"Które z nich mnie sprzedało?"

151 10 0
                                    

Siedziałam z Olivią w zbrojowni, w której dziewczyna była w trakcie liczenia i spisywania naboi. Siedziałam przy oknie, z którego miałam idealny widok na to, co się dzieje na zewnątrz. Daryl siedział na schodach i czyścił swoją kuszę, kiedy dosiadła się do niego Kelsey.

-Chcesz mi może coś powiedzieć? - Zapytała Olivia uśmiechając się pod nosem.

-Chyba nie. Co masz na myśli?

-Daryla mam na myśli.

-I co z nim?

-Och dziewczyno. Widzę, że Ci się podoba. - Puściła mi oczko.

-Wcale nie. Przestań.

-I wcale Ci nie przeszkadza, że ona się koło niego kręci? - Usiadła obok mnie. -To Ty się musisz w końcu zakręcić koło niego, bo on nie zrobi pierwszego kroku.

-Bo mu się nie podobam. On mi też nie. Koniec tematu.

-Ja tam wiem swoje. Trzymaj się.

Pożegnałam się z dziewczyną i wyszłam na zewnątrz poszukać sobie jakiejś roboty. Musiałam czymś zająć głowę i ręce, bo widok klejącej się do Dixona Kelsey faktycznie doprowadzał mnie do szału. Gdyby nie mogła sobie znaleźć innego obiektu westchnień.

-Hej Harper! Możemy obgadać to o czym ostatnio rozmawialiśmy? Na osobności. - Podbiegł do mnie kusznik.

Zrobiłam pytającą minę, bo naprawdę nie miałam pojęcia co musieliśmy obgadać. Daryl dyskretnym gestem głowy pokazał mi, że chodzi o to, żeby po prostu urwać się od Kelsey. Czułam w pewien sposób satysfakcję, ale nie chciałam tego okazywać, dlatego po prostu gdzieś w środku siebie przybiłam sobie piątkę.

-Jasne. Możemy nawet u mnie. - Drugie zdanie powiedziałam trochę głośniej, chcąc aby dziewczyna je usłyszała.

Mijając ją na schodach czułam jej wrogie spojrzenie przenikające moje ciało, ale jakoś nie przeszkadzało mi to bardzo.

-Nie żartuj, że nie schlebiają Ci zaloty Kelsey. - Zaśmiałam się rzucając na łóżko zaraz po tym, jak zamknęliśmy drzwi do mojego pokoju.

-Ani trochę. Zdecydowanie wolałabym, żeby te zaloty padały od kogoś kto nie jest Kelsey. - Usiadł na skraju łóżka, ale twarzą w moją stronę.

Im dłużej się znamy, tym jest bardziej wygadany i towarzyski. I bardzo mi to odpowiadało, bo serio lubiłam prowadzić z nim luźne rozmowy, bez nutki powagi. Kiedy się śmieje i wygłupia to jest taki pociągający? Myślę, że to dobre słowo.

-Może chcesz mi opowiedzieć o swoich dziadkach? - I czar luźnej rozmowy prysł.

-Co? - Spytałam patrząc mu prosto w oczy.

-Nie przyznałem się od razu, bo było mi głupio, ale słyszałem co mówiłaś w kościele. Że byli dla Ciebie najważniejsi. Więc może coś o nich powiesz? - Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy na samo wspomnienie.

-Zastępowali mi rodziców. Znaczy rodzice byli, ale wiecznie zapracowani. Tak naprawdę babcia i dziadek mnie wychowali. - Podniosłam się do pozycji siedzącej. - Zawsze odbierali mnie ze szkoły i razem szliśmy na krótkie spacery. Dziadek nie kończył spaceru, dopóki nie zerwał jakichkolwiek kwiatów i nie wręczył ich mi i babci. Nauczyli mnie jeździć na rowerze. Naprawdę z biegiem czasu doceniam ich cierpliwość. - Zaśmiałam się ocierając łzy. Daryl złapał mnie za dłonie dodając mi otuchy. - Babcia nauczyła mnie piec jej ulubione babeczki borówkowe i zawsze powtarzała, że jak się zakocham to mam je zrobić wybrankowi, bo jak ich tylko posmakuje to już nie będzie chciał uciekać. Jak miałam 13 lat, u dziadka wykryto raka. Zmarł bardzo szybko, a niecały rok później zmarła też babcia. Byli wspaniałymi, wyjątkowymi ludźmi. Na marginesie to nigdy nie udało mi się zrobić tak pysznych babeczek jak te babci. - Zaśmiałam się na to wspomnienie. -Ale wiem, że tam do góry jest im lepiej. I są tam razem, czyli wszystko jest na swoim miejscu.

***

-Czyli celujemy gdzie?

-W głowę. - Odezwały się chórkiem dzieciaki.

-Super. Za jakiś czas spróbujemy poćwiczyć to w praktyce. A teraz możecie wracać do zabawy. - Poczochrałam każdemu z nich włosy, po czym wszyscy pobiegli do ich pokoju.

-Nie było tak źle prawda? - Spytał Daryl siedzący obok mnie.

-Serio Daryl? Było źle. Śmiałeś się ze mnie, bo nie potrafiłam im powiedzieć z czego się składa mózg.

-Bo odpowiedź, że z dwóch półkul była bardzo ograniczona. - Rzuciłam w niego leżącym na podłodze pluszakiem, którego sprawnie chwycił i odłożył obok siebie. - Chciałabyś pojechać gdzieś ze mną? Za miasto chociażby. - Zapytał dosyć niepewnie.

-Po zapasy?

-Nie. Po prostu wypad. Poza to miejsce. Sam na sam. Odciąć się na chwilę i móc pogadać bez przeszkód.

-Coś na wzór randki? - Zapytałam delikatnie się uśmiechając.

-Nie. - Odpowiedział i wstał z krzesła, ale jego ruch wskazywał na coś zupełnie innego. To coś na wzór randki.

***

-Więc gdzie mnie zabierasz? - Spytałam siedząc na miejscu pasażera w samochodzie i przyglądając się krajobrazowi za oknem.

-Pamiętasz jak kiedyś jechaliśmy na te magazyny? Z Georgią i Ethanem. Wtedy nie było tam żywej duszy i mam nadzieję, że nadal tak tam jest.

Przytaknęłam i powróciłam do krajobrazu. Dawno nie byłam na aż tak dalekim wypadzie i to z samym Darylem i ta myśl delikatnie mnie stresowała. Ale kiedy myślałam o tym, że za kilka godzin będę tylko ja, Daryl, cisza i spokój od razu mijał mi stres i było wszystko dobrze. A co jeśli Olivia miała rację i naprawdę podoba mi się Dixon?

***

-Dałabym sobie rękę uciąć, że chodziłeś po mieście i pytałeś ludzi czy mają jakiś problem. - Siedzieliśmy na murku przy wyschniętej fontannie i aktualnie dyskutowaliśmy na temat przeszłości.

-Naprawdę wyglądam aż tak fatalnie?

-Przysięgam, że nie potrafię sobie Ciebie wyobrazić inaczej jako młodzieniaszka.

-Ile chciałabyś mieć dzieci? - Zadał pytanie, którego się totalnie nie spodziewałam.

-Zawsze chciałam mieć dwójkę. Ale w tych czasach to raczej niemożliwe. A Ty?

-Chyba żadnego. Dzieci są straszne.

-Czyżby? Przecież wiem, że jak nikt nie patrzy to się bawisz z młodymi samochodami i misiami.

-Które z nich mnie sprzedało? - Zapytał udając ukłucie w sercu, co swoją drogą wyszło mu bardzo uroczo.

Przez następne kilkanaście minut siedzieliśmy w ciszy, ale była to bardzo przyjemna cisza. Mogliśmy w spokoju słyszeć własne myśli, co w Alexandrii jest niestety niemożliwe. Ciągle coś się dzieje. Oparłam głowę o ramię mężczyzny wbijając wzrok w szyld sklepowy z napisem "wkrótce otwarcie". Naprawdę mnie ciekawi co się stało z tymi wszystkimi ludźmi.

-Powinniśmy tu przyjeżdżać częściej. Sami. - Ręka Daryla objęła moje ramię, a na czubku głowy czułam ciepło jego policzka.

Miał rację. Chciałam tu przyjeżdżać jak najczęściej. I tylko z nim. Chyba naprawdę się zakochuje.

You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz