**ROK PÓŹNIEJ**
Przez ten czas z naszej małej garstki ludzi zrobiło się nas prawie 30 w tym kilkoro dzieci. Powiększyliśmy obóz jednocześnie bardziej go wzmacniając. Założyliśmy mały ogródek, w którym właśnie zaczęły wyrastać różne warzywa i rośliny. Atmosfera w grupie była bardzo dobra. Mimo nowych twarzy szybko łapaliśmy więzi zrozumienia. Jedynym problemem dla mnie był Michael. Minęło tyle czasu, a on nadal próbował mnie unikać i rozmawiał ze mną tylko wtedy, kiedy naprawdę musiał. A Daryl? Byliśmy bardzo blisko siebie. Nie byliśmy parą, chociaż zdarzało nam się tak zachowywać. Nie chcieliśmy niczego na siłę, po prostu czekamy co nam przyniesie przyszłość.
-Ciociu Harper!- Mała Lily podbiegła do mnie, kiedy przyglądałam się zielonym jeszcze pomidorom.
-Tak skarbie?
-Zagrasz z nami w piłkę?
-Ja z wami w piłkę? Nie jestem trochę za stara?- Młoda uroczo się zaśmiała, przytuliła mnie i wręcz błagała, żebym z nią poszła. Nie potrafiłam odmówić.- Już idę szkrabie.
Złapała moją dłoń i zmusiła do biegu na prowizoryczne boisko. Ustawiła mnie na bramce, która składała się z dwóch większych kamieni. Kiedy dzieciaki były zajęte kopaniem między sobą piłki, ja delikatnie rozsuwałam wcześniej wspomniane kamienie, żeby bramka była większa. Za każdym razem kiedy piłka leciała w moją stronę udawałam, że nie daje rady jej złapać, bo sprawiało to dzieciakom niemało frajdy. Dobrze było ich widzieć uśmiechniętych biorąc pod uwagę w jakich czasach przychodzi im dorastać.
-Tam stoi wujek Daryl.- Wzięłam na ręce Willa i wskazałam palcem na stojącego niedaleko Dixona.- Przygląda nam się, bo pewnie też chciałby zagrać. Lećcie po niego.- Posłałam mężczyźnie uśmiech, który odwzajemnił, ale kiedy spostrzegł jak dwójka dzieci leci w jego stronę próbował pokazać całym sobą, że to nie jest dobry pomysł.
Ale kiedy obie jego ręce były ciągnięte nie miał wyboru i ze śmiechem na ustach ruszył w naszą stronę.
-To jest bardzo niesprawiedliwe rozłożenie sił.- Powiedziałam, kiedy ustawili Daryla w polu.
Mężczyzna na moje stwierdzenie jedynie pokazał mi język. Wyglądał uroczo. Graliśmy tak przed dobre pół godziny i bawiliśmy się świetnie. Broniłam jedynie strzały Daryla, bo dzieciaki miały z tego powodu jeszcze większą radochę. Dixon oczywiście udawał oburzonego, ale zaraz po tym wybuchał śmiechem.
-Jestem wykończona.- Siedziałam na trawie i głęboko oddychałam. Była pora obiadowa, dlatego nasi kompani od gry pobiegli się posilić.
-Mimo wszystko przyjemna odskocznia. Od chodzących trupów, smrodu, zamartwień i w ogóle. Co prawda jest ich tylko trzech, ale jakoś wprowadzają radość do tej grupy.
-Są ultra słodcy. Boli mnie jedynie myśl, że nie mogą mieć normalnego dzieciństwa. Najprawdopodobniej już nigdy nie pójdą do szkoły, nie pójdą na wagary, nie dostaną złej oceny i nie będą jej próbowali ukryć przed rodzicami.
Daryl wpatrywał się w ziemię. Nie wiedział co odpowiedzieć. Zawsze kiedy tak było unikał kontaktu wzrokowego.
-Koniec zamulania. Ostatni w stołówce robi drugiemu pranie! - Wstałam na równe nogi i od razu zaczęłam biec wiedząc, że mam przed nim dużą przewagę.
Kroki mężczyzny stawały się coraz głośniejsze i nagle poczułam jego dłonie na moich biodrach, po czym zostałam w biegu podniesiona i przerzucona za jego plecy. Zebrałam resztki sił i wskoczyłam mu na plecy zaskakując go, bo obydwoje wylądowaliśmy na trawie. Przecież nie jestem aż tak ciężka.
Ciemnowłosy zawisnął nade mną i silnie wpatrywał się w moje oczy. W uszach zaczęło mi dzwonić, a w ustach nagle czułam ogromną suchość. Niebezpiecznie blisko zbliżył swoją twarz do mojej.
-Wygrałem. - Wyszeptał w moje usta i szybko wstał dobiegając do drzwi stołówki.
-To są chyba jakieś żarty. - Wyszeptałam sama do siebie zakrywając twarz dłońmi.
*****
Razem z Michaelem zostaliśmy wyznaczeni do pełnienia popołudniowej warty. Ani mi, ani jemu nie było to na rękę, ale jakoś dawaliśmy radę. Po prostu każdy się skupiał na swojej części horyzontu.
-Mike! - Nagle obok nas pojawił się Daryl. - Brakuje jednej broni. Akurat tej, którą miałeś ostatnio na ekspedycji. Czemu nie głosisz takich rzeczy?!
-Przecież oddałem ją Olivii. Nie jestem głupi.
Widząc, że atmosfera robi się bardzo napięta postanowiłam zostawić chłopaków samych, żeby wyjaśnili to wyłącznie między sobą.
-A ty co? Uciekasz jak pojawiają się problemy? Zresztą. Nie pierwszy raz.- Za plecami usłyszałam sarkastyczny głos Michaela.
-O co ci chodzi?
-Dobrze wiesz o co mi chodzi Harper. -Stałam koło Daryla i czułam jak mężczyzna jedną dłonią próbuje mnie odsunąć do tyłu.
-Przestań Mike. Minął ponad rok. Po co to drążysz? Przecież sam powiedziałeś, że wszystko poszło za szybko i że to bez sensu. Czemu wywlekasz to teraz?!
-Ty naprawdę sądzisz, że tak myślałem?- Zaśmiał się patrząc mi w oczy. - Byłem w Tobie cholernie zakochany. Tamtej nocy kiedy wyszłaś czekałem na ciebie w twoim pokoju. Miałem ułożoną jebaną regułkę co mam ci powiedzieć o mojej przeszłości. Żeby nie było niedomówień. Ale ty skręciłaś w stronę jego pokoju. - Wskazał palcem na Dixona. - To ty podjęłaś decyzję. A ja nie chciałem wyjść na idiotę dlatego ta cała szopka. Powiedziałem to co ty chciałaś powiedzieć prawda?
Jego słowa docierały do mnie bardzo powoli, a mój mózg każde zdanie analizował po kilka razy. On naprawdę coś do mnie czuł.
-Michael ja... - Czułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy.
-Zawsze tylko ty Harper. Przestań być taką egoistką. - Wyminął nas bez słowa.
Czułam się jak ostatnia kretynka. Jak najgorsza na świecie kobieta. Nigdy celowo nie chciałam go skrzywdzić. Gdybym tylko wiedziała jaka jest prawda. Rozegrali byśmy to inaczej. Przecież wszystko można rozwiązać w dobry dla obu stron sposób.
Objęłam się dwoma rękoma i stanęłam na skraju wieży patrząc w jeden, daleki punkt. Łzy powoli spływały po moich policzkach i czułam jakby zaraz miała mi eksplodować głowa.
Wzdrygnęłam się kiedy Daryl delikatnie położył swoją dłoń na moim ramieniu.
-Wszystko gra?
-A wyglądam jakby wszystko grało? - Odwróciłam się w jego stronę. - Gdybyś wtedy nie wyszedł. Nie pocałowałabym cię. Wszystko by się potoczyło inaczej.
-Czy ty właśnie mnie obwiniasz za to, że nie kontrolujesz swoich uczuć?
Miał cholerną rację. Jak zawsze. Zawsze musi mieć rację. Słowa Michaela mnie bardzo bolały, ale jeszcze bardziej bolało mnie, że to ja się zachowałam nie w porządku wobec obydwóch z nich.
-Przepraszam Daryl.
Zostawiłam go samego. Najwyższy czas zostawić stare problemy za plecami i zacząć żyć na nowo.
**********
CZYTASZ
You are my hope//Daryl Dixon
Teen FictionW świecie opanowanym przez apokalipsę zombie 22-letnia Harper Collins przypadkiem trafia do większej, bardziej rozwiniętej grupy, gdzie poznaje wiele osób- w tym Daryla Dixona. Jak potoczy się ich historia? Tego się przekonacie czytając. Historia je...