"Ty go dobiłaś?"

179 7 1
                                    

Mimo, że przez całą noc zamknęłam oko na maksymalnie kilkanaście minut, to nie byłam aż tak zmęczona jak mi się wydawało, że będę.

Od rana zrobiłam Olivii niezłą awanturę o to, jak bardzo nieodpowiedzialne było zostawienie dzieci samych. Tak jak przypuszczałam, noc spędziła razem z Arturo i nawet przez moment nie pomyślała o tym, że warto gdzieś odstawić dzieciaki.

Aktualnie w czwórkę- Ja, Daryl i dzieci bawimy się w gonianego. Moja kondycja jest na poziomie zerowym, ale starałam się jak mogłam, żeby tego nie okazywać i nie wyjść na słabeusza.

-Teraz goni wujek!- Zarządził młody, który ze śmiechem na ustach klepnął Daryla w udo.

-Teraz wujek potrzebuje odpocząć.- Stanął w miejscu biorąc kilka głębokich wdechów, po czym podbiegł do mnie klepiąc moje plecy.- Teraz goni ciocia.

Posłałam w jego stronę bezgłośne "żałosne" i biegiem ruszyłam w jego stronę, chcąc za wszelką cenę go złapać. Goniliśmy się dobre kilka minut, bo żadne z nas nie chciało dać za wygraną, ale koniec końców to ja odpadłam jako pierwsza. Byłam pewna, że jeszcze trochę i wykaszle płuca.

-A teraz...- Daryl podniósł obojga i ruszył z nimi przed siebie.- Odstawię was do cioci Sam, bo ja i ciocia Harper musimy coś załatwić.

Miał rację. Zgłosiliśmy się dzisiaj do oględzin terenu dookoła, żeby sprawdzić czy przypadkiem żadne większe stado się nie kieruje w tą stronę.

*****

-Jesteś bezczelny.- Odezwałam się do Daryla, wyciągając sztylet z czaszki sztywnego, którego sekundę wcześniej dobiłam.

-A może nie mam racji?- Spytał wycierając swoje ostrze o spodnie.- Musimy częściej wychodzić na zewnątrz, bo Twoje umiejętności maleją.

Zaśmiałam się pokazując mu środkowy palec, po czym ruszyłam przed siebie. Okolica była bardzo spokojna. Spotykaliśmy pojedynczych sztywnych, którzy i tak pojawiali się raz na jakiś czas. Krótko mówiąc- mieliśmy mało brudnej roboty.

Delikatny problem pojawił się, kiedy weszliśmy w jakąś dziwną część lasu. Drzewa rosły bardzo blisko siebie, dlatego ich gałęzie blokowały przejście. Wiadomo- cienkie gałązki nie stanowiły większych problemów, ale trudność pojawiła się w momencie zetknięcia się mojego ciała z wyjątkowo grubą gałęzią, której nie dało się obejść z żadnej strony. Wspólnymi siłami, po kilku próbach udało nam się ją złamać.

-Szczerze mówiąc, inaczej sobie wyobrażałem nasze wspólne jęki.- Odezwał się, za co oberwał pięścią w ramię.

-Kilkanaście minut temu mnie obrażałeś, a teraz mówisz o wspólnych jękach. Matko, jaki jesteś romantyczny.

-Romantyk to moje drugie imię.

-Ta, chyba miałeś na myśli brudas.- Wymamrotałam pod nosem i ruszyłam przed siebie.

Zrobiłam dosłownie kilkanaście kroków do przodu, a gdzieś pod stopami usłyszałam to charakterystyczne charczenie. Na ziemi leżało przewrócone drzewo, które musiało przygnieść sztywnego, bo bezwładnie pod nim leżał i wyciągał ręce przed siebie. Nachyliłam się, aby wbić mu ostrze w czaszkę, ale wtedy nawet nie wiem skąd, pojawił się drugi szwendacz, który zaatakował mnie od boku. Upadłam na plecy, a sekundę później upadło na mnie ciało sztywnego z bełtem w czaszce.

-Nikt nie wraca z tych wypadów tak brudnym i śmierdzącym jak ja.- Zrzuciłam z siebie truchło, po czym stanęłam na nogi i zaczęłam otrzepywać się z brudu.- No może oprócz Ciebie.- Zwróciłam się do mężczyzny, który dobijał sztywnego spod drzewa.

-I kto tu jest bezczelny.- Odpowiedział z tą swoją chrypką w głosie.- Ale nic Ci nie jest?

-Jestem cała.

*****

-Do cholery jasnej pomóż, a nie się gapisz!- Arturo podniósł głos siedząc nad nieprzytomnym, ugryzionym Philipem i uciskając mu ranę.

-Czego nie rozumiesz? Musimy go dobić. Tłumaczy Ci to odkąd tu wbiegliście.- Dixonowi zaczynały powoli puszczać nerwy. Mi z resztą też.

-Możemy mu uciąć rękę.

-Nie możemy!- Krzyknęliśmy jednocześnie z kusznikiem.

-Już za późno, zakażenie się rozeszło. Gdybyście to zrobili od razu to miałby szansę.

-Zaryzykujmy.- Spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Widocznie ten cały Philip musiał być mu bliski.

-Ryzykuj. Ale jak się na Ciebie rzuci to nie miej do nikogo pretensji.- Daryl przewiesił kuszę przez ramię i wyszedł z pomieszczenia.

Patrzyłam to raz na brata to raz na leżącego Philipa. Z jego przedramienia sączyło się coraz więcej krwi. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony powinnam była pójść od razu za Darylem, z drugiej widzę jak Arturo zależy, żeby go uratować i nawet jeśli szanse na to są nikłe, to chyba powinnam mu pomóc.

-Nie przedłużajmy.- Urwałam kawałek swojej koszulki, którą zacisnęłam na ręce Philipa.- Tnij w tym miejscu.

Jedną dłonią trzymałam ramię Philipa, a w drugą chwyciłam pistolet, żeby w razie potrzeby móc szybko zareagować. Jeśli się przemieni, to ja będę w zasięgu jego zębisk. Czułam się spokojna, dopóki nie zobaczyłam jak ostrze siekiery po raz pierwszy wbija się w kończynę mężczyzny. Moje ciało momentalnie się spięło, a mi samej zrobiło się strasznie gorąco, dlatego odwróciłam głowę, aby nie musieć na to patrzeć. Jedynie wzdrygałam się z każdym odgłosem wbicia ostrza.

Nagle poczułam jak ciało Philipa zaczyna się ruszać. Odsunęłam się nieznacznie i wyciągnęłam przed siebie broń. Arturo poszedł w moje ślady podchodząc bliżej ściany i wyciągając przed siebie trzymaną siekierkę. Philip szybkim tempem podniósł się i zbliżał się do Arturo z charakterystycznym charczeniem. Dostrzegłam jak dłonie brata zaczynają drżeć i mocniej oplatają trzonek siekiery. Czekałam na jego reakcje, nie potrafiłam wyczuć czy go dobije czy nie, ale kiedy Philip znalazł się zbyt blisko brata strzeliłam mu w okolice skroni. Jego ciało bezwładnie opadło na podłogę. Po raz ostatni spojrzałam na brata i wyszłam z pomieszczenia.

Zamrugałam kilka razy, aby odgonić zbierające się w oczach łzy. Praktycznie nie znałam tego Philipa, ale śmierć to śmierć i nadal nie jestem na nią uodporniona. I przypuszczam, że nigdy nie będę.

Przed budynkiem stał Daryl. Nadal miał przewieszoną kuszę i właśnie zdeptywał niedopalonego papierosa. Przyglądał się dzieciakom, które razem z Molly układały warzywa w jednym z koszyków.

-Philip nie żyje.- Stanęłam koło mężczyzny chwytając go delikatnie za palce.

-Nie mów, że się nie spodziewałaś.- Mimo, że nie widziałam jego twarzy to byłam pewna, że właśnie patrzy na mój czubek głowy.- Ty go dobiłaś?

Pokiwałam twierdząco głową. Mężczyzna objął mnie lewą ręką, a drugą dłoń włożył w kieszeń. Uwielbiałam to jego lekceważące okazywanie uczuć. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę tu gdzie jestem, przytulając się do najbardziej gburowatego faceta jakiego kiedykolwiek poznałam i że wspólnie będziemy patrzeć jak dwójka prawie naszych dzieci świetnie się bawi jednocześnie pomagając, to chyba kazałabym tej osobie solidnie puknąć się w głowę.

**********

You are my hope//Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz