Rozdział 7

198 10 0
                                    

POV Petter

Rano obudziłem się zmęczony.Moj organizm był przeciwko mnie.Chyba przez ten wieczór toczyłem walkę o życie.Dawno się tak nie czułem.Otworzyłem oczy i widziałem mroczki przed oczami.Głowa pulsowała mnie jak bym miał wbijane gwoździe.Zouważyłem,że byłem przykryty kocem i na stoliku nocnym stały leki.Kto się mną opiekował w czasie choroby?Elizabeth?Tata?On pewnie poszedł od razu spać,a we mnie miał wywalone.Tak jak zawsze.Czyli Elizabeth się mną opiekowała.Muszę jej podziękować za opiekę.Usiadłem powoli na łóżku i siegnąłem telefon z szafki.Dzisiaj była impreza,a nic nie mam.Wszedłem w nieodebrane kontakty i było tam milion dzwonień do mnie,tylko Matt do mnie napisał.Kto to napisał jak spałem?Co się działo tej nocy?Westchnąłem i wstałem powoli z łóżka.Lekko zakręciło mi się w głowie,ale przytrzymałem się szafki.Ruszyłem w stronę drzwi przytrzymując się przy okazji ścian i tak doszedłem na dół.Szybciej się męcze niż gdy gram w kosza.Podszedłem do lodówki.Potrzebowałem się napić czegoś zimnego.Nie powinien pić zimnych napoi z moim gardłem,ale nie mam ochoty czekać na ciepłą wodę.

-Petter!-w kuchni znalazła się Elizabeth.Skrzywiłem się przez jej krzyk,bo głowa nadal mnie boli.-Co ty tu robisz?Nie pij tego!-zabrała mi zimną wodę z rąk.-Usiądź!-posadziła mnie na jednym z krzeseł.-Czemu wstałeś?!

-Chciałem się napić.-westchnąłem i położyłem się na blacie.Byl taki zimny,a ja rozgrzany.

-Zaraz ci zrobię herbatę.-Eliza zaczęła krzątać się po kuchni.Ona jest złotym człowiekiem.Każdego traktuje równie i to mi się podoba,ale ojciec to co innego.On powinien się od niej uczyć.

-Dzięki.-przymknąłem na chwilę oczy.-Gdzie są dzieciaki?-nie słyszę tamtej 2.

-Bawią się na dworzu z Moonem.-narazie ten pies nie wchodzi mi w drogę.Chociaż on daje mi spokój.-Prosze.-postawiła przede mną ciepłe picie.Dotknąłem kubka i był ciepły.

-A gdzie Harry jest?-wyprostowałem się i upiłem łyk herbaty.Nie lubię pić z cukrem herbat,a kawa to mój energetyk na życie.

-To twój tata po pierwsze...-przewróciłem oczami,a kobieta westchnęła i oparła się o blat.-...a po drugie to śpi.

-Czyli jeszcze pracował jak wrócił do domu.Pracoholik z niego.

-Petter!Nie mów tak on dzisiaj robił coś wartościowego.-prychnąłem.

-Praca jest dla niego wartościowa.-wstałem od stołu za szybko i zakręciło mi się w głowie.-Idę do siebie.-mój powrót do pokoju wyglądał tak samo jak szedłem na dół.Ściano ja cię kocham,że żyjesz.

Wszedłem do pokoju i pierwszą rzeczą jaką zrobiłem to było otwarcie tu okna.Capiło tu samym moim potem.Później położyłem się do łóżka i zacząłem się nudzić.Co ja będę robił jak jestem chory?Spojrzałem na sztos lekarstw i westchnąłem.Muszę wziąść,a tego nie lubię w chorobie najbardziej.Branie niedobrych lekarstw jest nie na mojej liście tak jak chorowanie.Sięgnąłem kartoniki z tabletkami,syropami i kroplami.Zauważyłem,że była karteczka przyczepiona do jednego z kartoników.Oderwałem ją i przeczytałem.To nie jest pismo Elizabeth.Ona pisze ładnie.A żadne z dzieciaków nie zna tych lekarstw.Czemu ja to tak długo drąże?Przecież wiem,że jest to pismo ojca,ale boje się do tego przyznać.Czy może to on się mną opiekował?Nie,nie...Może tylko zapisał jak co brać.Muszę przestać o tym myśleć.Postanowiłem pójść spać.To jedyna opcja żebym zapomniał.

Tak minął mi weekend.Nic ciekawego się nie działo.Spałem,brałem leki i toaleta.Mało jadłem,bo apetyt mi nie sprzyjał.W poniedziałek sobie odpuściłem,bo nadal źle się czułem.Ojca wciągu tych 3 dni nie spotkałem.Myślałem,że będzie się czepiał za nie pójście do szkoły,ale był cicho.We wtorkowy poranek czułem się lepiej.Moja energia była już na wyższym poziomie.Mimo,że moje gardło było zdarte i miałem lekki katar to ból głowy przeminął i gorączka również spadła.W dobrym nastroju wyszedłem z domu i pojechałem do szkoły.

-Petter!-chłopaki szczerzyli się na mój widok.-Nie jesteś już chory?-Zac mierzył mnie wzrokiem.

-Mam katar i gardło mam zdarte jak słyszycie,ale to lepsze niż gorączka.-westchnąłem.Przeleciałem wzrokiem po szkolnym parkingu.

-No racja.Jak ja byłem chory to chciałem iść do kibla,ale moja głową była tykającą bombą i przez to straciłem przytomność co skutkowało skręceniem kostki oraz kilka siniaków.-Ricky zwierzył nam się ze swojej choroby.To była najdłuższa jego wypowiedź.

-Dlatego leżał jeszcze miesiąc w łóżku i musieliśmy do ciebie przychodzić.-Mike przerzucił przez niego ramię.

-Petter szkoda,że cię nie było na imprezie.-Zac był smutny z tego powodu.

-A co się stało?-wyciągnąłem sobie tabletkę do ssania,bo już czułem suchość w gardle.

-Matt i Chris...-Matt zakrył buzię blondynowi

-Lepiej tego nie kończ,mały.-co zrobiliście Chris?Ty się nie wychylasz z tłumu.

-Powiedzmy,że za dużo wypiliśmy w piątek,a ci panowie w szczególności.-Mike wskazał na mniej podejrzanych w tym gronie osób do picia.Matt pije sporadycznie,a Chrisa nie widziałem żeby kiedyś pił.

-Ide do szkoły-chłopaki kiwnęli głową,a ja ruszyłem w kierunku budy.Czemu sobie już poszedłem?Potrzebowałem wejść do ciepłego miejsca.Jeszcze uczucie zmian temperatury mojego ciała pozostał i musiałem wejść do szkoły,bo za zimno mi było na dworzu.

Odłożyłem rzeczy do szafki i ruszyłem na pierwszą lekcję w tym dniu.Nie miałem ochoty wdawać się w dyskusję z kimkolwiek w tej chwili.Potrzebowałem spokoju,ale zauważyłem rudą dziewczynę w gronie tłumu ludzi.Maszerowała ze swoim gafem.Chyba poczuła mój wzrok na sobie i znalazła mnie w gronie ludzi.

-Aaa...!-znowu kichnąłem.-Kurwa!Głupi katar.-przetarłem chusteczką nos.Skierowałem znów na dziewczynę i zauważyłem uśmieszek na jej twarzy.Ona się ze mnie śmieje.Uśmiechnąłem się do niej i Connor to zauważył.Troche nie był zadowolony,że ktoś na nią patrzy,ale postanowił podejść do mnie.Mike ratuj mnie!

-Hejka Petter.-ustali przede mną,a ja odepchnąłem się od ściany i usiadłem na ławce obok mnie.Musiałem się usiąść i podniosłem głowę na tamtą 2.

-Cześć.-mruknąłem.Moje gardło dzisiaj to słabość.

-Czemu nie było cię w piątek na imprezie?Miałeś się pojawić.-a ja coś obiecałem?

-Rozchorowałem się.-przejechałem ręką po włosach.Spojrzałem na dziewczynę obok niego i zmierzyła mnie wzrokiem.Czy ona się o mnie martwi?

-Aha.Żałuj,że cię nie było.Tyle się wydarzyło co nie,kotku.-mruknął do swojej dziewczyny.

-Tak.-dziewczyna się uśmiechnęła.Ciekawe czy jej siniak już zniknął czy zakryła swoją maską.

-Wole nieee...-znowu kichnąłem.-Lepiej trzymajcie się ode mnie z daleko,bo was zarazę.

-Chyba tak zrobimy.-Connor chciał już odejść,a Kate nadal stała przede mną.-Kate idziesz?

-Tak,idę.-chwile trzymała na mnie wzrok,a później dołączyła do swojego chłopaka.

Ja spuściłem głowę w dół.Ała mój kark!Po chiny siadałem jak teraz boli mnie kark od patrzenia na tamtą dwójkę.Po co ze mną gadali jak on się kumpluje z Mikem,a nie ze mną.Kto zrozumie ludzi.

Zakazane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz