"Nie wiem o czym mówisz Harper"

240 15 2
                                    

Od prawie godziny leżałam w łóżku i kręciłam się z jednego boku na drugi. Całe moje zmęczenie przeminęło jak od pstryknięcia palcem. Myśli w mojej głowie kręciły się tylko wokół jednej sprawy - Michaela i Georgii.

-Stęskniłem się. - Usłyszałam głos za swoimi plecami, a zaraz po nim poczułam zapadający się materac łóżka.

-Nie było mnie tylko kilka godzin.

-To nie zmienia faktu, że tęskniłem. - Zaczął składać pocałunki na kawałku mojego odkrytego ramienia.

-Nie teraz Michael. Nie jestem w nastroju.- Delikatnie się odsunęłam jednocześnie zakrywając materiałem ramię, na którym jeszcze przed chwilą spoczywały usta mężczyzny.

-Coś poszło nie tak na wyprawie?

-Łączy Cię coś z Georgią? Albo może lepiej, łączyło?- Rzuciłam prosto z mostu. Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć co jest na rzeczy.

-Co? Skąd takie pytanie w ogóle?

-Po prostu odpowiedz Mike. Proszę.

Chłopak okrążył łóżko i położył się twarzą w moją stronę.

-Trochę ze sobą kręciliśmy zanim się tu pojawiłaś, ale to był krótki epizod. Doszliśmy do wniosku, że z tego i tak nic nie będzie i rozeszliśmy się w przyjacielskich relacjach. A co się dzieje mała?- Położył dłoń na moim policzku i delikatnie masował go kciukiem.

-Myślisz, że nadal może coś do ciebie czuć?

-O czym tcy mówisz? Przecież powiedziałem, że rozeszliśmy się w przyjacielskich relacjach.- Chyba się trochę zdenerwował, bo wstał i stanął obok łóżka posyłając mi pytające spojrzenie.

Usiadłam, ale sama nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Nie chciałam mu mówić prawdy, żeby nie robić niepotrzebnych spin między ludźmi. Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Czułam jakby powietrze dookoła zrobiło się strasznie gęste i ciężko było mi nim oddychać. W pewnym momencie atmosfera zrobiła się na tyle napięta, że spuściłam wzrok wbijając go w przetarte panele na podłodze.

-Czyli się nie dowiem. Genialnie.- Wyminął łóżko i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Byłam jednocześnie zła, smutna, zawiedziona, rozczarowana i nie wiem co jeszcze. Ale cała ta sytuacja wywarła na mnie takie emocje, że mimowolnie po moich policzkach popłynęły łzy, które szybko starłam rękawem bluzy. Nie wiem jaki Dixon miał w tym cel, ale zachował się jak ostatni kretyn. Nie mogłam tego zostawić tak o, dlatego doprowadziłam się do porządku i wybrałam się do jego śmiesznego biura.

Siedział przy biurku paląc papierosa. Skąd w ogóle wziął fajki?

-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- Weszłam jak do siebie głośno zamykając za sobą drzwi.

-Co masz na myśli?- Zgasił papierosa ze stoickim spokojem.

-Nie udawaj głupka Dixon. Dobrze wiem, że leciałeś w chuja z Michaelem i Georgią. Po co Ci to było co?

-Już się poskarżyłaś swojemu chłoptasiowi?- Podszedł niebezpiecznie blisko mnie.- Przecież to oczywiste, że ci nie powie prawdy kochana.- Założył kosmyk moich włosów za ucho.

Odsunęłam się od niego nie chcąc mieć z nim żadnego kontaktu fizycznego.

-Przestań to robić Daryl.- Jego wzrok był tak intensywny, że jednocześnie chciałam stąd iść, ale też nie mogłam oderwać oczu od jego błękitnych tęczówek.

-Nie wiem o czym mówisz Harper.- Użył tego swojego zachrypniętego głosu, który wywoływał ciarki na moim ciele.

Ponownie podszedł bliżej mnie, ale tym razem ta bliskość absolutnie mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Na czubku głowy czułam jego ciepły oddech. A mnie w środku totalnie telepało. Co się z tobą dzieje Collins?

Jego duża dłoń znalazła się na mojej talii, a moje dłonie wylądowały na jego klatce piersiowej. Wyraźnie czułam jego bicie serca. Chciałam się przytulić i po prostu słuchać tych rytmicznych uderzeń, ale nie miałam odwagi. Więc po prostu tak staliśmy wpatrując się w siebie nawzajem.

Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie co się dzieje. Przecież mam chłopaka tak? Chyba. A to w każdym razie z boku nie wygląda dobrze.

Chrząknęłam opuszczając wzrok. Do Daryla chyba też wszystko dotarło, bo momentalnie się odsunął zostawiając chłodne uczucie w miejscu, na którym przed chwilą spoczywała jego dłoń. Sam chrząknął parę razy biorąc jednocześnie do ręki kuszę i na wychodne rzucił "muszę ogarnąć teren". Kiedy drzwi się za nim zamknęły osunęłam się w dół po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Co ja w ogóle odpierdalam?

**********

Musiałam się porządnie wyżyć, więc w tym celu bez słowa wyszłam poza ogrodzenie, aby zabić paru sztywnych. Ale jak na złość nie było ich wielu. Są zawsze wtedy, kiedy nie są potrzebni. Szłam w głąb lasu mając nadzieję, że nie zgubię trasy powrotnej. Dotarłam do czegoś na wzór małej polanki, na której plecami do mnie klęczało dwóch sztywnych i z tego co udało mi się dojrzeć wywnioskowałam, że wyjadają wnętrzności jakiegoś jelenia. A mógł być z niego całkiem niezły obiad.

Ze spokojem podeszłam do pierwszego z nich i wbiłam mu sztylet w głowę. W tym samym czasie drugi z nich ruszył w moją stronę, a ja nie mogłam wyjąć porządnie wbitego sztyletu. Jedną ręką szarpałam się z truposzem, a drugą szarpałam za rękojeść. Zrezygnowałam ze sztyletu i na ślepo próbowałam wyjąć z kabury pistolet. Ciężar sztywnego był dla mnie zbyt duży i upadłam na plecy, a on zaraz za mną przygniatając mnie. W ostatniej chwili strzeliłam mu w głowę. Jego ciało całkowicie opadło na moje brudząc mnie przy tym krwią.

Leżałam tak dobre kilka minut próbując unormować oddech. W tamtym momencie nie przeszkadzał mi nawet odór dochodzący od truchła. Kiedy doszłam do siebie zrzuciłam z siebie sztywnego i wyjęłam sztylet z czaszki drugiego, który nagle stał się bardzo łatwy do wyciągnięcia.

Zaczęło się ściemniać, co nie wróżyło nic dobrego. Nocą zawsze jest ciężej się bronić przede wszystkim dlatego, że jest ograniczona widoczność i wszystko wydaje się dwa razy straszniejsze niż za dnia. A dodatkowo nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam sama w nocy na otwartej przestrzeni.

Mimo drobnych przeszkód udało mi się wrócić pod bramy Alexandrii. Kiedy chciałam popchnąć bramę, aby wejść do środka okazało się, że musi być zamknięta od wewnątrz.

-Chyba żarty.- Powiedziałam sama do siebie.

Nie wiem co będzie lepszym pomysłem. Czy uderzać w metal czy krzyczeć czy czekać. Nie wiem. Wiem tylko, że gdybym miała tu czekać całą noc to przynajmniej zapowiada się ona na ciepłą.

**********

Od kilku godzin siedziałam oparta o bramę. Ostrze sztyletu na zmianę wbijałam i wyciągałam z ziemi, żeby czymkolwiek się zając do poranka. Nie mogłam zasnąć, zapewne nie skończyłoby się to dla mnie dobrze.

-Harper?!-Usłyszałam przyciszony krzyk z wieży.

Podniosłam się na nogi, kiedy chwilę później brama się otworzyła, a zaraz po tym wyłoniła się jego sylwetka.

Miałam gdzieś co sobie pomyśli, miałam gdzieś, że jestem cała brudna i śmierdząca. Po prostu podeszłam do Daryla i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.

**********

You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz