23

7.1K 348 28
                                    

Ledwie mieścił się w drzwiach, a od jego wzroku sama zadrżałam. Był, kolokwialnie mówiąc, wkurwiony. A tuż za jego plecami stał Alan, chowając w dłoniach twarz, jakby nie mógł uwierzyć w zaistniałą sytuację. Ja też, stary, ja też. 

- Co ty tu robisz? - Spytałam głupio. Robin nawet na mnie nie zerknął, tylko wbijał zabójcze spojrzenie w zebranych. Wszyscy zerwali się z miejsc i powitali Alfę ukłonem, choć Nela wciąż jeszcze była czerwona ze złości. 

- Szukałem cię - przyznał twardym głosem, który osobiście rzadko u niego słyszałam. Chyba jedyny raz podczas naszej pierwszej rozmowy. - Nie wiedziałem, że urządzamy naradę wojenną. 

- Wojenną? O nie - Magdalena roześmiała się niezręcznie. - Wybacz Alfo, nie spodziewaliśmy się. Zaraz przyniosę coś do siedzenia...

Niezbyt delikatnie zdzieliła Harry'ego łokciem, aby się ruszył. Nie podnosił bowiem głowy z ukłonu i najwyraźniej nie chciał zwracać na siebie uwagę Robina, bo przez chwilę ignorował nawet ponaglenia żony. W końcu jednak stwierdził, że bezpieczniejszy będzie poza pokojem i zgięty w ukłonie, wycofał się z salonu. 

Robin przepuścił go, obrzucając jednym niezadowolonym spojrzeniem. 

- Proszę, zajmij moje miejsce - zachęciła Magdalena, odsuwając się na bok. - Wspaniale, że się pojawiłeś, Alfo. Właśnie rozmawialiśmy o tobie i Gwen, będziemy mogli wszystko wyjaśnić. 

- Też chciałbym parę rzeczy wyjaśnić - zgodził się Robin, zajmując zwolnione miejsce. Co zadziwiające, wcale nie wyglądał głupio na prostym krzesełku, lecz władczo, jakby zasiadał na tronie. 

Dziewczyny popatrzyły po sobie niezręcznie, ale w końcu zajęły miejsca. Ja się nie ruszyłam, niezdecydowana, czy wyjść czy usiąść i delektować się show. Chociaż Robin mógł właśnie zaprzepaszczać swoje szanse na zachowanie dobrych stosunków ze stadem. 

- Gwen jest moją partnerką, której już przyrzekłem samego siebie - powiedział, opierając łokcie na kolanach. Brawo, pochwaliłeś się bickami i zrobiłeś mi wiochę za jednym zamachem. - Obrażanie jej będzie równoznaczne z obrażaniem mnie. 

Oj, Robin, czemu tak to sformułowałeś? Niebezpieczne słowa, nie wiesz ile osób miałoby ochotę cię poobrażać. 

Nie wydawał się tym przejęty. Zapomniałam już, jak silną aurę wokół siebie roztaczał, chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że w swoim domu byli sobie równi z ojcem, matką i Lilą. Teraz dominował do tego stopnia, że nawet Nela zbladła i nie odważyła się odezwać. 

- A jeśli ktoś jeszcze raz nazwie ją dziwką, nie będzie miał już wstępu na teren stada - zakończył, patrząc w oczy każdej osobie. 

- Pośpieszyłyście się, dziewczyny - Alan odważył się odezwać, wchodząc do salonu. - Na jutrzejszym obiedzie miało być oficjalne zapoznanie. Gwen to nasza nowa Luna. 

Zarzuciłam głową tak gwałtownie, że najprawdopodobniej naruszyłam jakiś mięsień. O tym nie rozmawialiśmy! Luna... chociaż to było logiczne, partnerka Alfy zawsze obejmuje tę funkcję, ale w ogóle nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby nazwać tak mnie. Nie mogłam być Luną! Luna była najwyższą opiekunką, istotą niemal doskonałą w moich wyobrażeniach, matką całej watahy. 

To było zbyt absurdalne. Brawo Robin, właśnie zapewniłeś sobie bunt w stadzie. W tym momencie nikt nie zaprotestował, jednak spojrzenia, jakie dziewczyny sobie posłały, mówiły wszystko. 

Nie czekałam na więcej rewelacji. Przemaszerowałam przez korytarz ku wyjściu, jedynie chwytając swoje rzeczy w garść. Zignorowałam nawet Harry'ego, który zawołał za mną zaskoczony. 

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz