-Twój pieprzony brat nasłał na mnie całe stado sztywnych.- Daryl odpalał kolejnego papierosa, a ja siedziałam obok niego, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Nie sądziłam, że będzie zdolny do czegoś takiego.
-Może to był przypadek?- Sama nie wierzyłam w swoje słowa.
-Przypadek? Serio Harper?- Stanął na proste nogi wyraźnie zdenerwowany.- Mogłem się domyślić, że będziesz go bronić.- Ruszył do drzwi.
-Daryl, zaczekaj.- Podążyłam za nim.- Wcale go nie bronię.
-Jasne.- Żachnął.
-Ja po prostu...nie wiem. Chyba nie chcę do siebie dopuścić, że mógł to zrobić. Przepraszam.
-Wiesz co Ci powiem?- Odwrócił się gwałtownie w moją stronę wyjmując papierosa z ust.- Wiesz o czym myślałem jak mnie otaczali? Nie myślałem o tym jak ich zabić, jak stamtąd uciec. Myślałem o Tobie. O tym ilu rzeczy Ci jeszcze nie powiedziałem, ilu rzeczy z Tobą nie zrobiłem, że nawet się z Tobą nie pożegnałem. Nie wiem co ze mną zrobiłaś i jak to zrobiłaś, ale to Ciebie stawiam na pierwszym miejscu w swoim życiu. Pamiętasz jak Cię pytałem, kiedy człowiek czuje, że się zakochał?- Pokiwałam twierdząco głową, nie chciałam mu przerywać.- To jestem zakochany. Jestem cholernie zakochany. To uczucie jest tak bardzo dziwne i ekscytujące, że nie wiem co mam ze sobą robić. Nie potrafię okazywać uczuć, a chcę żebyś wiedziała co do Ciebie czuję.
Mężczyzna zaciągnął się dymem wyraźnie zestresowany tym potokiem słów, które przed chwilą wypłynęły z jego ust. Byłam przeszczęśliwa, że w końcu dokładnie wiem na czym stoimy.
-Chodź tutaj.- Wyciągnęłam w jego stronę ręce, chcąc aby wrócił do środka i mocno mnie przytulił. Zgasił papierosa butem i podszedł do mnie wtulając się w moje ramię.- Ja też jestem cholernie zakochana. I nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś Ci się stało. Mam pogadać z Arturo?
-Nie.- Stanął przede mną patrząc mi w oczy.- Wolałbym, żebyś trzymała się od niego z daleka.
-Ale to mój brat.
-Ale jest nieobliczalny.
Miał rację. Skoro był zdolny zrobić coś takiego, to kto wie co jeszcze mu może wpaść do głowy.
Pokiwałam tylko twierdząco głową i spuściłam ją w dół. Nie wiedziałam co tak naprawdę mam myśleć o całej tej sprawie i przede wszystkim co powinnam zrobić. Czułam się tak bardzo winna za to co zrobił Arturo, ale z drugiej strony nie mogłam odpowiadać za jego zachowanie. Był moim bratem i cholernie go kochałam, ale jego zachowanie zaczynało mnie odrzucać.
-Może powinniśmy wrócić do Alexandrii?- Spytałam siadając na łóżku, a już chwilę później dosiadł się do mnie mężczyzna.
-A jak to sobie wyobrażasz?- Spytał odpalając kolejnego już papierosa. Od kiedy rozmawiamy spalił ich tyle, że już nawet dym przestał mnie dusić.
-Cóż.- Zastanowiłam się chwilę.- Możemy nadal prowadzić uprawy, może jakieś nasiona się jeszcze gdzieś zapodziały. Możemy nawet polować, z głodu nie umrzemy. Wodę możemy filtrować albo przegotowywać. Mamy gdzie spać. Wystarczy tylko oczyścić teren ze sztywnych i może być jak dawniej.
-Myślisz, że jesteśmy w stanie zrobić to we dwóch?- Położył dłoń na moim kolanie.- Nie żebym nie wierzył w nasze umiejętności, ale sama wiesz.
-Może ktoś jeszcze będzie chciał wrócić? Mogę dyskretnie popytać.
-A przypuśćmy, że nikt oprócz nas nie będzie chciał wrócić. Nie wierzę, że tak po prostu zostawisz dzieciaki.
Tego nie wzięłam pod uwagę. Traktuje te maluchy jak własne dzieci i jestem przyzwyczajona do ich obecności, mimo że w ostatnim czasie spędzają więcej czasu z Olivią lub Samanthą niż ze mną.
-Oni też sami zdecydują. Jeśli jest im tu dobrze to nie będę im tej dobroci zabierać.
Z tyłu głowy miałam świadomość, że tu jest bezpieczniej. Tutaj mają więcej możliwości na rozwój czy zabawy. Mają tu wysokie, grube mury i warty przez całą dobę i dzięki temu jestem spokojna o dzieciaki, bo teoretycznie nic z zewnątrz im tu nie grozi.
-Zawsze zagryzasz wargę jak intensywnie o czymś myślisz.- Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.- Nie przejmuj się tym aż tak. Dajmy im czas. Jak zrobi się tu naprawdę niezły kwas, to będziemy myśleć.
Pokiwałam twierdząco głową, opierając ją o ramię mężczyzny. Zaczął kreślić kciukiem kółka na moim kolanie, po czym sam oparł swoją głowę o moją.
-Kocham Cię.- Szepnęłam przymykając oczy.
*****
-Dlaczego mnie tu zabrałeś?- Spytałam zamykając za sobą drzwi od sali, w której kiedyś odbywały się te całe śpiewane wieczorki.
-Cóż...- zawahał się chwilę. Mimo, że w pomieszczeniu panował półmrok, to dostrzegłam jego niepewny wyraz twarzy.- Tu pierwszy raz poczułem, że coś naprawdę jest na rzeczy.- Podszedł do mnie bliżej, obejmując mnie w pasie.
-Jak to robisz, że jesteś jednocześnie tak uroczy i tak gburowaty?- Jedynie prychnął i jedną dłonią potargał moje włosy.
Zanim jednak zabrał dłoń, jednym zwinnym ruchem założył kosmyki włosów za moje uszy, po czym przyciągnął moją twarz do swojej i złożył pocałunek na moim czole.
*****
Atmosfera między nami była naprawdę gorąca. Z każdą minutą na podłodze znajdowało się coraz więcej naszych ubrań. Zupełnie jak w ten dzień, o którym wspominał Daryl. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, jednocześnie nadal całując jego usta.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi, na co momentalnie się od siebie oderwaliśmy. Szybkim ruchem wyskoczyłam z łóżka, zakładając na siebie leżąca na podłodze bluzę, a ciuchy Daryla przepchnęłam w kąt. Zanim otworzyłam drzwi poprawiłam jeszcze włosy, które wyglądały jak po niezłym sztormie.
-Cześć ciociu. Nie mogłem zasnąć. Mogę spać z Tobą?- W drzwiach stał David, ściskając w dłoniach pluszowego misia.
-Cześć skarbie. Tak, pewnie.- Zdezorientowana otworzyłam szerzej drzwi, aby mógł wejść do środka.- Ciocia Olivia wie, że tu jesteś?
-Ciocia Olivia gdzieś poszła i nas zostawiła samych.- Wgramolił się do łóżka i położył obok Daryla, który z resztą sam zrobił mu trochę miejsca.
Byłam zła na Olivię. Pewnie poszła do Arturo, ale dlaczego zostawiła dwójkę dzieci samych. Przecież wystarczyło ich odstawić do mnie czy do Samanthy.
-To Ty się tu szykuj spać, a ja pójdę po Lily. Prześpimy się tu razem.
Szybkim krokiem poszłam do mieszkania Olivii i weszłam do środka, gdzie na łóżku siedziała dziewczynka i również ściskała w dłoniach pluszowego misia.
-Chodź skarbie. Dzisiaj będziesz spała z nami.- Pokiwała twierdząco głową, więc wzięłam ją na ręce i ruszyłyśmy z powrotem.
Daryl siedział na krześle i przyglądał się zasypiającemu Davidowi, koło którego położyłam na wpół śpiącą już Lily. Złożyłam na ich głowach po szybkim buziaku i przykryłam ich kocem życząc kolorowych snów. Zapowiada się, że dzisiejszą noc musimy spędzić bez snu.
-Dokończymy jutro.- Szepnęłam Darylowi na ucho, siadając na krześle obok niego i kładąc swoje nogi na jego kolanach.
**********
CZYTASZ
You are my hope//Daryl Dixon
Ficção AdolescenteW świecie opanowanym przez apokalipsę zombie 22-letnia Harper Collins przypadkiem trafia do większej, bardziej rozwiniętej grupy, gdzie poznaje wiele osób- w tym Daryla Dixona. Jak potoczy się ich historia? Tego się przekonacie czytając. Historia je...