"Leż spokojnie i nie zasypiaj dobrze?"

286 14 4
                                    

*3 tygodnie później*

Mimo mijającego czasu moje relacje z Darylem nadal były napięte. Ale dni spędzane z Olivią i wspólne całodniowe warty z Michaelem jakoś zajmowały mi głowę. W między czasie odbyło się też kilka jednodniowych wypraw, w których miałam okazję brać udział. I gdyby nie zarozumiałość Daryla powiedziałabym, że jest tutaj idealnie.

Przyszedł kolejny dzień naszej warty, więc poszłam już na wieżyczkę czekając na chłopaka. Przyszedł chwilę później niosąc w dłoniach dwa jabłka, które zwinął z kuchni.

-Ostatnio gadałam z Olivią i wspomniała mi tak po cichu, że był u niej Daryl i mówił, żeby na warty wydawała nam tylko jeden karabin, a nie dwa, bo według niego nie... - I wtedy poczułam przeszywający ból w udzie. Upadłam.

-Co jest kurwa! - Michael wykonał jeden strzał i pochylił się nade mną. Chcąc spojrzeć na miejsce bólu ujrzałam coś, czego totalnie bym się nie spodziewała.

Strzała. Wbita w moje udo. Właśnie wtedy zemdlałam.

***

-Gdzie jest do kurwy nędzy Frank!- Słyszałam czyiś głos, ale nie byłam w stanie dopasować czyj to był głos. W głowie słyszałam cichy pisk, a jakaś część mózgu utrudniała mi otworzenie oczu. - Nie wybaczę ci jeśli jej się cokolwiek stanie.

Nie wiedziałam co się dzieje, nie ogarniałam kompletnie. Chciałam mówić, chciałam się podnieść, ale coś mnie blokowało od środka.

Pierwszą czynnością, którą udało mi się wykonać było ściśnięcie czyjejś dłoni. Super. Czyli żyje.

-Hej słyszysz mnie? - To był Frank. Jestem tego pewna. To znaczy, że dochodzę do siebie.

-Co się dzieje?- Udało mi się wydobyć z siebie cichy dźwięk.

-Leż spokojnie i nie zasypiaj dobrze? Daryl miej ją na oku.

-Jestem przy tobie mała. Wszystko będzie dobrze. - I to było ostatnie co usłyszałam.

Poczułam silny ból i straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Ponownie zemdlałam.

Tym razem otworzenie oczu nie było tak wielkim problemem jak ostatnio. Mimo delikatnych zawirowań w głowie udało mi się podnieść do pozycji siedzącej. Miałam na sobie coś na wzór koszuli nocnej, a udo owinięte było bandażami. Musiałam albo mocno nie krwawić albo ktoś dosyć często zmieniał opatrunek, ponieważ nie widziałam śladów krwi. Udało postawić mi się stopy na podłodze o dopiero wtedy ujrzałam na krześle śpiącego Dixona.

Nie chcąc go obudzić starałam się jak najciszej wstać, lecz kiedy przeniosłam ciężar ciała na nogi poczułam ból i wydałam z siebie dosyć głośny syk.

-Co ty robisz głupku. Powinnaś leżeć.- Momentalnie znalazł się przy moim boku podtrzymując mnie pod ramionami. Co jak co, ale przyjemnie było czuć go blisko siebie.

-Wszystko gra.- Jednym zwinnym ruchem podniósł mnie do góry i posadził na łóżku.- Radzę sobie przecież.

-Właśnie widzę. Mocno boli?- Delikatnie położył dłoń na zranionym miejscu i patrzył mi w oczy wyczekując odpowiedzi.

-Tylko trochę. Do przeżycia.

-Frank mówił, że raczej na pewno nie wdało się żadne zakażenie.

-To teraz nieistotne. Musimy działać, nikomu więcej nie może się stać żadna krzywda. Nie wiemy kim oni są, ilu ich jest ani do czego są zdolni.- Odruchowo położyłam swoją dłoń na dłoni mężczyzny co wyraźnie go zszokowało.

-Najpierw chciałem cię przeprosić, że ci nie uwierzyłem. Wydawało mi się to mega głupie, że inni ludzie biegają po lesie i obserwują inne grupy. To co ci się stało jest tylko i wyłącznie moją winą i nie wybaczę sobie tego do końca życia. Obiecuję, że sam zadbam o to, żeby te chuje sobie długo nie pochodziły po świecie.

-Nie obwiniam cię o to. Ani trochę. Nie mogliśmy wiedzieć, że to się tak skończy.

Nastała cisza, lecz mimo to nadal byliśmy na przeciwko siebie stykając się dłońmi. Chyba zaczynam go lubić, mimo tych początkowych spięć między nami. Czuję, że mimo wszystko jest osobą, na którą mogę liczyć.

Wtedy ponownie poczułam jego ciepłe wargi na moich.

"Ciesz się, że cię nie przeleciałem na tamtej ławce, bo w zasadzie z takim zamiarem tam szedłem."

**********

You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz