Chciał wejść. Alfa Robin miał zamiar wejść do mojego obskurnego mieszkania i przekonać się do jakiego prostactwa należy miejscowa dziwka.
Nie wyobrażałam go sobie w ciasnym salonie, czy nieskompletowanej kuchni. Nie byłam nawet pewna, czy głową nie sięgałby nisko zawieszonego sufitu, z którego jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się pozdejmować firanek pajęczyn. Musiałam przyznać przed samą sobą, że mimo liberalnego podejścia do własnego zawodu i życia, w tamtym momencie poczułam okropny wstyd.
- Mogę wejść? - Robin powtórzył pytanie przywracając mnie do rzeczywistości. Cały czas stał cierpliwie, znosząc strugi deszczu moczące jego ciemną bluzę. - Musimy porozmawiać - dodał.
Nie miałam nawet szansy odmówić własnemu przywódcy, bo moje wilcze ja posłusznie cofnęło mnie w głąb domu robiąc mu miejsce. Alfa z westchnieniem do złudzenia przypominającym ulgę, wkroczył do środka, owiewając mnie swoim narkotycznym zapachem. Aż przymknęłam oczy z wrażenia. I znów zmiękły mi nogi.
Rany, ogarnij się Gwen! Co się z tobą, do jasnej cholery, dzieje? Przecież to ty trzymasz w garści mężczyzn, nie na odwrót.
Pospiesznie zamknęłam drzwi (choć może odrobinę za mocno) i odwróciłam się w stronę gościa, który - tak jak podejrzewałam - w moim mikroskopijnym mieszkaniu wyglądał dosyć surrealistycznie. Garbił się nieco, dzięki czemu nie doszło do czołowego zderzenia z belką stropową, nie ulegało jednak wątpliwości, że wyglądał jakby wepchnął się do domku dla lalek. Rozglądał się ciekawie, rozchlapując krople deszczu dookoła siebie.
Odwróciłam się w stronę kanapy, by spróbować się uspokoić. Leżała na niej moja koszulka - a że wszystkie ręczniki już były schowane w torbie, podałam ją bez słowa przywódcy, by chociaż wysuszył twarz.
- Dzięki - burknął w zamyśleniu wbijając spojrzenie w jedno miejsce. Ja milczałam, niezdolna do pozbycia się z gardła guli strachu i upokorzenia, on- nie mam pojęcia dlaczego. Przedłużał moją udrękę dla uciechy? Czy może przepędzanie kogoś również dla niego nie należało do rzeczy przyjemnych?
Już się powoli zbierałam, by przerwać tę kakofonię ciszy, której przygrywał deszcz odbijający się od szyb, kiedy Alfa znów zwrócił wzrok na mnie - pełen emocji, niemożliwych do odczytania.
- Co to jest? - Spytał.
Podążyłam za jego oskarżycielsko wyciągniętym palcem, by zobaczyć torbę porzuconą w kącie. Była napchana, przez co sama się rozpinała, ukazując szczoteczkę i dokumenty wetknięte pomiędzy fałdy ubrań.
- Bagaż - wypaliłam i z ulgą odnotowałam pewny głos, bez najmniejszego zająknięcia. Tylko czemu chciało mi się płakać? Czułam się, jakbym wskoczyła do zupełnie obcego ciała, którego nie potrafiłam zrozumieć.
Alfa zmarszczył brwi, na moment przerywając osuszanie szyi. Napiętej szyi, na której wyskoczyła pulsująca żyła.
- Bagaż? Wracasz skądś?
- Raczej na odwrót. Wyjeżdżam - brawo. Powiedziałaś... no, prawie zdanie. Robisz postępy, dziewczyno!
Alfa zmarszczył się jeszcze bardziej i miałam nieodparte wrażenie, że tylko go prowokuję. Ale czemu się złościł?
- Trochę marny czas na wakacje.
No dobra, zaczynałam się gubić. Dlaczego właściwie przywódca pojawił się osobiście w moim mieszkaniu, co z tym wspólnego miał Harry i czemu nadal czułam się członkiem watahy?
- Nie jestem pewna, czy z kimś mnie nie pomyliłeś, Alfo - zaczęłam niepewnie, nie chcąc przecież jeszcze bardziej go rozjuszyć. - Mogłabym się dowiedzieć, o co chodzi?
CZYTASZ
Mate
Fantasy- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hipnotyzujące. - Ty tego nie czujesz? Mój zapach na ciebie nie działa? Nie masz wrażenia słabości, prz...