-Ja poproszę caffe late z sosem karmelowym. - Patrzyłam to raz na brata, a raz na menu, które leżało na stoliku przede mną.
Arturo zaproponował, żebyśmy wspólnie spędzili trochę czasu sam na sam, ale nie sądziłam, że zabierze mnie do kawiarni, która naprawdę wyglądała jak prawdziwa kawiarnia i czułam się dosyć dziwnie siedząc w jej środku.
-A co dla Pani? - Spytała młoda dziewczyna w różowo czarnym fartuszku.
-Zwykłą czarną herbatę poproszę. - Odpowiedziałam posyłając jej niepewny uśmiech.
-Przecież mówiłem, że stawiam to czemu się tak ograniczasz.
-Herbata mi wystarczy.
-Co się stało? Czemu płaczesz? - Spytał kiedy dostrzegł w moich oczach zbierające się łzy.
-Nie wiem. - Arturo podszedł do mnie mocno przytulając mnie do swojego torsu i głaszcząc po wlosach.
-Już jest wszystko dobrze Harper. Jesteście tu bezpieczni. Przysięgam Ci. Tutaj nie musisz się martwić o swoją przyszłość. - Ukucnął, aby móc spojrzeć na moją twarz. - Od zawsze byłaś taka wrażliwa. Pamiętasz jak kiedyś razem z dziadkami kopaliśmy w ogródku i przez przypadek tą swoją malutką łopatką przecięłaś dżdżownice? Dwie godziny Cię uspokajaliśmy. - Zaśmialiśmy się na to wspomnienie.
-Posłuchaj. Mamy swoją grupę z Darylem. Mamy domy, jedzenie, dzieci. Jest z nami Ethan. Musimy tam wrócić.
Gdy tylko wspomniałam o Ethanie na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. W końcu byli najlepszymi kumplami. Kelnerka przyniosła nam zamówione napoje, więc Arturo wrócił na swoje krzesło upijając łyk apetycznie wyglądającej kawy.
-Nie wypuszczą was stąd.
-Dlaczego?
-Tak tu jest. Miniesz bramę i musisz tu zostać czy tego chcesz czy nie. Dostajesz dom, pracę i żyjesz jak kiedyś.
-Ale przecież jesteś prawą ręką tego całego Henrego. Możesz mu wytłumaczyć jak sprawa wygląda.
-Nie mogę. - Zaciął się na chwilę patrząc mi głęboko w oczy. - Możemy zrobić inaczej. Ale tylko dlatego, że jesteś moją siostrą. Zdarza się, że mam warty przy bramie. Kiedy będę sam po prostu was wypuszczę, a wy więcej się nie zapuścicie w te strony. - Przytaknęłam twierdząco głową. - Ale żeby to wypaliło musicie tu trochę zostać i pokazać, że jesteście porządnymi obywatelami, żeby was nikt o nic nie podejrzewał.
-Jak długo mamy zostać? - Zapytałam biorąc łyk herbaty.
-Co najmniej miesiąc.
-Miesiąc? Nie mamy tyle czasu Arturo.
-Przykro mi Harper, ale nie mogę zrobić nic innego.
Przetarłam twarz dłońmi. Miesiąc to naprawdę dużo czasu, patrząc na to, że ludzie w Alexandrii są pewni, że lada chwila do nich wrócimy. A ja już tak bardzo tęsknię za moimi maluchami.
-W porządku. Zróbmy to. - Odezwałam się w końcu wstając z krzesła.
-Jeszcze jedno. - Odwróciłam się do brata. - Nie mówcie nikomu, że macie grupę. No chyba, że chcecie, żeby ich zrekrutowali do nas.
-Rozumiem, że rekrutacja to łapanie ludzi, grożenie im bronią i przyprowadzanie tu siłą? - Pokiwał twierdząco głową. - To nie chcemy.
***
-Do kurwy nędzy, pogrywają sobie z nami. - Daryl z dużą siłą kopnął stojące przed nim krzesło.
-Nie da rady zrobić nic innego. Więc uznałam, że lepiej posiedzieć tu miesiąc niż żeby trzymali nas do końca życia.
-Z tym miejscem musi być coś nie tak. - Zaczesał dłonią do tyłu swoje opadające na twarz włosy.
-Jest zbyt idealnie prawda? - Potwierdził mrucząc pod nosem. - A co jeśli tu nie ma żadnego haczyka? Jeśli naprawdę można tu prowadzić normalnie życie bez martwienia się czy zaraz nie wparuje tu stado sztywnych?
-Nie sądzę. - Wyjął z kieszeni jakiś prostokątny przedmiot. - Blake tu był. Zaczynam pracę i dostałem plakietkę.
Podał mi do ręki wcześniej wspomniany przedmiot, na którym widniało jego imię i nazwisko.
-Musisz to nosić? - Przytaknął. - Przecież to bez sensu. Jedyne co tu możesz patrolować to czy ktoś nie kradnie marchewki ze stoiska.
-Blake przyjdzie też do Ciebie obgadać Twoje śpiewanie. A teraz ja lecę zgrywać Pana policjanta. - Przypiął sobie plakietkę dumnie wyprężając klatkę piersiową.
-Będziesz grał dobrego czy złego glinę?
-A którego wolisz?
-Dla mnie możesz być dobrym.
-Masz to jak w banku. Trzymaj się. - Ścisnął moje ramię na pożegnanie i wyszedł z mieszkania.
Stojąc za firanką przyglądałam się mężczyźnie, który krążył wokół jednego ze stoisk. Ta praca musi być naprawdę denna, bo na tych ulicach nie dzieje się kompletnie nic złego. Dixon nie przespał ani minuty dzisiejszej nocy, co pokazywało chociażby to, że co chwilę ziewał. Biedaczek.
Blake właśnie mijał się z odchodzącym dalej Darylem, po czym zapukał do drzwi domu. Od razu poszłam je otworzyć chcąc mieć tą rozmowę już za sobą.
-Witaj Harper. Daryl wspominał, że jeśli będę Cię szukał to właśnie tutaj. To bardzo mądre, że postanowiliście się nie rozdzielać w obcym miejscu. Dużo razem przeszliście co?
-Tak, dosyć sporo. Proszę niech Pan siada. - Na szybko podniosłam nadal leżące na podłodze krzesło.
-Więc tak Harper. Twoja praca jest bardzo prosta i przyjemna. W zasadzie Twoim zadaniem jest dobrze śpiewać i ładnie wyglądać. Występujesz godzinę, dwie, kończysz występ i dołączasz do bawiących się na bankiecie.
-Rozumiem, że pracuje dwie godziny tygodniowo i za takie wynagrodzenie jestem w stanie wyżyć? - Spytałam dosyć zdziwiona.
-Na spokojnie. W bankietach uczestniczą osoby trochę wyższe klasą od reszty. Oprócz wynagrodzenia ode mnie dostajesz kupę napiwków. - Na samą myśl, że mam śpiewać przed ludźmi w eleganckich garniturach i błyszczących sukniach zaczęłam się stresować. - Występ zaczynasz o 18, ale przyjdź wcześniej, żebyśmy mogli Cię przygotować.
-Mogę zabrać Daryla? Jako osoba towarzysząca.
-Normalnie się nie zgadzam na takie opcje, ale zrobię wyjątek. Pewnie będziesz się wtedy czuć pewniej. - Przytaknęłam uśmiechając się. - W takim razie do zobaczenia jutro.
-Do zobaczenia Panie Blake.
Okej. Muszę tylko dobrze śpiewać i ładnie wyglądać. Czy to tak dużo? Zdecydowanie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na sobie coś eleganckiego. A co z repertuarem? Może muszę sama coś przygotować? Jeszcze nie zaczęłam, a już mam powoli dosyć.
***
-Daryl, załatwiłam Ci wejściówkę na ekskluzywny bankiet, gdzie będziesz mógł pić i jeść do woli, więc proszę Cię tylko o to, żebyś przymierzył ten pieprzony smoking.
Od kilkunastu minut kłóciłam się z kusznikiem, bo za nic w świecie nie chciał zamieniać swoich luźnych ciuchów na coś eleganckiego. A naprawdę się musiałam naszukać, żeby znaleźć coś pasującego do jego budowy ciała.
-Będę wyglądał jak kretyn.
-Dzień jak co dzień Daryl. Proszę. - Powoli traciłam nadzieję na to, że założy ten smoking, ale ku mojemu zdziwieniu zaczął zdejmować swoją czarną koszulkę.
Przez cały czas kiedy się przebierał walczyłam sama ze sobą, żeby nie zjeżdżać wzrokiem niżej niż na jego twarz. Ale kiedy zobaczyłam go w tym smokingu od razu wiedziałam, że wygląda o wiele lepiej niż bez koszulki.
-Dopiero teraz wyglądasz jak prawdziwy bodyguard.
**********
CZYTASZ
You are my hope//Daryl Dixon
Teen FictionW świecie opanowanym przez apokalipsę zombie 22-letnia Harper Collins przypadkiem trafia do większej, bardziej rozwiniętej grupy, gdzie poznaje wiele osób- w tym Daryla Dixona. Jak potoczy się ich historia? Tego się przekonacie czytając. Historia je...