31

6.3K 318 20
                                    


Chwila pełna niedowierzania zabarwionego nieśmiałą nadzieją rozdarła się wraz z żałośnym jękiem Ian'a. Przeżył. 

Dzięki wyostrzonemu wzorkowi dostrzegałam zalewającą go krew, lecz równocześnie z niedowierzaniem musiałam patrzeć, jak chłopak się porusza. Cholerny karaluch. 

Mojra skoczyła do przodu. Wydaje mi się, że automatycznie zareagowałam na ruch jej mięśni, bo błyskawicznie, w pierwszej chwili nawet nie wiedząc dlaczego, uchwyciłam się przytrzymujących mnie dotychczas ramion. Obie padłyśmy na ziemię, chaotycznie przepychając, tak, że ledwo potrafiłam stwierdzić, która kończyna należała do mnie. Chwytałam się jej nóg i rąk, tylko po to, by zatrzymać ją z dala od Ian'a, a co za tym idzie - leżącej tuż obok Magdaleny. Nie mogłam pozwolić, by zrobiła krzywdę wilkołaczycy.

Magdalena nakarmiła mnie i stanęła po mojej stronie, nie mogłam teraz pozwolić ją skrzywdzić. Ta myśl dodawała mi niespodziewanej siły. Szamotałam się z potworem, nie bacząc na rany i roztapiający się pod nami śnieg (jakby nasz gniew dosłownie buchał gorącem).

Gdzieś na obrzeżach umysłu zarejestrowałam skamlenie Jerem'ego. Przytulił się do drzewa, ale nie wiedziałam, czy dlatego, że próba zabójstwa go przerosła, czy dlatego, że Ian przeżył, czy może przestraszył się walki. Szczerze mówiąc, nie przejmowałam się nim, dopóki znów nie wystrzelił z pistoletu. 

Huk rozdzielił mnie i Mojrę. Obie odskoczyłyśmy, jakby strzał padł między nami, choć tak naprawdę Jeremy wycelował w niebo. 

Nie mogłam powstrzymać mojego wilka, w końcu odczuwałam zagrożenie - skupiłam uwagę na bracie, warcząc na niego groźnie. Chwilę tę wykorzystała Mojra i pokracznym, pajęczym skokiem znalazła się przy Ianie. 

- Wszyscy spłoniecie - wysyczała na pożegnanie i rozwiała się w podmuchu wiatru, jakby w rzeczywistości pazury, którymi mnie poharatała, tak naprawdę zrobione były z cienia. Mój ból mógł potwierdzić, że nie były, że cielesna postać nie powinna się tak rozmazać, jakby ktoś wykreślił ją gumką z rzeczywistości. 

 Ale gdy tylko zniknęła, opadłam na ziemię z ulgi.

- Jeremy - wychrypiałam tym zmienionym głosem, przypominając sobie jednocześnie, że byłam na wpół przemieniona w wilka.  - Jeremy, odłóż pistolet i zobacz co z Magdaleną. 

Chłopak patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczami - musiałam wyglądać okropnie, jak prawdziwy potwór. Cholera. Co mogło mu strzelić do głowy?

Odetchnęłam, by uspokoić oddech.

- Jeremy - powtórzyłam jak najbardziej spokojnym głosem, choć wciąż brzmiał w nim wilczy warkot. - To ja, Gwen. Nie zrobię ci krzywdy, możesz odłożyć broń. 

- Jesteś okropnie brzydka, Gwen - oznajmił mi, wciąż przytulając pistolet do piersi. - Nie wyglądasz jak zawsze. 

- Tak, tak, potrafię się czasem zmienić. Ale to nie groźne - obiecałam - ja nie wejdę ci do głowy. Nie jestem Mojrą.

Nie byłam pewna, czy to zrozumiał, bo wciąż się nie poruszył i tylko patrzył na mnie tymi oczami pełnymi obłędu. 

- Zabiłem Iana - oznajmił. - Już koniec, nikt więcej nikogo nie zabije.

- No dobrze - westchnęłam. Jeremy najwyraźniej nie zauważył, że nasz brat przeżył. - Podejdę teraz do Magdaleny, tamtej, która leży obok ciebie. Jeśli się boisz, odsuń się. 

Wciąż tylko stał w miejscu, a ja nie miałam czasu, powoli więc się podniosłam. Podeszłam do Magdaleny, patrząc uważnie na Jeremy'ego. Byłam gotowa zareagować na każdy jego niewłaściwy ruch, jednak chłopak nijak nie reagował, zwróciłam więc uwagę na dziewczynę.

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz