"Ktoś obserwował to miejsce"

300 15 11
                                    

Rankiem obudził mnie jakiś nowy dla mnie dźwięk. Jak widać Nick dostatecznie zadbał o to, żebym go zmieniła, bo w moim pokoju jakimś cudem znalazł się budzik. 8:30, idealnie. Wstałam i na szybko się ogarnęłam, po czym związałam swoje włosy w luźny kucyk i wyszłam na zewnątrz. Świeciło słońce, ale zawiewał delikatny wiaterek, który wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę.

-Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Zaniosłem ci już karabin na górę, żebyś go nie musiała dźwigać.- Zza ściany wyłonił się Nick wskazując mi taką jakby wieżę przypominającą trochę te wieże leśników.

-Naprawdę nie ma problemu.- Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę wieżyczki.

Żeby się dostać musiałam wejść po drabinie, a ostatnie zajęcia ze spinaczki miałam z 3-4 lata temu. No pan z wf'u byłby pewnie dumny. Po wejściu zauważyłam, że faktycznie leżał tam karabin, a obok niego leżało małe pudełeczko z nabojami. Pierwszy raz miałam okazję trzymać aż tak duży i ciężki sprzęcior, ale myślę, że wystarczy po prostu trochę wprawy i będzie wszystko super. Z każdą godzinką robiło się coraz cieplej i aż przyjemnie się siedzi. Na horyzoncie pojawiło się jedynie kilku sztywnych, których ekipa z dołu załatwiła po cichu. Jednak ku mojemu zdziwieniu w pobliskich krzakach między drzewami zauważyłam postać, która na 100% nie była szwendaczem. Zanim zdążyłam ogarnąć sytuację i wycelować, nieznana mi postać pobiegła w głąb lasu.

Pierwszym co przyszło mi głowy było poinformowanie o tej sytuacji Daryla, lecz po wczorajszej akcji przypuszczam, że nie jestem u niego mile widziana. Koniec końców uznałam, że będzie to najrozsądniejsza opcja. Szybkim krokiem zeszłam na ziemię i udałam się do biura szatyna.

-Ktoś obserwował to miejsce.- Wparowałam do jego biura jak do siebie.

-Niby kto?- Mężczyzna coś robił, ale słysząc moje słowa odłożył wszystko na bok.

-Nie wiem kto. Jakiś facet. Nie zdążyłam strzelić.- Weszłam głębiej w pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.

-Musiało ci się wydawać. Nie ma żadnych innych grup w pobliżu. Idź z powrotem na wartę.- Zmrużyłam oczy. Myślałam, że się przesłyszałam. Ale jak woli. Wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Wkurzona szłam w stronę wieży, kiedy zatrzymał mnie Michael.

- W zasadzie to już jest moja zmiana. I tak posiedziałaś godzinę za długo.- Ukazał swoje śnieżnobiałe zęby. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam pastę do zębów na oczy.

- Naprawdę? Przepraszam, zasiedziałam się totalnie.- Podałam chłopakowi karabin zdjęty z ramienia.

-Chyba, że chcesz mi potowarzyszyć to ja zawsze chętny.- Puścił mi oczko.

-W sumie to chętnie. I tak nie mam nic do roboty.- I poszłam za chłopakiem.

Większa część rozmowy opierała się na czasach obecnych. Co robiliśmy jak to wszystko się zaczęło, jak sobie radziliśmy na początku i różne takie. I chyba znalazłam kolejną osobę do luźnych pogawędek.

-A czym się interesowałeś przed tym wszystkim?- Zapytałam siadając na podłodze.

-Uwielbiałem grzebać w różnych samochodach czy motorach, mogłem przy tym spędzać całe dnie.

-Nadal się chyba przydaje taka umiejętność co?

-Ale już nie tak bardzo. Kiedyś auta to były rzeczy codziennego użytku, a teraz rarytas. A już najgorzej znaleźć paliwo. No a Ty czym się interesowałaś?

- W zasadzie to uwielbiałam śpiewać. Nawet miałam parę razy okazję śpiewać na jakiś weselach.

-Zaśpiewaj mi coś.

-Słucham?- Zaskoczył mnie tym totalnie.

-Zaśpiewaj. Cokolwiek. Będzie miło.

W sumie to dobry pomysł na odreagowanie. Ale pod wpływem chwili zapomniałam kompletnie wszystkie piosenki jakich się kiedyś uczyłam i śpiewałam.

"I got a heart, and I got a soul believe me, I will use them both. We made a start be it a false one, I know baby, I don't want to feel alone. So kiss me where I lay down my hands pressed to your cheeks a long way from the playground I have loved you since we were 18."

-To było nieziemskie, serio. Masz przepiękny głos.

-Dziękuję ci bardzo. Tak bardzo dawno nie śpiewałam

-Harper przyjdź do mnie na moment!- Z dołu usłyszałam krzyk Daryla. Przewróciłam oczami w stronę Michaela na co on zareagował cichym śmiechem.

Kiedy zeszłam na dół zastałam Daryla stojącego przy jakiś skrzynkach kilka metrów dalej.

- Pomóż mi je zanieść do biura. -Podchodząc bliżej okazało się, że skrzynki są tylko dwie, więc na spokojnie mógłby wnieść je sam.

-Pogadamy o tym co zaszło wczoraj?- Zapytałam idąc za mężczyzną w stronę domu.

-Przecież nic nie zaszło.

-Doprawdy? Pocałowałeś mnie. To nic?

Weszliśmy do biura i odłożyliśmy skrzynki pod jego biurko. Daryl odwrócił się twarzą do mnie.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo. Świat pojebało, ale niektóre potrzeby fizyczne zostały. Ciesz się, że cię nie przeleciałem na tamtej ławce, bo w zasadzie z takim zamiarem tam szedłem.

Zamurowało mnie. Zrobiło mi się tak przykro i tak głupio jednocześnie, że nie wiedziałam czy powinnam wyjść czy coś odpowiedzieć. W oczach stanęły mi łzy. Nienawidzę tego.

-Cofam wszystkie słowa, które ci wtedy powiedziałam.

Wyszłam trzaskając drzwiami, a po policzku spłynęła mi pierwsza łza.

**********

You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz