Rozdział 33

172 9 0
                                    

POV Petter

Co mogło mnie złapać jak wróciłem do domu to śnieg z deszczem.Jeszcze pogoda mi nie dopisywała.Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać.Ciężko było zasnąć jak miałem dwójkę dzieciaków i któryś z nich chrapał.

-Petter!Petter!Wstawaj!-przewróciłem się na drugi bok.

-Wstawaj śpiochu!Jest już 12.-otworzyłem jedno oko i nade mną stało rodzeństwo.

-Zaraz.-chrząknąłem,a dzieciaki wyszły z pokoju.

Powoli podniosłem się z materaca i poczułem ból w głowie jak i całym ciele.Do tego miałem zatkany nos jak i w gardle mnie drapało.Super chory jestem.Zawsze łatwo łapie choróbsko i na dodatek ciężko przez to przechodzę.Słaba odporność to moje drugie imię.Jak najwolniej wstałem żeby nie zakręciło mi się w głowie,ale przegrałem z tym i oparłem się o łóżku abym nie padł.Wyszedłem na hol,a ściana była moja podporą.Najgorsze były schody.Miałem mroczki i przy każdej okazji mogłem się zrypać.Poszedłem do kuchni gdzie było słychać głosy.

-O nasz śpioch się obudził.-staruszek się zaśmiał.

-Petter wszystko w porządku?-ojciec mierzył mnie wzrokiem.

-Mhm.-trzymałem mocno ścianę.Obym zaraz nie odleciał do innego świata.Ciekawe kto mnie przyjmie?Diabeł czy Bóg?

-Nie wydaje mi się.-mężczyzna podszedł do mnie.

-Coś nie tak Henry?-ojciec dotknął mojego czoła i szybko ją zabrał.

-Jesteś gorącym garnkiem synek?-wzruszyłem ramionami.-Wracamy do łóżka.

-A się postarałem żeby tu zejść i nie zaliczyć zgona.-uśmiechnąłem się.

-Zgona zaliczysz po zażyciu lekarstw.-chwycił mnie pod ramię.-Zaraz wrócę i przygotujcie mi kompresy oraz jakieś lekarstwa na zbicie gorączki.-ruszyliśmy w stronę schodów.

-Ciężki jestem?-kichnąłem i wytarłem to w rękaw bluzy.

-O tym myślisz?-pokręcił głową.

-Mhm.Pomyśl o tym jak zamdleje,a ty nie dasz rady mnie wnieść,bo stanę się workiem ziemniaków.

-Tia...Ty mój worku ziemniaków.-zaśmiał się.

-Co wy robicie?-spotkałam wroga mojego świątu.Ta staruszka będzie mnie nawiedzać w moim życiu.

-Wracam do łóżka.-mruknąłem pod nosem.

-On coś brał?Może powinni...-ojciec jej przerwał.

-Pett nic nie brał,tylko przechodzi ciężki objaw gorączki.-oparłem głowę na jego ramieniu.Mogę iść spać.-Nie wiem jak on to robi,że łapie te choróbsko tak szybko i na dodatek ciężko przez to przechodzi.

-Naprawdę?-ona się martwi czy udaje?-Może powinnam przynieść jakieś leki albo wysłać Johna do apteki.

-Nie trzeba.Zawsze jestem przygotowany.Mamy dobrego lekarza,który zna dobrze Petter'a oraz jego organizm.-poczułem jego wzrok na sobie.

-Spać.-szepnąłem ze zmęczenia.

-Zaraz,ale musisz wziąść lekarstwa i wtedy pójść spać.-ruszyliśmy dalej.-Jeśli chcesz nam pomóc to idź poszukaj z Eli apteczki z napisem leki na chwilę choroby synusia.-kto to wymyślał.

-Dobrze.-kobieta nas minęła,a mężczyzna położył mnie na łóżku.

-Łózko to dobra rzecz.-mruknąłem pod nosem i wtuliłem głowę w poduszkę.

-Tia...Siadaj synuś.-pociągnął mnie za ręce i siedziałem.Pomógł mi przebrać się w czystą koszulkę.Bluza i poprzednia koszulka były mokre jak szczur.-Czemu masz taką odporność jak twoja matka?-burknął pod nosem,ale ja to usłyszałem.

Zakazane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz