17

9.7K 489 29
                                    




Leżałam na łóżku oparta o wezgłówek, podczas gdy ojciec Robina przyglądał się uważnie mojej ranie. Robin stał nad nim, jakby bał się, że mężczyzna zrobi mi krzywdę, ale jednocześnie streszczał wydarzenia sprzed kilku godzin. Byłoby to całkiem zabawne, gdyby ciężka, przywódcza aura razem z naturalnym skrępowaniem, nie wgniatała mnie w pościel. Starałam się nie pokazywać po sobie słabości, co za tym idzie, hamować wszelkie grymasy na twarzy. To w końcu był ojciec Robina.

Choć chyba nie wychodziło mi najlepiej, bo w pewnym momencie złapałam jego karcące spojrzenie. 

Mężczyźni byli zaskakująco do siebie podobni, choć przypuszczalnie to Castorp wygrywał w tym konkursie. Ojciec braci okazał się tak jak on masywny i poważny, choć jednocześnie posiadał takie same jak Robin, zielone oczy oraz czarne włosy. Inaczej jednak od synów, mężczyzna miał bardzo krótką fryzurę, wzdłuż szyi natomiast toporny tatuaż przedstawiający rozwartą, wilczą paszczę. 

Zdjął delikatnie papier, który przyłożyłam do rany i z nieporuszoną miną przyjrzał się szramie. W tym czasie drzwi uchyliły się ze skrzypnięciem i dołączyła do nas mama Robina, trzymając w rękach koszyczek ze środkami pierwszej pomocy. 

- Wydaje mi się, że nie trzeba tego zszywać, twoje ciało samo szybko się regeneruje - oznajmił mężczyzna, drapiąc się po brodzie. - Ale najlepiej mimo wszystko jeszcze raz zdezynfekować ranę i ją zabandażować. Podaj mi alkohol, Moniko. 

Jego żona natychmiast podeszła. Spoglądała na mnie z uśmiechem, jakbym była jej najdroższą przyjaciółką. Było to tak dziwne i niespodziewane, że nie potrafiłam utrzymać z nią kontaktu wzrokowego. I tak musiałam szybko się skupić na czymś innym, mężczyzna bowiem bezceremonialnie wylał mi na ranę spirytus. Ledwo powstrzymałam się od żałosnego miałknięcia. 

Osuszając mój brzuch wacikiem, ojciec Robina spytał rzeczowym tonem:

- Oprócz dzisiejszego zdarzenia, jakie jeszcze incydenty miały miejsce?

- Wczoraj Gwen pierwszy raz natknęła się na potwora. Poza granicami watahy. Później chwila przerwy i bum, dzisiejszy atak - oznajmił Robin, który musiał wycofać się spod zatłoczonego łóżka, choć wciąż bacznie obserwował poczynania ojca. 

- Nie, pierwszy raz zobaczyłam ją jeszcze wcześniej - sprostowałam - chyba... jakiś tydzień temu? Może więcej. Au!

Nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na jęk, który mi się wymknął, a w każdym razie nie ojciec Robina. Zajął się owijaniem mnie bandażem - może nie jakoś specjalnie gwałtownie czy brutalnie, ale z pewnością mógł być delikatniejszy. Coraz bardziej zażenowana przejęłam od niego opatrunek i korzystając tylko z lekkiej pomocy, sama zabrałam się za bandażowanie. 

- Nie mówiłaś mi o tym - Robin z kolei brzmiał na lekko urażonego. Przeszedł na drugą stronę łóżka i przysiadł obok. 

- Jak wiesz, nie byliśmy wtedy w najlepszych stosunkach. 

Cóż, to było eufemistyczne określenie, specjalnie nie chciałam robić dramatu przy jego rodzicach, lecz wzrok matki Robina i tak stał się bardziej zaniepokojony. Chyba nie była tego świadoma, ale położyła dłoń na ramieniu męża. Jakby "nienajlepsze stosunki" były czymś tak przerażającym jak koszmar, po którym czujemy potrzebę przytulenia się do kogoś. 

- No dobrze - kontynuował jej mąż, niezainteresowany moimi pogawędkami z Robinem - czyli to było twoje trzecie spotkanie z Mojrą. Ale to wciąż była ta sama Mojra? Za każdym razem wyglądała tak samo?

- Bezkształtnie, bezpłciowo i jakby chciała wyrwać mi wszystkie wnętrzności? Tak, za każdym razem tak samo. 

Robin stuknął mnie lekko w ramię, bardziej w formie prośby niż rzeczywistej groźby, abym ograniczyła pyskówkę. No dobrze, miał rację. Nie zjednywałam sobie przyjaciół. Choć na swoją obronę mogłam wskazać zachowanie jego ojca. Wcale nie przejął się moimi słowami. Wyglądał, jakby nic co do tej pory powiedziałam, nie wywołało w nim szczególnych emocji. 

- W takim razie to dopiero pierwszy etap, Gwen - oznajmił spokojnie, pilnując czy wystarczająco mocno ścisnęłam bandaż. Przypiął odstającą końcówkę metalową skuwką i wstał ze swojego miejsca. 

Teraz rozkład sił wyraźnie się zmienił, choć może tylko ja postrzegałam to w tych kategoriach. Rodzice Robina stanęli nad nami, jakby przyłapali dwójkę nastolatków w łóżku na niestosownych zabawach. Tworzyli wspólny front - potężny Alfa ramię w ramię z drobną, czarnowłosą kobietą, która była tak pewna swojego partnera, że zdawała się podzielać jego siłę. Niechętnie musiałam przyznać, że widok ten robił wrażenie. 

- Raz tylko spotkałem osobę, która wiedziała więcej o Mojrach - kontynuował mężczyzna - Był to Alfa, którego partnerka została przez nie wyeliminowana. 

Piękne, jakże sterylne słowo: wyeliminowana. To prawie tak, jakby miało nie boleć. 

- Z pewnością są trzy Mojry, tak jak mówią o tym mity. Ich wyrok nie jest ostateczny - zapewnił mężczyzna, chyba chcąc uspokoić coraz bardziej wzburzonego syna - one są właściwie sprawdzianem. Ale nie będzie on wcale łatwy. Nie wiadomo co może się jeszcze wydarzyć. 

- Trzy sprawdziany? - Upewniłam się - i jeden zaliczony?

- Nie ciesz się tak, mała Gwen. To wcale nie będzie łatwe, jak może ci się teraz wydawać. Najmłodsza siostra spośród trzech prawie cię zabiła, na twoim więc miejscu mierzyłbym siły na zamiary. 

 Odwrócił się i chciał już wyjść z pokoju, ale moja niewyparzona gęba zadziałała instynktownie. Może obudziła się we mnie moja buntownicza, wredna natura? Podniosłam się odrobinę na poduszkach i niemal zawołałam:

- Nie chcesz wiedzieć za co mnie ścigają?

Mężczyzna zatrzymał się w miejscu i lekko odwrócił. Jednak na jego twarzy nie zadrgał żaden mięsień, który mógłby wyrażać zainteresowanie. Natomiast Robin o mało nie palnął mnie w czoło. Nie patrzyłam na niego, lecz kątem oka wiedziałam, jak chwycił się za głowę, ewidentnie ubolewając nad moją głupotą. Wybacz, stary. 

- To nie jest moja sprawa - jego ojciec odparł po prostu, tonem człowieka, który rzeczywiście miał ciekawsze rzeczy na głowie. - Co więcej, śmiem twierdzić, że ty sama tego nie wiesz.  

I wyszedł z pokoju gościnnego, a zaraz za nim jego partnerka, posyłając jeszcze synowi pocieszający uśmiech.  

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz