1.0

1.4K 34 0
                                    



Ten krótki wyjazd w otoczeniu bliskich miał być odskocznią od codziennego życia.  Przyjemnym czasem w otoczeniu natury. Średniej wielkości drewniana rezydencja w otoczeniu leśnym nad brzegiem rzeki Jukon w zachodniej części Alaski, sprawiał wrażenie komfortowego schroniska górskiego. Ogień wesoło tańczył w kominku, roztaczając wokół ciepła atmosferę i bezpieczeństwa. 

Genevive obudziła sie z uśmiechem na ustach, chociaż nie pamiętała co jej się śniło. Czuła że było to coś bardzo przyjemnego. Z początku zaplanowany spokojny poranek szybko zamienił się w szybsze pakowanie rzeczy i długo godzinny powrót do domu. 

Gdy rodzeństwo weszło w końcu w progi swojego domu w stanie Luizjana, zostali zmrożeni. Wielkie akwarium stanowiące szeroki filar po środku domu, było puste z dużą dziurą na przodzie. Cała podłoga wciąż była pełna wodorostów, kamieni i piasku z akwarium. Bliżej okna leżała czerwona ryba uderzała ogonem w mokrą podłogę. Nie jest dziwnym to, że przetrwała tyle czasu poza wodą. Jest magicznym stworzeniem żyjącym w równie magicznym domu. 

Genevive westchnęła głęboko i rozejrzała wokół z cichą furią w oczach. Jej dom jest zrujnowany.

- Rio! Gdzie jesteś gnoju?! - jej głos zagrzmiał złowrogo.

Glowa mężczyzny wychyliła sie powoli z pomieszczenia po prawej. Zagryzł wargę i przybrał szelmowski uśmiech. Powoli podszedł do dziewczyny. 

- Kochanie... Czemu tak krzyczysz? - powiedział ostrożnie. Obawiał się co może się stać w najbliższym czasie. 

Derek, starszy brat bliźniak Genevive, przeszedł sie po zrujnowanym salonie i oceniał straty. 

- Czemu krzyczę?! Co tu się stało?! Mój dom to ruina!

- Oj tam zaraz ruina. Dobrze, że nie widziałaś tego zaraz po imprezie. - zaśmiał się, ale po chwili ucichł. Przełkną ślinę. - Przepraszam. Już nic nie mówię.

Tego dnia pełna złości dziewczyna odzywała od siebie wszystkie niebezpieczne narzędzia. Nie chciała pod wpływem chwili zrobić krzywdy swojemu przyjacielowi. Choć on przeprosił ja i obiecał naprawić szkody które zostały wyrządzone podczas jego urzędowania w jej domu. 

Gdy nadszedł wieczór pozostawiła Derekowi rozejrzenie się oraz doprowadzenie domu do lepszego stanu. A ona ruszyła do ukrytego wewnątrz domu swojego biura. Gdy  przekroczyła próg, jej ramiona opadły. Na podłodze rozsypane były dokumenty które pozostawiła na blacie biurka. Od razu wykwitły w jej głowie pomysły na to co się mogło tutaj wydarzyć. 

Rion wszedł za nią do pomieszczenia z miną niewiniątka, ale gdy z uwagą przyjrzał się pomieszczeniu jego brwi się zmarszczyły. 

- Tutaj nikt nie wchodził, dam sobie rękę uciąć. 

- A jednak jest tu burdel. 

Oboje zaczęli sprzątać papiery rozrzucone po pomieszczeniu. Gdy wszystkie dokumenty wyładowały na poprzednich miejscach, nastąpiło coś dziwnego. Momentalnie wszystko powróciło do stanu sprzed sprzątania. Genevive spojrzała spod oka na młodego mężczyznę. 

- Obiecuję. - położył dłoń na piersi. 

Dziewczyna zaczęła przeglądać wszystkie półki i szuflady, nic nie zniknęło. Ale magiczne ślady świadczą, że jednak był tu ktoś. W tym momencie otworzył sie sejf ukryty za ogromnym malowidłem. Obraz przedstawiał ogromne, rozległe zamczysko, na tle burgundowego nieba i roślinności w odcieniach czarnych i ciemnobrązowych. W sejfie leżała tylko jedna koperta. I dziewczyna od razu ją poznała. To list który pozostawiła jej matka. 

Wnet przypomniał jej się sen sprzed kilku tygodni. Pierwszy raz od wielu lat śniła jej się matka. Uśmiechała się. Trzymała delikatnie dłonie córki. 

Dziewczyna wyciągnęła list i przeczytała go po raz tysięczny w swoim życiu. Tym razem jednak miedzy słowami wyłoniły sie ciągi liczb. Współrzędne geograficzne. 

Decyzja podjęta została w ułamku sekundy. Genevive zadzwoniła do swojej najdroższej przyjaciółki i poprosiła o dopilnowanie aby jej dom wrócił do normalności, a ona wraz z Derekiem spakowała większość swoich rzeczy i wyruszyli w kolejna podróż. Tylko tym razem ta potrwa dłużej niż poprzednia. 

Godziny mijały a czarny samochód mknął przez ulice. Dzięki zawrotnej prędkości, droga która trwałaby prawie dwa dni, została ukończona w około dwadzieścia dwie godziny. Gdy samochód wjechał na teren półwyspu Olimpic, wyczuwalna była w powietrzu niepowtarzalna aura. Coś niecodziennego się działo się w okolicy. Genevive otworzyła okno i wchłaniała to ekscytujące uczucie. 

Derek zwolnił i powoli zajechał na wschodni koniec miasteczka. Na ulicy pełnej domków jednorodzinnych, podjechali na podjazd przed ostatnim domem w rzędzie. Jasne ściany z pnącymi sie w górę bluszczami, niezadbanym ogrodem i ciemnym dachem, nie zniechęciły bliźniąt do kupna właśnie tego domu. Widać było, że nikt nie mieszkał tutaj od kilku dobrych lat. 

Panująca pozna noc była idealnym momentem na przybycie obcych. Forks jako małe miasteczko z liczbą ludności lekko ponad trzy tysiące, stanowi miejsce gdzie wieści roznoszą sie w ułamku sekundy. A plotki tworzą się równie szybko jak nie szybciej. 

Spokojnie rodzeństwo opuściło samochód i stanęło przed drzwiami do domu. Derek złączył dłoń z odpowiedniczką siostry i spojrzał na nią z czułym uśmiechem.

- Witaj w domu siostro. 



Krew Wróżki ~ Jasper Hale ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz