"Dawno mnie u Ciebie nie było"

143 8 0
                                    

-To zdecydowanie nie dla mnie.- Opuściłam trzymaną w dłoniach kuszę.

-Spróbuj jeszcze raz.- Daryl stanął za mną i swoimi dłońmi kierował moje i pokazywał co powinnam po kolei robić.- Widzisz, trochę poćwiczysz i będzie dobrze.- Odrzekł widząc jak bełt przelatuje tuż obok drzewa, w które miałam trafić.

-Zostanę przy swoim sztyleciku.- Wcisnęłam kuszę w ręce jej właściciela, po czym wyminęłam mężczyznę chcąc już jak najszybciej wrócić do naszej grupy. Nie chciałam kolejnej nocy spędzać w losowo znalezionym budynku.

***

-Chodźmy tędy.

-Czemu akurat tędy?- Spytałam, bo wydawało mi się, że powinniśmy iść w zupełnie innym kierunku.

-Tu kiedyś była ścieżka, więc musi do czegoś prowadzić.

Nie miałam pojęcia jak rozpoznał, że była tam ścieżka, ale to on był specem od polowań i tropień, dlatego nie sprzeciwiałam się i po prostu za nim poszłam trzymając się jak najbliżej niego. Kilka razy się zatrzymywaliśmy, bo Daryl nie potrafił poznać, w którą stronę skręca dróżka, ale wspólnymi siłami jakoś daliśmy radę i dotarliśmy do końca ścieżki, gdzie zastaliśmy coś, co nas totalnie zamurowało.

-Kościół?- Spytał Daryl stając w miejscu.

-Bardziej mała kaplica. Myślisz, że coś jest w środku?

-Sprawdźmy.- Mężczyzna ruszył w stronę drzwi.

-To miejsce święte. Może powinniśmy odpuścić plądrowanie tu?

-Święte to może kiedyś było, teraz to budynek jak każdy inny.- Pchnął drzwi ramieniem nie sprawdzając uprzednio czy ktoś był w środku jak robiliśmy to zazwyczaj.

Niechętnie weszłam za kusznikiem do środka. Stały tam dwa rzędy ławek, na głównej ścianie wisiał wielki obraz, pod nim stał ołtarz, a zaraz obok niego krzyż. Na wejściu chciałam zrobić znak krzyża, ale krępowała mnie obecność mężczyzny. Dixon ruszył przed siebie jak przypuszczam do zakrystii, a ja usiadłam w jednej z ostatnich ławek. Widok przeróżnych obrazków i krzyżyków wiszących na ścianach wywoływał na moim ciele ciarki i przywoływał kolejne wspomnienia z dzieciństwa.

-Dawno mnie u ciebie nie było.- Zwróciłam się do jednego z obrazów przedstawiających Jezusa.- Ale wiem, że dobrze mnie pamiętasz. Siedziałam z dziadkami w pierwszej ławce i śpiewałam wszystkie pieśni nawet jeśli nie znałam ich tekstów. Wiesz, że byli dla mnie najważniejsi, ale nie wiem dlaczego tak szybko mi ich zabrałeś. Miałam im jeszcze tyle do opowiedzenia. Byłam na ciebie zła, dlatego przestałam cię odwiedzać.-Zrobiłam przerwę, aby otrzeć łzy spływające po moich policzkach.- Patrząc na to co się dzieje dookoła chyba nadal powinnam być zła. Ale czy jestem? Nie. W głębi czuję, że jesteś odpowiedzialny za to jakich wspaniałych ludzi mam wokół siebie i że jesteś odpowiedzialny, że nadal jestem na tym świecie. Chcesz żebym żyła w tym gównie, ale po co to gówno stworzyłeś?- Przetarłam kolejne łzy.- Proszę, żebyś nadal był obecny w moim życiu. Tylko tyle. Dziękuję.- Rzuciłam ostatnie spojrzenie na obraz i opuściłam kaplicę.

Usiadłam na zewnątrz i oparłam się plecami o boczną ścianę kaplicy chowając twarz w dłoniach i rozpłakując się do reszty. Tak bardzo chciałam mieć ich z powrotem blisko siebie, żeby cieszyli się razem ze mną ze skończonej szkoły, z pierwszej pracy, z zaręczyn, ślubu, żeby mogli cieszyć się z pierwszego prawnuka. Ale myśl, że to niemożliwe dobijała mnie jeszcze bardziej. Zawsze wspominali, że jeśli mieliby prawnuka, chcieliby go nazwać imieniem dziadka, a jeśli prawnuczkę to imieniem babci. Dlatego obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę mieć dzieci nazwę je Carmen lub Adam.

-Myślałem, że gdzieś polazłaś.- Głos Daryla wyrwał mnie z transu.- Co się dzieje?

-Wszystko gra. Możemy już wracać?- Spytałam wycierając twarz.

Kusznik zbliżył się do mnie, zgarnął z mojej twarzy przyklejone kosmyki włosów i swoje dłonie ułożył na moich policzkach. Wyczuł, że nie chcę rozmawiać na ten temat, dlatego po prostu stał i błądził wzrokiem po mojej twarzy, a kiedy moje oczy znowu się zeszkliły jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Bardzo rzadko przytulał mnie sam z siebie, dlatego ta czynność rozczuliła mnie jeszcze bardziej. Wiedziałam, że z nim jestem bezpieczna. I wiedziałam też, że moi dziadkowie teraz patrzą na mnie z góry i są ze mnie bardzo dumni.

***

Do moich nozdrzy, przez otwarte okno pokoju, docierał zapach rozpalonego ogniska, na którym piekli upolowane przez Daryla wiewiórki i dwa zające. Byłam głodna, ale nie na tyle, żeby jeść te bezbronne stworzonka. Siedziałam na łóżku i czytałam znalezioną jakiś czas temu książkę, z której i tak nic nie rozumiałam, bo moje myśli krążyły zupełnie gdzieś indziej. Przewracałam kolejną kartkę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, w których sekundę później stanął Dixon.

-Wiem, że nie chcesz rozmawiać o tym co dzisiaj zaszło, ale jakbyś się chciała wygadać czy wyżalić to możesz śmiało do mnie. Niekoniecznie pomogę albo dobrze doradzę, bo nie jestem w tym dobry, ale chociaż wysłucham. To też pomaga.- Powiedział na jednym wdechu zupełnie jakby uczył się tej regułki przez ostatnią godzinę.

-Dziękuję Daryl. To miłe z twojej strony. Serio doceniam.- Odłożyłam książkę na bok.

-Chodź do nas.- Kiwnął głową.- Nie będziesz tak sama siedzieć.

Uśmiechnęłam się i podniosłam z łóżka wychodząc za mężczyzną. Na zewnątrz mimo później godziny nie było jeszcze bardzo ciemno, ale można śmiało powiedzieć, że panował lekki półmrok. Wyrównałam kroku z Darylem i kiedy byłam obok niego nieśmiało jedną ręką objęłam go w pasie. Uniosłam głowę do góry, aby móc na niego spojrzeć, ale ten szedł patrząc przed siebie. Czasami mógłby serio okazywać trochę więcej emocji, bo nie mam pojęcia czy takie zagranie jest na miejscu.

-A wy dlaczego jeszcze nie śpicie?- Założyłam ręce na biodrach i udałam złą, kiedy zobaczyłam dzieci bawiące się przy ognisku.

-Wujek Daryl powiedział, że możemy dzisiaj posiedzieć dłużej.

-Jeśli wujek Daryl tak powiedział to nie ma problemu.- Spojrzałam na mężczyznę śmiejąc się, a ten podniósł jedynie ręce w geście obronnym.

Usiadłam na ziemi, koło młodych i napawałam się ciepłem bijącym od ogniska. Kiedy ostatni raz robiliśmy ognisko było nas tu zaledwie kilkoro, a teraz? Patrząc na ich uśmiechnięte twarze cieszę się, że zaszliśmy tu gdzie jesteśmy. Nikt się z nikim nie znał, a teraz tworzymy jedną, wielką rodzinę.

-Harper spróbuj, smakuje jak kurczak.- Odezwała się do mnie Olivia z pełną buzią. Rozbawiło mnie stwierdzenie, że smakuje jak kurczak. Wiewiórka nie może smakować jak kurczak, prawda?

Pokiwałam przecząco głową wybuchając śmiechem. Właśnie tego potrzebowałam. Wiedziałam, że tutaj, wśród nich jest moje miejsce.

**********


You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz