Ostatnie spojrzenie w lustro: delikatny makijaż, prosta, dzianinowa sukienka podkreślająca figurę i Julia mogła uznać, iż jest gotowa na romantyczną kolację z Anthonym. Ale jego rozmowa z Jamesem się przedłużała. Stwierdził, że wychodzi co najwyżej na kwadrans. Jednak, gdy dziewczyna spojrzała na zegarek, zauważyła, iż minęła już godzina.
W końcu się zjawił. Wzburzony wtargnął do środka. Julia nieczęsto widywała go tak zdenerwowanego.
- Coś się stało? - zapytała.
Kiedy podniósł na nią wzrok, zaniepokoiła ją jego surowa mina.
- Myślałem, że to o czym rozmawiamy, zostaje między nami...- oznajmił.
- Nie rozumiem – wzruszyła ramionami.
- Rozmawiałaś z Chuckiem o moich planach odnośnie firmy, a on pobiegł z tym do tatusia – jego ton był jednocześnie stanowczy i drwiący.
Dziewczyna nabrała powietrza do płuc, po czym odparła:
- Anthony...Chuck to rodzina i tak go traktuję. Sądziłam, że rozmowa z nim mnie uspokoi...że on potwierdzi, iż o wszystkim wie...
- Nie powinnaś była...To sprawy rodzinne...
- Słucham?! - wytrzeszczyła oczy, nie dając wiary temu, co słyszy. - Sprawy rodzinne...- powtórzyła, gdy nie odpowiedział. - Dokładnie. Powinniście więc przedyskutować to razem, ty, James, Malcolm i Chuck.
- James, Malcolm i Chuck odpowiadają za oddział w Londynie, a Nowy Jork...Stany...to „dziecko" mojego ojca – włożył w to ogrom pracy, serce i przekazał wszystko mnie. Mam więc prawo decydować o losach firmy...
- Wiesz co...- powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. - Liczyłam, że przyjazd do Taplow coś zmieni. Że uda się naprawić relacje w twojej rodzinie i...myślałam...czułam, że tego pragniesz...Pomyliłam się. Teraz widzę, że ty wcale tego nie chcesz...Nawet twoja mama zaczęła nad tym rozmyślać i zdaje się, że wielu rzeczy żałuje, ale ty...Chyba nie potrafisz im wybaczyć.
- Nieprawda. Zależy mi na rodzinie...
- Nie widzę tego, Tony – rzuciła oschle, kierując się do drzwi.
- Dokąd idziesz? Zaraz wyjeżdżamy...
- Nigdzie nie jadę. Straciłam apetyt.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Przemierzała samotnie hol, kuląc ramiona. Chciała gdzieś się schować, gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie i chyba tylko jedno miejsce w tym ogromnym domu, niosło nadzieję na odrobinę przestrzeni – biblioteka.
Pomknęła na górę. Zadręczały ją natrętne myśli przelatujące przez jej głowę. Powoli docierało do niej, że być może wcale nie znała Anthony'ego. Tak bardzo go kochała, ale czasem to, co czujemy...nie wystarcza, by myśleć o wspólnej przyszłości. Zwłaszcza jeśli dwoje ludzi ma tak różne spojrzenie na wartości.
Powoli przechadzała się wzdłuż regału. W końcu przystanęła, wbijając pusty, nieobecny wzrok w masywny mebel.
- Szukasz czegoś konkretnego? - znajomy, męski lekko ochrypły głos przerwał jej rozmyślania.
Odwróciła głowę.
- Chuck – uśmiechnęła się. - Szukam czegoś...do wachlowania...
- Do wachlowania? - przesunął palcem po brodzie.
- Tak...Potrzebuję czegoś, czym mogłabym się powachlować. Może trochę mi ulży...Pokłóciłam się z Anthonym...
- Polecam egzystencjalizm – wyjął książkę z półki. - Idealny...do wachlowania – mrugnął.
Zaśmiała się.
- Dziękuję.
- Chcesz pogadać?
- Tony posprzeczał się z twoim ojcem...
- Hm...Rozmawiałem z ojcem o tym Vincencie...Starałem się podejść do tego spokojnie.
- To nie twoja wina Chuck. Nie rozumiem, dlaczego Tony się tak zachowuje...Jest taki uparty.
- Zawsze taki był. On uważa, że Butler Construction, zwłaszcza siedziba w Nowym Jorku, to „dziecko" jego ojca.
- Dokładnie tak powiedział...
- Sama widzisz. Nie pozwoli nic sobie wytłumaczyć, zrobi po swojemu, a ja sądzę, że lepiej nie wszczynać kłótni...Są ważniejsze rzeczy.
- Właśnie...Dla mnie najważniejsza jest rodzina.
Słuchał jej z uwagą. I wziął sobie jej słowa głęboko do serca.
- Jesteś bardzo delikatna...ale też silna. Jeśli ktokolwiek ma jakiś wpływ na mojego kuzyna, to z pewnością ty. Anthony słucha jedynie ciebie...
Skinęła głową. Chuck miał rację. Dobrze zrobiła wytykając Tony'emu jego błędy. Tylko, czy on to sobie przemyśli? A jeśli nawet, to czy nie będzie próbował jej zamydlić oczu?
Do ślubu pozostało tak niewiele czasu, a ona zaczęła mieć poważne wątpliwości. Bo powinniśmy kochać osobę razem z jej demonami, wspierać ją w walce, ale tylko wtedy, gdy ona sama tego pragnie. W pojedynkę nie da się zdziałać nic. Wtedy należy spojrzeć na siebie, bo wartość naszego życia jest najważniejsza.
Tak, Julio. Sama miłość czasem nie wystarczy, by zbudować coś prawdziwego i wartościowego. Mam nadzieję, że już to wiesz.
[2] William Shakespeare: „Makbet", Wydawnictwo Siedmioróg 2017.
CZYTASZ
Flames (New York Splendor tom 2)
Roman d'amourErotyk🔥😈 Kontynuacja powieści "New York Splendor" opublikowanej 27.10.2021. Witajcie w Taplow... Malownicza, angielska posiadłość to idealne schronienie dla zakochanej pary - Julii Borne i Anthony'ego Butlera. A mają przed kim uciekać. Bowiem Juli...