej, nie musisz się martwić i tym bardziej nie musisz przyjeżdżać. Dobrze, na razie.
Rozłączył połączenie i spojrzał mi głęboko w oczy,
- Chciała przyjechać i przywieść ci jakieś lekarstwa.
- Nie miałbym nic przeciwko, jeżeli zamiast lekarstw przywiozła mi sok z pijawek i kilka kręgosłupów skorpeny.
Mój skrzeczący głos aż zakuł w uszy. Zróbmy to jak najszybciej, tęsknię za sobą. Przeszłam do kuchni i ogarnęłam wzrokiem wszystkie składniki. Nie mamy ich dużo starczy tylko na kilka porcji. Pokruszyłam twarde składniki na pył, wstawiłam wodę i czekałam aż się zagotuję.
- Nasze przodkinie dostały by ataku serca.
- Czemu?
- No wiesz, one zawsze przygotowywały eliksiry w wielkich kotłach, glinianych garach, wazach a ty... w rondelku do podgrzewania mleka.
Zaśmiałam się cicho.
- Niestety nawet rondelek z tych składników nie wyjdzie.
Woda zaczęła wrzeć powoli dodałam pierwsze składniki, wolno mieszałam aby każdy z nich idealnie rozpuścił się w wywarze. Derek włączył telewizję, poszukał jakiegoś filmu i rozłożył na całej długości sofy. Wolał nie wtrącać się w ważenie eliksirów. Zawsze przesyłał jakąś cząstkę energii magicznej do gara, a to z kolei zmniejszało działanie mikstury. Założyłam grube rękawiczki aby dodać kolejny składnik, zalewę z marynowanych oczu jaszczurek plamistych. Przy gwałtownym ruchu mogłam ją wylać i zrobić sobie dziurę w podłodze lub w gorszym przypadku stracić nogę. Monitorowałam czas gotowania bardzo dokładnie, gdy minęła godzina przemieszałam powoli aby zbyt dużo powietrza nie dostało się do cieczy. Wsypałam ostanie sypkie dodatki i dokładnie wymieszałam aby nie powstały grudki. Zostawiłam na ogniu na piętnaście minut i w miedzy czasie zrobiłam porządek na blacie. Gdy czas upłynął nadeszła pora na ostatni składnik, krew.
- Derek.
- Już idę.
Wziął pierwszy lepszy nóż z ostrym czubkiem. Przejechał końcówką pośrodku dłoni. Liczyłam czerwone krople spadające wprost do naczynia. Wywar zaczął zmieniać kolor na krwisty i już byliśmy pewni że warzenie dobiegło końca. Rana na ręce chłopaka momentalnie się zrosła. Wyłączyłam gaz i pozostawiłam do przestygnięcia. Poprawiłam koc którym się okrywałam i lekko uśmiechnęłam do chłopaka. Naszą chwilę zadowolenia przerwało pukanie do drzwi. Rzuciłam spanikowane spojrzenie na brata i schowałam się za rogiem tak, aby nie było mnie widać. Derek otworzył delikatnie drzwi i głęboko odetchnął.
- Alice, mówiłem żebyście nie przyjeżdżali.
- Wiem, ale pomyślałam, że przywiozę Gen notatki z dzisiejszych lekcji, żeby nie została w tyle.
CZYTASZ
Krew Wróżki ~ Jasper Hale ~
FanfictionNigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak chciałabym umrzeć, ale oddanie życia za kogoś kogo się kocha brzmi dobrze. Pff bujdy na kółkach. Wszyscy których kocham już nie żyją albo są nieśmiertelni. Oczy bestii stojącej przede mną błyszczą a usta są...