Siedząc w szpitalu nie dowierzałem w to co się działo za ścianą. Po kilkudziesięciu minutach odkąd udało mi się przyjechać ze Szwecji, zza drzwi wyszedł lekarz. Rzucił mi szybkie gratulacje odnośnie narodzin dziecka oraz dodał, że mogę wejść do sali, w której leżała Kamila. Pragnąłem, aby na jej miejscu leżała Lara, ale doskonale wiedziałem, że nigdy tego nie zobaczę.
Kamilę łatwo było zauważyć. Leżała w różowej pościeli, patrząc na małe zawiniątko, które trzymała. Nie wyglądała na aż tak bardzo zmęczoną, co pewnie wynikało z tego, że minęło kilka godzin od porodu. Cała akcja zaczęła się podczas meczu z Masarną, więc wiele mnie ominęło. Mimo to, nie żałowałem. Nie była to kobieta, którą kocham.
Podszedłem wolnym krokiem w kierunku Tomaszewskiej. Szatynka uśmiechnęła się odsłaniając buzię dziecka.
- Poznaj Oskara- oznajmiła mi.
- Nie tak się umawialiśmy- powiedziałem.
- Mam to gdzieś.
Popatrzyłem na twarz mojego domniemanego syna, który wlepiał we mnie swoje ciemne tęczówki. Przełknąłem nerwowo ślinę, kiedy złapał mnie za palec, jednocześnie ziewając. Chłopiec uśmiechnął się bezzębnie, a ja poczułem napływające łzy do oczu.
Może jego matka nie była w najmniejszym stopniu, tą osobą, o której zawsze myślałem w tych kategoriach, ale jednak po cichu zaczynałem liczyć, że okaże się on moim dzieckiem. Jeżeli trzeba będzie będę walczył o wyłączne prawa do Oskara w sądzie. Wiedziałem jakim typem człowieka jest Kamila i nie chciałem, aby mogła podejmować wobec niego jakiekolwiek decyzje.
Oddałem syna jego matce i przeprosiłem ją, opuszczając salę. Będąc na korytarzu pozwoliłem łzom spłynąć po policzkach. Osunąłem się pod ścianę, a moim ciałem wzdrygnął dreszcz. Zasłoniłem dłońmi twarz, nie chcąc aby ktoś zauważył, że płaczę.
To wszystko nie miało tak wyglądać. Na miejscu Kamili miała być blondynka z Wrocławia, która wywalczyła sobie prawo do startów w Ekstralidze, która nie ustępowała zdeterminowaniem innym zawodnikom, która w liceum mieszała dwa sporty na szczeblu niemalże zawodowym, która do wszystkiego podchodziła na logikę. To ją miałem odwiedzać, witając na świecie naszego potomka.
Tymczasem wszystko było całkowicie na odwrót, a ja już mało co mogłem wskórać.
Janowska zaczęła układać sobie życie beze mnie.
______
Czwartek zaczął się dla mnie dość pomyślnie. Świadomość o tym, że na trybunach będzie Janowska dodawała mi motywacji, aby dać z siebie trzysta procent. Wiedziałem, że wrocławiance towarzyszyć będzie jej przyjaciółka, z którą spędzała sporo czasu w przerwach między meczami. Co prawda w Szwecji jechały w przeciwnych drużynach i wtedy ich relacja zmieniała się na czysto zawodową.
Na porannym treningu, który miał wstępnie rozgrzać mięśnie, starałem się przyjąć każdą możliwą piłkę. Następnie rozgrywaliśmy akcje, jakie mogliśmy wykorzystać w cięższych sytuacjach. Trener uznał, że jeżeli ten mecz przegramy to Chińczycy musieliby znaleźć jakiegoś mistrza, aby przedrzeć się przez naszą obronę i nie tylko. Uznał, iż na mecz z reprezentantami z Azji jesteśmy bardziej niż gotowi.
Do czasu rozpoczęcia meczu nie szukałem kontaktu z wrocławianką. Poprzedniego wieczoru ustaliliśmy, iż mam skupić się na tym co jest moim głównym zadaniem dzisiejszego dnia. Dlatego zdziwiłem się widząc wiadomość od Janowskiej, na kilkanaście minut przed prezentacją drużyn i odśpiewaniem hymnów.
Powodzenia.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, po czym schowałem telefon do kieszeni w torbie. Mój wyraz twarzy nie umknął uwadze Kochanowskiego, który sugestywnie poruszył brwiami. Prychnąłem na zachowanie starszego o ponad miesiąc siatkarza. Po chwili w szatni zjawił się trener, który oznajmił nam kto jest w wyjściowej szóstce.
CZYTASZ
I Can't Pretend to Forget You| T.Fornal /M.Drabik
FanfictionNa co te wszystkie obietnice, plany, skoro życie jest bardziej pokrętne niż sobie myślimy? Jeden przypadek potrafi zburzyć cały świat jaki znamy, zmuszając nas do przystosowania się. W sporcie jest to jeszcze częściej spotykane. Dyskwalifikacja za...