8

13.6K 583 28
                                    



- Jesteś całkowicie bezużyteczna, Gwen! Myślisz, że skąd mamy wziąć pieniądze na twoje zachcianki?! 

- Zjadłaś zdecydowanie za dużo, co teraz podam twoim braciom?! Mają głodować, bo jesteś zachłanna? Ciesz się, że ojciec się o tym nie dowiedział.

- Ty przeklęta pokrako! Gdzie ukryłaś moją lalkę?!

- Rany Boskie, Gwen, ty to zawsze musisz coś zepsuć. Dobrze się bawiliśmy póki cię nie było. Nie wiem za co, ale masz mi odkupić tą piłkę. 

- Pasożyt! Myślisz, że możesz na nas tylko żerować? Przydałabyś się na coś i przyniosła jakieś pieniądze do domu. 

Nie. 

Koniec. 

Nie myśl o tym. 

Śpij. 


~***~ 


Wiatr wył za oknem, trzęsąc niepewną szybą i wszelkimi szczelinami wdzierając się do mojego skromnego mieszkania. 

Siedziałam skulona na kanapie, otulając się dwoma parami swetrów, najgrubszymi jakie znalazłam w szafie, ale i tak jesienny mróz doprowadzał mnie do dreszczy. Stopy schowane w grubych skarpetkach były skostniałe. 

Musisz chodzić. Ruch rozgrzewa - mówiła moja racjonalna część, która nieraz pomogła mi przetrwać ciężkie zimy. - Przydałoby się także coś do jedzenia...

Niestety nie miałam już pieniędzy, jedynie parę groszy za które mogłabym zdobyć może kilka bajgli. Zakupy, które przyniosła Magdalena skończyły się dzień wcześniej, a sama miałam na tyle przyzwoitości, by znaleźć żonę Harry'ego i oddać należność za "podarunek". Nie rozmawiałyśmy, spotkanie odbyło się bez ani jednego słowa. Tylko jej wzrok zdradzał, że nie spodziewała się po mnie takiego gestu - jakbym notorycznie okradała ludzi. 

Przepraszam bardzo, ja zarabiałam. Mogło im się to nie podobać, ale awantury powinny kierować do swoich ukochanych partnerów, nie do kobiety, która tylko przyjmowała ich pod swój dach. Czułabym się bardziej winna, gdybym chodziła rozebrana po ulicach i ich prowokowała. 

Oni sami przychodzili do mnie. 

I nadal przychodzą, a ty nawet im nie otwierasz drzwi! - Marudził głos, przekonując, że potrzebuję pieniędzy na jedzenie. 

Zaczynało do mnie docierać, że znajduję się w dosyć tragicznej sytuacji, której najbardziej prawdopodobnym zakończeniem była moja samotna śmierć głodowa w tej paskudnej ruderze. 

Tak, to była rudera. I nie, nigdy nie przyznałabym w tym przypadku Robinowi racji. 

I nigdy nie poszłabym do niego prosić o pomoc. To była jedna z niemożliwych opcji, które skończyłyby się śmiercią, tylko że mojego znikomego poczucia wartości. Zwłaszcza, że nasze ostatnie spotkanie nie skończyło się spokojnie. 

Ale kto mógł mi się dziwić? Robin bez pozwolenia wypowiedział słowa przysięgi, właściwie naznaczył mnie jako swoją partnerkę. Próbował się bronić, że absolutnie nadal mam wolną wolę i tylko on zobowiązał się do czegokolwiek, lecz w praktyce nie robiło to dużej różnicy. Moja dusza była już uwiązana.

I miałabym wrócić do takiego człowieka i przyznać, że ma rację i nie radzę sobie ze swoim życiem? Nie ma cholernej mowy. 

Wstałam gwałtownie z kanapy i podskoczyłam parę razy. 

MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz