1.27

480 46 3
                                    

Trójka obcych wampirów podeszła dostatecznie blisko, a Bella zauważyła jak bardzo różnili się od rodziny Cullenów. W ruchach nowo przybyłych przebijała się dzikość i gotowość do skoku. Każdy z nich miał na sobie dżinsy i grube flanelowe koszule, lekko postrzępionym ubraniom towarzyszył brak obuwia. Kontrast pomiędzy doktorem, a nowo przybyłymi był ogromny.

Carlisle wraz z Jasperem i Emmettem wyszli na przód, zachowując wszelkie zasady ostrożności. Stojący najbliżej mężczyzna był jednocześnie najbardziej urodziwy. Miał czarne włosy i piękną oliwkową cerę. Nie wyróżniał się zbytnio wagą i wzrostem, ale jego wyrzeźbionych mięśni wielu mogłoby zazdrościć. Stojąca obok kobieta przypominała dzikiego kota. Rozwiane i poplątane rude włosy w których wiele było liści współgrały z dzikim i rozbieganym spojrzeniem. Najbardziej z tylu stał mężczyzna dość przeciętny, o wątłej budowie ciała i o jasnobrązowych włosach. Posiadał czujne nieruchome oczy. Ich barwa nie była ani złota, ani czarna. Oczy całej trójki były w odcieniu mocnego burgunda.

Przywódca z uśmiechem podszedł bliżej Carlisle'a. Odezwał się swobodnym tonem, a w jego głosie pobrzmiewały francuskie nuty.

- Wydawało nam się ze ktoś z naszych tutaj gra. Jestem Laurent, a to Victoria i James - wskazał dłonią na towarzyszy.

- Mam na imię Carlisle, a to moi najbliżsi: Emmett i Jasper, tam dalej Rosalie, Alice i Esme, Genevive z Derekiem, i Edward z Bellą.

- Znajdzie się miejsce dla kilku nowych zawodników? - spytał przyjaźnie Laurent.

- Właściwie kończyliśmy ale możemy umówić się na później. Planujecie zatrzymać się w okolicy?

- Kierujemy się na północ. Byliśmy tylko ciekawi kto tu jeszcze przebywa. Od dawna nie spotkaliśmy swoich.

- W tej części stanu jesteśmy tylko my, no i czasami trafiają się przypadkowi wędrowcy, tacy jak wasza trójka.

Napięcie opadało, a wymiana zdań zmieniła się w przyjacielską pogawędkę. Jasper robił co mógł. Manipulował emocjami obcych jednocześnie odwracając ich uwagę od stojących za nim dziewcząt. Ostatnie czego chciał to aby któryś z wampirów zainteresował się którąś z nich. Rose stała blisko niego i ściągała na siebie spojrzenia nowo przybyłych.

- Jak daleko zapuszczacie się na polowania? - zapytał Laurent, ciekaw nowo poznanej rodziny.

- Trzymamy się gór Olympic, tylko czasami odwiedzamy Nadbrzeże. Osiedliliśmy się na stałe tu niedaleko. Znamy jeszcze jedną rodzinę, mieszkają na północ stąd, koło Denali.

Laurent zdziwiony odchylił się delikatnie na piętach.

- Na stałe? Jak wam się to udało?

- To długa historia. Zapraszam do nas do domu. Tam będziemy mogli wygodnie się rozsiąść i porozmawiać.

Na te słowa towarzysze Laurenta widocznie się zdziwili. Na pewno nie spodziewali się czegoś takiego.

- Brzmi zachęcająco. Pięknie dziękujemy za zaproszenie. Polowaliśmy całą drogę z Ontario, i od dłuższego czasu nie mieliśmy okazji doprowadzić się do porządku.

- Mam nadzieję że się nie obruszycie, jeśli poprosimy was abyście powstrzymali się od polowań w najbliższej okolicy. Sami rozumiecie, nie możemy manifestować swojej obecności.

- Nie ma sprawy. Nie mamy zamiaru naruszać waszego terytorium. Poza tym najedliśmy się do syta pod Seattle - dodał z uśmiechem.

- Jeśli chcecie pobiec z nami, wskażemy wam drogę. Emmett, Alice i Vivi zabierzecie z Edwardem i Bellą jeepem - powiedział jak gdyby nigdy nic, a jednak był to rozkaz.

Krew Wróżki ~ Jasper Hale ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz