Rozdział 34

173 9 0
                                    

POV Petter

Dalszy ciąg świąt minął w nawet dobrej atmosferze.Staruszka przekonała się do mnie i nie czepia się moich poczynań.Może bycie chorym zmienia ludzi?Wracając do świąt i samych przygotowań to ja i ojciec dekorowaliśmy dom,a dziadek się nam przyglądał i oceniał.Kobiety i Cody przyrządzali jedzenie.Pierwszy raz spędzę Boże Narodzenie w większym gronie.Nie mogłem się tego doczekać,ale obawiałem się,że popsuje atmosferę w domu.Ale pomyliłem się.Po rozdaniu rano prezentów zasiedliśmy do stołu i wtedy zrozumiałem co to znaczy rodzina.Otworzyłem oczy na ten temat.Wszyscy cię wspierają w każdym momencie.Ten czas szybko minął i musieliśmy wracać do LA.Żałowałem,że traciłem tyle lat w samotności i dopiero teraz to poczułem.Muszę się wiele nauczyć.

Jak to po świętach przybył czas na sylwestra i Nowy Rok.Ten czas spędziłem z chłopakami i Kate na małej posiadówce u Matta.Świetnie się bawiliśmy.Podgrzewany basen w zimę był genialnym pomysłem,bo prawie całą noc tam spędziliśmy.Tylko jedna rzecz mnie zastanawiała,a właściwie ktoś.Chrisa oczy były puste bez żadnych emocji.Nie chciałem drążyć tematu,bo nie wiem jak zareaguje.Moon jest taką dużą zagadką.Nikt nie umie go rozgryźć.Nawet Matt z którym jest blisko.Jeszcze ta akcja jak wróciliśmy do szkoły.Chris prawie zabił jakiegoś chłopaczka.Matt go odciągnął i poszliśmy za nim,ale postanowił nam zwiać.To był pierwszy ostatni raz jak Chris wybuchł.

Od tego dnia minęły kolejne ciężkie dni,a nawet miesiące lub 2.Przez ten czas odbyły się 4 mecze koszykówki i dobrze nam szło w turnieje.Do tego doszła jeszcze nauka.Ja i Mike jesteśmy ostatnim rocznikiem i szykują nam się egzaminy końcowe.Nie wierzę,że szkolne lata się kończą,a zaczyna się dorosłość.Co do dalszych moich poczynań to jeszcze nie wiem co będę robił.Myślałem o robocie u mechanika,ale przez ostatnie dni przychodzi mi myśl by iść na studia.Przkonuje się do roboty ojca.Bycie architektem budowlanym może da przyszłość na nie nudzenie się w życiu.

-To jest dobry pomysł?-podniosłem głowę znad telefonu.-Mamy jechać takim rzęchem?

-Ranisz moje uczucia Mike.-Matt złapał się teatralnie za serce.-Jo jest dzieckiem ojca nie macie jej obrażać i nie zniszczyć w środku.

-Kto niby ma ją zniszczyć?-Kate podała mi swoją torbę sportową.

-Ty się jeszcze pytasz Zac?-Ricky przewrócił oczami.

-Znajdzie się nie jedna osoba z kijem bejsbolowym.-każdy zatrzymał wzrok na Mike,który rozmawiał z kimś przez telefon.-No,no...Tak zrobimy...-odwrócił się w naszą stronę i podniósł jedną brew ku górze.-Napisze ci później,bo mam milion oczu skierowanych na mnie-teraz nas widzisz przyjacielu.-Do zoba zombie.-rozłączył się i podszedł do nas.-Coś chcecie ode mnie?

-Nieeee-Zac zaczął się bujać,a Ricky wrzucił swój bagaż do kampera.

-Tia...Napewno.-pokręcił głową.-Petter ty powiesz wszystko.

-Uważasz mnie za paplę.-poprawiłem czapkę na głowię.Zimno jest i zimno będzie w Minnesocie.Uwielbiam być w zimnych miejscach.

-Nie,ale dla mnie powiesz prawdę.-ja mu mówię prawdę?

-Może.-wsiedliśmy do środka gdzie Ricky i Zac grali w karty.-Gdzie Matt?

-Poszedł po Chrisa.Nasz śpioch zawsze się spóźnia,a jego bratnia dusza musiała po niego iść...Wygrałem!-Zac zaczął skakać ze szczęścia.

-Pff...Nienawidzę z tobą grać.-jedyna rzecz jaką nie umie Ricky to gry.Zawsze przegrywał.Nawet na elektronice przegrywał,a jest specem od sprzętu.Nie każdy ma do czegoś smykałkę.

-Wiem...Kto chce ze mną zagrać?-Zac mierzył nas wzrokiem,a Kate pociągnęła mnie za rękaw kurtki.

-My idziemy do kajutu.-szybko stamtąd czmychnęliśmy.

-Ale my nie jesteśmy na statku?

-Nie marszcz tych brwi Zac,bo Pett bierze od ciebie te słówka.-dzięki za pomoc Mike.

-Nawet przytulnie tutaj.-skierowałem wzrok na dziewczynę siedzącą na łóżku.-Ile tu jest łóżek?

-Dużo hajsu wydał ojciec Matta na te autko.-usiadłem obok dziewczyny.-Jedno jest nad nami i mogą spać tam 2 osoby oraz stół i ławki tworzą jeszcze jedno łóżko więc w sumie 3 łoża do lulu.-położyłem się na łóżku.Nawet wygodny ten materac.

-Ciekawe czy się zmieścisz?-no tak wzrost.Jeden wielki problem przez niego mam.

-Położę się tak,że nogi będą mi zwisać.-wzruszyłem ramionami.

-Co tak długo Chris?-o przyszła nasza zguba.

-Spałem.-mruknął chłop.

-Chcesz z nami zagrać w chińczyka?-już w co innego grają.

-Nie dzięki.Jest Pett?-podniosłem się z łóżka.

-Zostajesz tu?-spojrzałem na dziewczynę,która rozwalała się na łóżku.

-Tak.-zamruczała.-Może się zdrzemnę,bo Pan Sowa poganiał mnie.-przymknęła oczy.

-Nie moja wina,że szybko wstaje.-to sprawka tego psa.On ciągle przychodzi do mojego pokoju i zabiera na długie,męczące spacery.Co za bestia z niego.-Dobranoc Wiewióreczko.-szepnąłem jej do ucha,a ta się wzdrygnęła.

-Idź Sowo.-od teraz jestem sową.

-Wołał ktoś mnie?-pojawiłem się w środkowym miejscu kampera.

-Chris.-Zac wskazał na bruneta i wrócił do gry z Rikim i Mattem.Pewnie pierwszą osobą,która prowadzi jest Mike.

-Co tam przyjacielu?-zmierzyłem go wzrokiem.Sam chłopak zrobił to samo.

-Nic ciekawego.-westchnąłem.Kłamie mi w żywe oczy.On ukrywa przed nami swój ból,ale nie mogę mu pomóc wyjść z tego,bo potrzebuje jego zaangażowania.

-To czemu o mnie pytałeś?-sięgnąłem po wodę z lodówki.Może Kate przyrządzi nam jakieś pyszności?

-Nie widziałem cię w tym gronie Małpiątek i uznałem,że zrezygnowałeś z wyjazdu z przyjaciółmi.-ranisz mnie Chris tymi słowami.

-Nie zrobiłby tego.-Zac na mnie spojrzał,a ja nic nie odpowiedziałem.-Petter?

-Zrobiłbyś to?-ty też Matt uważasz mnie za samoluba.

-Nie rozmawiajmy o tym.-burknąłem pod nosem.

-Ale z ciebie przyjaciel Pett.-a z ciebie Chris?Ty jesteś taki jak ja,a oceniasz mnie.Nie znałeś mnie wtedy i zbladłbym w waszych oczach.

-Idę stad.-już mi humor popsuł.

-Chris przesadziłeś.Petter dużo przeszedł i powinniśmy go wspierać,a nie oceniać.-teraz Matt  włączył ci się tryb obrońcy.

-Za późno stary.-znalazłem się w pokoju gdzie spała dziewczyna,a ja położyłem się obok niej.-Aż tak zły jestem?-westchnąłem i przyglądałem się niby sufitowi.-Nie wiecie jaki byłem kiedyś i nie chcecie znać tego Pettera.-potarłem włosy ręką i później przejechałem nią po twarzy.-Kurwa.-burknąłem.

-Petter?-spojrzałem na dziewczynę.Patrzała na mnie smutnym wzrokiem.-Wszystko w porządku?

-Mhm.-westchnąłem.

-Przytulić cię?-czy potrzebuje jej bliskości?Tak i to bardzo.

-Mhm.-dziewczyna wtuliła się w mój tors,a ja oplotłem jej drobne ciało.

-Nie smuć się mój giganci.Jesteś najlepszą osobą jaką mogłam spotkać.Zawsze pomagasz mi w problemach i pocieszasz,a teraz moja kolej.Dasz radę,Pett ze wszystkim.Ja w ciebie wierzę i nie przestanę.-te słowa otuchy dały mi nadzieję,że nie jestem skończonym debilem.

-Dzięki,Kate.-pocałowałem ją w głowę,a później patrzałem tempo w okno.Widok szybko uciekał,a krajobraz się zmieniał.Zaczynałem powoli odpływać w Krainę Snu.Nie chciałem tracić takich chwil,ale musiałem przegrać ze sobą i zasnąłem.

Zakazane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz