Rozdział 25: Bizzare Love Triangle

883 187 0
                                    

Podobno miłość jest jak rana głowy. Sprawia, że masz zawroty, myślisz, że umrzesz, ale zazwyczaj dochodzisz do siebie...Tylko po jakim czasie?

- Chuck, powiedz coś...proszę – to milczenie było nieznośne. Od rana oboje próbowali udawać, że nic się nie stało, ale kiedy usadowili się w samochodzie, Julia nie mogła dłużej znieść tej przejmującej ciszy.

- Wyjdziesz za niego? - spytał bez owijania w bawełnę. Jedną ręką trzymał kierownicę, drugą ułożył na udzie.

- Nie wiem...- zbliżyła do niego dłoń i wówczas uniósł rękę do kierownicy, celowo unikając kontaktu, dotyku, którego wspomnienie przywoływało ból. Igrała sobie z nim, z jego uczuciami; należało to zatrzymać.

- Zrobisz jak uważasz – rzucił zimno.

Nie zamierzał robić jej wykładu, jak to popełnia błąd. To dorosła osoba, która sama musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

- Muszę podjąć decyzję Chuck...Muszę z nim szczerze porozmawiać – powiedziała. Nie chciała go zwodzić. Zresztą, nawet jeśli rozstałaby się z Tonym, rozpoczęcie nowego rozdziału nie byłoby łatwe. Na pewno potrzebowałaby czasu. Poza tym, jak by to miało wyglądać? Chuck był jego bliską rodziną...Myśl o tym powodowała, że czuła się jak...wywłoka. Wyjście było tylko jedno: uciąć to jak najszybciej.

- Rozumiem, naprawdę. Przed tobą trudne decyzje. Wiedz, że masz we mnie wsparcie – odparł, próbując pokonać wewnętrzną słabość, która stale popychała go w jej kierunku. Ale rozsądek nakazywał mu zakończyć tę szarpaninę, która zaczęła przejmować nad nim kontrolę.

- Myślisz, że...moglibyśmy się przyjaźnić?

Julio...cóż za wzniosły zamiar. Dlaczego więc twój ton jest taki smutny?

- Nie wierzę w przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Już ci to kiedyś mówiłem – odezwał się stanowczo.

- Przed chwilą obiecałeś mnie wspierać.

- Cholera – westchnął. - Zawsze dotrzymuję obietnic...Niech tak będzie – uniósł kąciki ust, ale nie było mu do śmiechu.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Potrzebowała go. Choć jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego...jak bardzo.

Wjeżdżali na teren posiadłości i Julia poczuła, jak jej żołądek boleśnie się kurczy. Lada moment czekała ją rozmowa z Anthonym. Już za chwilę padną słowa, które mogą zaważyć na jej przyszłości...

Wchodziła po schodach, tłumiąc gniew. Proszę, nie daj się ponieść emocjom; pomyślała. Wiedziała, że najlepszym przyjacielem i doradcą jest spokój, a mimo to nie potrafiła okiełznać wzburzenia, jakie narastało w niej od odkrycia występku narzeczonego. Była słaba; słabsza niż jej się zdawało, ale uparcie toczyła walkę sama ze sobą.

Anthony siedział w swoim gabinecie, pochylony w fotelu, niegdyś uwielbianym przez jego ojca. Schował twarz w dłoniach i pragnął zniknąć, gdy usłyszał kroki na schodach...To musiała być Julia, jej kroki rozpoznawał z daleka. Natychmiast wstał, przemierzył gabinet i stanął w drzwiach.

Powoli szła w jego kierunku, a z każdym krokiem uchodziła z niej złość. Patrzyła na jego twarz, rysowało się na niej napięcie, które podkreślało drobne zmarszczki wokół ust, oczu i na czole. Jego tors opadał i unosił się, oddychał płytko i szybko. Denerwował się bardziej od niej. Kiedy była już blisko, wyjął ręce z kieszeni. Tak bardzo pragnął ją objąć...Nie zważając na odrzucenie, wbił w nią wzrok i zagarnął w ramiona. A ona...choć może powinna, nie mogła go odtrącić...Jej serce chciało być blisko niego. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że walka będzie ciężka; bardzo ciężka. Ale tym razem pokaże charakter.

- Nie jest tak jak myślisz, kochanie...- zaczął ściszonym tonem, przyciskając ją mocniej do siebie.

- Nie podmieniłeś mi tabletek? - zapytała szorstko.

Potrząsnął głową.

- Nie.

- Co więc robiły w koszu?

- Nie wiem. Pytałem o to pokojówkę. Twierdzi, że nie pamięta, ale może wyrzuciła blister przez przypadek podczas sprzątania...Sprzątała szuflady, może opakowanie z niej wypadło...Wiesz, że w rezydencji jest sporo pracy, w zabieganiu łatwo popełnić błąd...

- Czyli w moim pudełku są pigułki antykoncepcyjne? - spytała, sądząc, że podmieniono je na inne tabletki. Nie bardzo wierzyła w tę historyjkę.

- Nie wierzysz mi – przyznał z goryczą. - Oddamy je do laboratorium. Będziesz miała potwierdzenie, że wszystko jest w porządku.

- Anthony...- odwróciła się od niego, bo poczuła, że łzy palą ją pod powiekami. - Nie chcę takich rzeczy...Chcę ci ufać, ale...Może pospieszyliśmy się z tym ślubem. Wszystko potoczyło się tak szybko...chyba za szybko.

- Za szybko? - powtórzył jej słowa. Serce waliło mu jak szalone. Był w szoku. - Nie...Od początku wiedziałem czego chcę, ja zawsze wiedziałem, czego pragnę i tak było z tobą. Albo będę z tobą...albo sam. Ale...może warto to przemyśleć. Jutro lecę na kilka dni do Nowego Jorku. Dam ci czas...Zastanów się. Jeśli chcesz przełożyć ślub...uszanuję twoją decyzję. Kocham cię, a myśl, że mógłbym cię stracić jest jak wielka dziura w sercu, ale...uszanuję każdą twoją decyzję.

Sposób w jaki to mówił, uwielbienie z jakim na nią patrzył...dotykało ją mocniej niż kontakt fizyczny. Kochała go, może nawet za bardzo...To chyba ten rodzaj miłości, który niesie zarówno szczęście, jak i cierpienie. Czy była gotowa na to cierpienie? Tego nie mogła wiedzieć. Nie mogła mieć już pewności, że ta miłość pokona wszystkie przeszkody, ale w tym momencie była pewna tej miłości i swoich uczuć do Anthony'ego.

- Kocham cię...Chcę, żebyś to wiedział...- ścisnęła jego dłoń.

- Wiem.

- Nigdy nikogo tak nie kochałam, ale nie pozwolę się zranić...znowu.

- A więc...robimy tak, jak powiedziałem? - chyba najbardziej bał się, iż Julia oznajmi, że to już koniec.

- Tak – oświadczyła, patrząc mu w oczy. Oboje teraz zastygli, jakby czas się zatrzymał. Dopóki Julia nie przysunęła się bliżej, by delikatnie pocałować go w usta. To było muśnięcie, tak łagodne, niemal niezauważalne, a jednak czułe, jakby coś zaczynało lub...kończyło. Pożegnalny pocałunek, oby nie ostatni, tylko nie ostatni; błagał w myślach. Choć sprawiało to takie wrażenie. - Odezwij się do mnie, jak tylko wysiądziesz z samolotu...- poprosiła, odchodząc w stronę sypialni.

Kiwnął głową. Nie mógłby postąpić inaczej. Tej nocy spali osobno; równie niespokojnie. Ta rozłąka była najgorsza z dotychczasowych. Niby krótka, ale zdawała się przeciągać w nieskończoność, pełna obaw, niepokoju i bólu...Tak ciężko czasem być razem, bez drugiej połówki jeszcze trudniej.

Ale kiedy spadają klapki z oczu, znikają różowe jednorożce. A wtedy pojawiają się...dylematy.


Flames (New York Splendor tom 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz