Rozdział 1

260 11 0
                                    

POV Petter

Pierwsza noc w domu ojca przebiegła dobrze.Wyspałem się jak nigdy.Przez lot samolotem czułem zmęczenie,a teraz jestem wypoczęty.Otworzyłem oczy i westchnąłem.Dzisiaj pierwszy raz od długiego czasu spotkam się z moim ojcem.Nie chciałbym z nim wchodzić w interakcje.Nie wiem jak zareaguje i mogą mi puścić nerwy.Z niechęcią wstałem z łóżka i podeszłam do walizki.Wycignąłem z niej czarne spodnie ze ściągaczami koło kostek i czarną koszulkę.Wziąłem telefon do rąk i wyszedłem z pokoju.

Sztab małp 🐵:
Mike:To kiedy i gdzie,panowie?
Zac:Może jutro po lekcjach?
Ricky:A nauka?
Zac:To nie jest tak ważne,jak nasz Petter wrócił na stare śmieci.
Chris:Petter wrócił?
Matt:Tak,śpiochu.
Matt:Ricky nie martw się zadaniami.Nie będziemy tam długo siedzieć.
Chris:Ja nie spałem
Mike:Ta,ty nigdy nie śpisz
Zac:To dzisiaj,wtedy?
Matt:Tak,tylko Petter już śpi i musimy czekać do jutra na jego odpowiedź

Zszedłem na dół i podszedłem do lodówki.Siągnąłem sok z półki i go otworzyłem.Odwrocilem się i zacząłem z niego pić.Przed moimi oczami były 2 pary oczu,które znowu mnie obserwowały.Co te dzieciaki ode mnie chcą,że się tak patrzą.

-A gdzie dzień dobry?-zesztywniałem na ten głos i spiąłem się.Dawno go nie slyszałem i nie chciałem na niego patrzeć.-Nie nauczyła cię ona dobrego wychowania.

-Nikt mnie nie nauczył-mruknąłem pod nosem i spojrzałem na niego.Widac było,że się postarzał.Ale jego charakter jest taki sam jak wtedy.

-Nie umiesz mówić?-serio?Nie słyszałeś mnie dziadzie.

-Umiem-westchnąłem i przejachałem ręką po włosach.-Nie musisz mnie zmuszać do gadania z tobą.

-Nie zmuszam-syknął na mnie,a ja przewróciłam oczami.-Znowu coś wymyślasz.Wiadomo czemu lądowałeś na policji.

-Ty wszystko wiesz.Masz kontakt ze wszystkimi i wszyscy się ciebie słuchają.-zmierzł mnie wściekłym wzrokiem.Nie patrz tak.Mam rację.

-Kochanie.-do kuchni weszła Elizabeth,która położyła rękę na ramieniu ojca.-Śniadanie jest już gotowe i czeka przy stole.Zaraz będziesz musiał jechać do pracy i odwieźć dzieci do szkoły.

-Ta.-mężczyzna poszedł do jadalni.

-Dzieciaki szybciej jedzcie,bo zaraz jedziecie do szkoły.-Eliza zaczęła poganiać swoje dzieci.

-Ale mamo...-kobieta pokręciła głową.Dzieciaki odpuściły i zjadły płatki oraz wypiły sok.Chciałem się ulotnić stamtąd.

-Petter,czekaj.-westchnąłem i się zatrzymałem.Co ona ode mnie chce?

Usiadłem przy blacie koło tych 2 krasnali.Oboje czujnie mnie obserwowali.Tak bójcie się mnie dzieciaki,bo was pozabijam.Ah...te myśli.Po co mnie tu ściągnął jak mnie nie chce.Mógł mi kupić mieszkanie i żył swoim życiem,a oni swoim i nie było by problemu.Długo siedziałem i żyłem w swoim świecie.Nawet nie zauważyłem jak te dzieciaki zniknęły tak jak ojciec.Nareszcie spokój od nich.

-Petter.-jednak nie.Podniosłem głowę z blatu i spojrzałem na Elizabeth.-Mógłbyś nie wszczynać kłótni ze swoim ojcem przy dzieciakach.

-Nie wszczynam żadnych kłótni z tym dziadem.Sam się o to prosi.-prychnąłem.On wszystko zaczyna,a ja się w to daje.

-Petter.-jęknęła.-Wiesz,że ojciec chce ci pomóc wyjść z problemów.

-Te problemy są moje i sam to rozwiąże.-wstałem od blatu.-Nie kończmy tej rozmowy.

-Petter-wyszedłem z kuchni i udałem się do holu.Postanowiłem szybciej wyjść i pójść do starych miejscówek.

Założyłem trampki,chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu.Wskoczyłem do swojego autka

Zakazane życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz