-Myślę, że powinniśmy zacząć uczyć młodych jak się bronić. - Odezwał się Daryl wyciągając bełt z czaszki sztywnego.
Wybraliśmy się na mały spacerek do lasu w poszukiwaniu jakiejś zwierzyny, którą moglibyśmy upiec, ale póki co szło nam dosyć kiepsko. Znaczy znaleźliśmy węża, którego Daryl chciał koniecznie zabrać, ale czułam że oprócz niego to nikt by go nie dotknął.
-Nie ma mowy. Są jeszcze dziećmi. Powinni się bawić, a nie biegać z nożami.
-Nie jesteśmy w stanie ich bronić przez całe życie Collins. Nie mam na myśli, żeby od razu ich postawić twarzą w twarz z tym czymś, ale żeby chociaż nauczyć ich podstaw. Gdzie celować, jak celować, wiesz.
-Dajmy im jeszcze czas. - Daryl strzelił z kuszy w zbliżającego się szwendacza po czym odwrócił się w moją stronę.
-Wiem, że traktujesz ich jak młodsze rodzeństwo albo nawet jakby to były twoje dzieci i zależy Ci na ich bezpieczeństwie. I właśnie dlatego powinnaś to przemyśleć.
Westchnęłam głośno i podążyłam za Darylem jeszcze bardziej w głąb lasu. Miał rację. Prędzej czy później będą musieli się nauczyć posługiwać bronią. Ale wiele bym dała, żeby ich dzieciństwo trwało jak najdłużej i żeby było jak najbardziej beztroskie. Odkąd musiałam im tłumaczyć, że ich rodzice nie byli już ludźmi i więcej ich nie zobaczą obiecałam sobie, że nie pozwolę, żeby po raz kolejny przechodzili przez taki koszmar.
-Chyba wiem gdzie się prześpimy.- Moje przemyślenia przerwał głos, który wskazał na stojącą kilkadziesiąt metrów od nas chatkę.
-Ktoś może tam mieszkać.
-Nie dowiemy się jak nie sprawdzimy.- Mężczyzna wyciągnął przed siebie kuszę, więc ja chwyciłam za swój pistolet, aby mieć go w razie czego pod ręką.
Obeszliśmy domek dookoła, ale nie znaleźliśmy żadnych śladów, które mogły świadczyć o użytkowaniu tego miejsca, dlatego postanowiliśmy wejść do środka. Na zewnątrz zaczęło się ściemniać, więc znalezienie tego miejsca było prawie jak cud. Uderzyłam parę razy w jedno z okien, a Daryl w tym samym czasie robił to samo z drzwiami. Kiedy przez dłuższy czas nie usłyszeliśmy niepokojących dźwięków weszliśmy do środka nadal trzymając bronie w gotowości. Obeszliśmy całą chatkę w środku i ku naszemu szczęściu nie zastaliśmy w niej żadnej żywej duszy. Daryl wrócił do drzwi wejściowych, aby je zabarykadować, a ja w tym czasie zaczęłam przeszukiwać stojące szafki.
-Tu jest pełno prowiantu. Konfitury, konserwy, puszki. Ktoś tu musi mieszkać.
-Zobacz.- Wziął jedną z puszek do ręki i przejechał po niej palcem.- Jest zakurzona. Stoją tu wystarczająco długo. Ktoś wyszedł i nie wrócił.- Otworzył puszkę i zaczął jeść jej zawartość.
W tym samym czasie, w którym ja wycierałam jedno z krzeseł, Daryl rozkoszował się miękkością rozkładanej kanapy nawet nie zwracając uwagi ile kurzu unosi się wokół niego.
-Kojarzysz ten staw, który mijaliśmy? Wydawał się całkiem czysty. Może chociaż w nim się umyjesz?- Zapytałam zdejmując z siebie skurzaną kurtkę.
-Nie dzięki.- Odrzekł rzucając w kąt pustą już puszkę.
Przewróciłam oczami na jego odpowiedź i wstałam z krzesła. Miałam nadzieję znaleźć tu jakiekolwiek koce, bo noc w drewnianym domku może być naprawdę zimna. Czułam się trochę jak za dzieciaka, kiedy razem z dziadkiem we wakacje spędzaliśmy całe dnie siedząc w jego drewnianym domku na działce, grając w karty albo szachy i popijając kompot przygotowany przez moją babcię. Dałabym dużo, żeby móc wrócić do tych czasów, kiedy jedynym moim problemem było to jak ułożyć wszystkie pluszaki do snu, żeby żaden nie poczuł się pokrzywdzony.
-Tego szukasz?- Odwróciłam się w stronę głosu i ujrzałam ciemnowłosego trzymającego w dłoni brązowy, puchaty koc.
-Tak, dzięki.
-Co robisz?- Spytał, kiedy próbowałam z dwóch krzeseł zrobić cokolwiek, na czym można było się przekimać.- Nie po to rozkładałem tą kanapę, żebyś spała na krzesłach.
-Przy każdym ruchu ulotni się z niej tona kurzu. Nie da rady.
-No cóż.- Po tych słowach niemalże rzucił się na kanapę.- Teraz już nic ci się nie będzie ulatniać. Te mięśnie działają cuda.- Wskazał palcem na swój napięty biceps.
Uśmiechnęłam się na jego całkiem niezłe zagranie i rzuciłam w niego zawiniętym w kulkę kocem. Mężczyzna szybko zrzucił z siebie koc i po jego wyrazie twarzy wiedziałam, że zaraz się odegra. Podszedł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię niczym worek ziemniaków, a już chwilę później leżałam na kanapie przygnieciona przez ciężar jego ciała. Mimo wielkich chęci nie mogłam się stamtąd wygramolić, ale Dixon zupełnie nic sobie z tego nie robił. Kiedy podniósł głowę nasze spojrzenia się spotkały, a ja odruchowo wstrzymałam oddech. Już dawno nie widziałam jego tęczówek z tak bliska, a uwielbiałam się w nie wpatrywać. Nieśmiało uniosłam dłoń, po czym założyłam za jego ucho kosmyk włosów, który opadł na jego twarz.
-Powinniśmy iść spać.- Podniósł swoje ciało i położył się przy ścianie plecami do mnie.- Dobranoc.
-Dobranoc.- Odpowiedziałam ledwo słyszalnie.
Poczułam dziwnie ukłucie gdzieś w środku, kiedy przestałam czuć jego bliskość i kiedy tak po prostu się odsunął. Przekręciłam głowę, abym mogła na niego spojrzeć. Widziałam jak jego ramiona nierównomiernie unoszą się i opadają. Przez głowę przebiegła mi myśl, że miło by było zasnąć w tych ramionach, ale szybko ją odgoniłam przypominając sobie co się przed momentem stało. Nie chciałam dopuścić do siebie, że jakkolwiek mnie to ruszyło, dlatego odwróciłam się plecami do Daryla i zamknęłam oczy starając się jak najszybciej zasnąć. Zanim jednak to zrobiłam, czułam jak ciało ciemnowłosego zmienia swoją pozycję, a chwilę później zostaje okryta kocem. Kiedy przykrywał moją szyję czułam jak przez dłuższy moment przytrzymuje tam dłoń, po czym szybko ją zabiera i ponownie się kładzie.
-Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Co wy wszyscy zrobiliście. Gdyby nie wy to pewnie chodziłabym gdzieś po tym lesie jako sztywny albo leżała z kulką między oczami. Może to nawet ty byś mi ją wpakował. Chociaż czasami wydaje mi się, że tak byłoby łatwiej. Ale naprawdę doceniam to, że nadal żyję i mam nadzieję, że jeszcze trochę uda mi się pożyć. A tobie razem ze mną.
**********
CZYTASZ
You are my hope//Daryl Dixon
Teen FictionW świecie opanowanym przez apokalipsę zombie 22-letnia Harper Collins przypadkiem trafia do większej, bardziej rozwiniętej grupy, gdzie poznaje wiele osób- w tym Daryla Dixona. Jak potoczy się ich historia? Tego się przekonacie czytając. Historia je...